Pięć ofiar śmiertelnych i dwóch cudem ocalonych górników - to bilans tąpnięcia w jastrzębskiej kopalni. Przypominamy przebieg tragedii i akcji ratowniczej.
Czterech górników wyszło o własnych siłach z tego zagrożonego rejonu. Pozostałych siedmiu nie wyjechało na powierzchnię. Ratownicy rozpoczęli wyścig z czasem, żeby ich ocalić.
Do dwóch żywych górników ratownicy dotarli pierwszego dnia akcji. Okazało się, że uratowani próbowali z początku wychodzić sami. Przedzierali się ciasnym prześwitem, który dodatkowo tarasowały pogięte, metalowe elementy.
Gdy zabrakło im tlenu w aparatach ucieczkowych, odszukali lutniociąg, czyli rurę z powietrzem.
- Potem już tylko robili dziury w lutniociągu i czekali - mówił „Gościowi” bliski jednego z nich. Gdy któryś z nich choć odrobinę próbował się oddalić, od razu robiło mu się słabo - tak wielkie wokół było stężenie metanu. Miejscami przewyższało 40 procent.
Nowy brat
Obaj przetrwali tuż przy rozszczelnionym lutniociągu, aż przyszli po nich ratownicy.
- Pragnę wyrazić podziw dla heroizmu tych dwóch uratowanych górników. Dzisiaj nie boję się użyć słowa cud - mówił 16 maja Daniel Ozon, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej. - Ich determinacja, zimna krew, jaką zachowali, intuicja górnicza, wiedza, ale przede wszystkim ogromne, ogromne szczęście, spowodowały, że są z nami. 5 maja będzie dla nich kolejnym dniem ich nowych urodzin. To, co przeżyli na dole, przedzierając się przez ponad pół kilometra spowodowało, że każdy z nich ma swojego nowego brata - powiedział.