"Czemu nie u sąsiada, kolegi z ławy szkolnej, znajomego czy przypadkowego przechodnia spotkanego na ulicy, lecz właśnie w moim sercu zrodziło się powołanie do kapłaństwa? Ciągle zadaję sobie to pytanie...". 18 neoprezbiterów zechciało opowiedzieć o "pragnieniu, które trudno opisać". I o tym, że Bóg bardziej szukał ich niż oni Jego.
Ks. Łukasz Piper
Ur. 12.10.1992 w Chorzowie, par. św. Barbary w Chorzowie. Rodzice: Andrzej, Beata z d. Drzyzga.
Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. (J 21,17)
Tyn pieron jest właściwym miejscu…
Chciałbym chyba zacząć od tego, że każdy człowiek pragnie w głębi swego serca być naprawdę szczęśliwy. To pragnienie było i jest również moim udziałem… Od zawsze wiedziałem, że chcę pracować z ludźmi i im pomagać, ale przez kilka dobrych lat szkoły średniej zastanawiałem się, w jaki sposób to robić. Pojawiały się pierwsze zauroczenia, nawet zakochanie, i ta myśl o kapłaństwie schodziła na dalszy plan. Zacząłem się bardzo poważnie zastanawiać nad studiowaniem resocjalizacji. W ten sposób budowałem sobie sam swoje przyszłe życie i tworzyłem różnego rodzaju plany na przyszłość. Jednak to pragnienie lat dziecinnych, gdy jako małych chłopiec wstąpiłem w szeregi ministrantów i zachwyciłem się Kościołem i kapłaństwem, gdzieś bardzo głęboko we mnie cały czas kiełkowało; ta myśl o zostaniu księdzem nie dawała mi spokoju. I tak w klasie maturalnej musiałem spojrzeć na swoje serce i rozeznać, które pragnienie jest większe… Ostatecznie nie ma innego powodu, żeby zostać księdzem, jak ten na literę „M”. TO MIŁOŚĆ I TYLKO MIŁOŚĆ jest prawdziwym powodem tego, że jakiś mężczyzna porzuca swoje marzenia o założeniu rodziny, o pięknej żonie u swego boku i wspaniałych dzieciach, aby w pełni i z niepodzielnym sercem służyć Bogu i drugiemu człowiekowi. Powołanie kapłańskie to „dar i tajemnica”, czasem zadawałem sobie pytanie, dlaczego ja; jest przecież wielu lepszych ode mnie, lepiej się uczących, bardziej poukładanych... Ale Pan Bóg wybiera tego, kogo chce, i nie wybiera za coś, ale pomimo wszystko... Bo nie przyszedł, aby powoływać sprawiedliwych, ale właśnie grzeszników. I muszę powiedzieć, że nie spotkało mnie w życiu większe szczęście nad to, że uwierzyłem w Jezusa i uwierzyłem Jezusowi; nad to, że mogę iść tą drogą, którą On dla mnie wyznaczył. Nad to, że mogę przyprowadzać ludzi do samego Chrystusa i że to On działa przez moje ręce. NIE MA PIĘKNIEJSZYCH MOMENTÓW W ŻYCIU, kiedy ktoś otwiera przed Tobą serce, a Ty możesz zanieść mu Jezusa, możesz zanieść mu Nadzieję.
Kiedyś podczas jednej z moich homilii Pan Bóg poruszył serce pewnej kobiety, która doświadczyła mocy słowa Bożego… To doświadczenie było tak silne, że powiedziała wtedy o mnie: „Tyn pieron jest na właściwym miejscu…”. Wszystkim życzę takiego poczucia, że się jest na właściwym miejscu, to cudowne uczucie. A moją największą radością będzie kiedyś, o zmierzchu mojego życia, powiedzieć jeszcze jeden, ostatni raz: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, szczęśliwi, którzy zostali wezwani na Jego ucztę...”.