Rowerzyści są już w Rumunii. Przed nimi ostatni odcinek.
Dzień szósty to już dla nas historia...
Niektórzy już nawet smacznie śpią! Droga wiodła dziś z Budapesztu do Mezotur, gdzie teraz jesteśmy. Wyjechaliśmy tuż po mszy św., którą odprawialiśmy o 6.00. Modliliśmy się za solenizanta dnia Oskara, któremu dziś niestety strzeliła kolejna szprycha... Pokonaliśmy w sumie 165 km, bo ukształtowanie terenu sprzyjające. Trasa prosta, spokojna... Jechaliśmy zatem w małych grupach, można było nawet porozmawiać! A jak przystało na sobotę rano, chcieliśmy zrobić zakupy, ale dziś tu Święto Patrona Węgier Św. Stefana, więc zakupy udało się zrobić na stacji benzynowej...Dajemy radę!
Śpimy na dziko. Próbowaliśmy przenocować u gospodarzy, ale nie byli chętni nas przyjąć... Być może dlatego, że nie znali angielskiego ani chińskiego, którymi my jako grupa władamy :-).
Rozważaliśmy w ciągu dnia obraz Boga, który nosimy w sobie, stawiając sobie pytanie czy nie jest to jakaś kreacja daleka od Biblii, Ewangelii? Zastanawialiśmy się też nad sobą i własnym wyobrażenie siebie, o swoich słabościach, kompleksach, pysze... A jutro wstajemy godzinę później, czyli o 6.00, by wyruszyć o 7.00. Mamy 80 km do granicy. Dobrej niedzieli wszystkim!