Śląscy neoprezbiterzy 2016 opowiadają o swoim powołaniu.
Ks. Marek Fenisz
Pan Jezus upomniał się o mnie
Informacje
Parafia: pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Kłodnicy.
Rodzice: Irena (dyżurny ruchu) i Henryk (górnik). Rodzeństwo: brat Łukasz (żonaty).
Hasło prymicyjne: „W Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki (Te Deum laudamus).
Praca magisterska: „Twórczość mszalna śląskich muzyków kościelnych po Soborze Watykańskim II (u ks. prof. dr. hab. Antoniego Reginka).
Zainteresowania: Chyba jestem takim człowiekiem, który szybko się nudzi, więc jest tego trochę więcej, ale od niczego nie jestem „uzależniony”. Lubię oglądać filmy (naprawdę widziałem ich bardzo dużo...), lubię czytać książki, ale tylko te dobre. Słucham sporo muzyki, a od kilku lat jest to przeważnie muzyka poważna (orkiestra symfoniczna jest CUDOWNA!!!). Lubię jeździć na rowerze (choć jakbyście zobaczyli mój brzuszek, to od razu zorientowalibyście się, że ostatnio to zaniedbałem…). Uwielbiam podróżować i oglądać nowe miejsca, szczególnie jeśli chodzi o góry.
Preferencje co do pracy duszpasterskiej: Jestem otwarty na nowe wyzwania. Nie boję się ani pracy z dorosłymi, ani z dziećmi. Mogę prowadzić Różaniec i modlitwę spontaniczną. Myślę, że potrafię się dogadać ze wszystkimi. Jedyne, o czym marzę, to to, żeby to zawsze była parafia…
Związki z ruchami, wspólnotami: Wywodzę się zarówno z ministrantów, jak i z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Podczas formacji seminaryjnej poznałem Dzieci Maryi i od razu je pokochałem.
Jak najbliżsi przyjęli moją decyzję? Zdecydowanie byli zszokowani, bo jak już wcześniej pisałem, byłem zdecydowanym buntownikiem, który zrezygnował ze służby przy ołtarzu i nie był najpobożniejszym nastolatkiem. Raczej odpowiadali, że prędzej by się tego spodziewali po Łukaszu, moim bracie. Właśnie tylko Łukasz jakoś od razu się ucieszył i zrozumiał.
Ważne osoby i wydarzenia: Bardzo mi pomogły piesze pielgrzymi z Halemby na Jasną Górę. Chodziłem na nie co roku, bo byli tam moi koledzy i zawsze uczestniczyło w nich dużo fajnych dziewczyn. A przy okazji tych „niepobożnych” motywów Matka Boża tam zrobiła swoje. Chyba Jej najbardziej zawdzięczam moje powołanie, dlatego też mam Czarną Madonnę na obrazku prymicyjnym. A jeśli chodzi o księży, to dużo zawdzięczam swojemu poprzedniemu proboszczowi ks. Henrykowi Jerszowi, któremu dawałem nieźle popalić, ale zawsze krótko mnie trzymał i zachęcał do częstych służb i angażowania się w liturgię.
Ulubieni święci: Moją ulubioną świętą jest Maryja, a najbardziej ta Jasnogórska, choć przecież wszędzie jest ta sama…
Ulubione lektury czy filmy: Jeśli chodzi o książki, to każdemu poleciłbym „Ślady małych stóp na piasku” Anne-Dauphine Julliand. Wzrusza każdego, nawet 100- kilogramowych mężczyzn! A dla tych, którzy mają więcej czasu i nie boją się obszerniejszych pozycji, polecam książkę „Ojciec Eliasz. Czas Apokalipsy” Michaela O’Briena. Kiedy się ją kończy czytać, jest się wściekłym, że ma tylko 600 stron.
Jeśli chodzi o film, to na pewno trzeba zobaczyć przynajmniej cztery najnowsze „Jamesy Bondy”. Serię nowego Batmana i oczywiście sagę „Gwiezdnych Wojen”. A jeśli ktoś jednak woli się pośmiać, siedząc przed telewizorem, to polecałbym „Nietykalnych” i „Za jakie grzechy, dobry Boże?”.
Refleksja na temat mediów społecznościowych i ich roli w duszpasterstwie: Jeśli mamy zło dobrem zwyciężać, to musimy siać to dobro w miejscach przesiąkniętych złem. Posłuchałbym Jezusa mówiącego, abyśmy głosili Ewangelię po krańce świata. Media społecznościowe poszerzyły nam te granice. Dzisiaj krańce świata to nie tylko Azja, Afryka czy Ameryka Południowa, ale także Facebook, Twitter i Instagram.
Powołanie
Zostałem księdzem, bo nie potrafię rysować! Kiedy w 2 klasie szkoły podstawowej trzeba było w „Elementarzu” narysować, kim chce się zostać w przyszłości, wpadłem na pomysł, że najłatwiej narysować księdza w ornacie, bo to przecież tylko półkole z głową! Jednak to wszystko zaczęło się nieco wcześniej. Rodzice od małego uczyli mnie modlitw i prowadzili do kościoła. Takie wychowanie zaowocowało tym, że od razu po Wczesnej Komunii zapisałem się do ministrantów. Podobało mi się, jak starsi koledzy służą, i czułem, że Pan Jezus mówi mi, że to moje miejsce. Kochałem być przy ołtarzu i starałem się jak najstaranniej wykonywać wszystkie czynności ministranta. Takie sielankowe życie prowadziłem przez całą szkołę podstawową, jednak kiedy trafiłem do gimnazjum, wiele się zmieniło. Poczułem się wtedy prawie dorosły. Już nie dziecko, ale poważna młodzież gimnazjalna. Wtedy wydawało mi się, że już wszystko wiem najlepiej i nie muszę słuchać rodziców, wychowawców i księdza. Buntowałem się przeciw wszystkim. Skończyło się to tym, że na koniec gimnazjum zrezygnowałem ze służby przy ołtarzu. Na szczęście rodzice troszczyli się o to, żebym zawsze w niedzielę znalazł się w kościele – i za to jestem im szczególnie wdzięczny.
W technikum wiele się nie zmieniło. Choć już nie buntowałem się tak mocno, to wydaje mi się, że było to efektem bardziej lenistwa niż poprawy zachowania. I choć moje życie się nie zmieniało, Pan Jezus upomniał się o mnie. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale nagle w klasie maturalnej wracały myśli z początku szkoły podstawowej, że może jednak zamiast na politechniki pójdę do seminarium…, że powinienem stać przy ołtarzu. Zacząłem się zastanawiać i postanowiłem, że nie zaszkodzi spróbować, bo w końcu z seminarium można po prostu zrezygnować. I tak przeleciało 6 lat.