Śląscy neoprezbiterzy 2016 opowiadają o swoim powołaniu.
Ks. Szymon Badura
Móc samemu odprawiać Mszę...
Informacje
Parafia: św. Wojciecha w Mikołowie.
Rodzice: Hanna, pielęgniarka, Jacek, kierowca. Rodzeństwo: brat Dawid.
Motto na obrazku prymicyjnym: „Oto mi Bóg dopomaga /Pan podtrzymuje me życie /Będę Ci chętnie składał ofiarę /I sławił Twe imię” (Ps 54,6.8).
Temat pracy magisterskiej: „Dietricha von Hildebranda filozoficzno-teologiczna diagnoza współczesności”.
Zainteresowania: muzyka, śpiew, sporty zimowe, literatura, górskie wędrówki, kino, teatr.
Powołanie
Chodzenie za Jezusem przypomina wchodzenie na górskie szczyty. Przed sobą widać tylko wąski szlak, miejscami zawiły, stromy. Widok zasłaniają drzewa, jedynie od czasu do czasu, kiedy drzewa rosną nieco rzadziej, przebija się górski krajobraz. Bywa tak, że szlak się nam gubi – mamy wtedy wątpliwość, czy w ogóle dojdziemy do celu. Dopiero ze szczytu widać, że te wszystkie małe dróżki, podejścia, doliny mają sens i cel. Teraz kiedy skończyłem seminarium i stoję na progu kapłańskiej drogi, widzę wyraźnie, jak Jezus mnie prowadził, jak mi „dopomagał i podtrzymywał me życie”. Z tego szczytu widzę, że nawet te ciemne, trudne podejścia miały sens!
Z samej góry, jak z lotu ptaka, widzę, jak Bóg mnie powoływał od najmłodszych lat. Z rodziną wspominamy nieraz, z jakim namaszczeniem, przy asyście mojego brata i kuzynki, odprawiałem swoje pierwsze „msze” przy desce do prasowania. Żeby nasze „liturgie” miały godną oprawę, trzeba się było nieźle natrudzić – mama zawsze krzyczała, że pod jej nieobecność wyciągaliśmy z kredensu niezbędne do naszych „mszy” wielkie kryształowe kieliszki. Te dziecięce zabawy nie były tylko sposobem na spędzanie wolnego czasu; dziś widzę, że była to chęć zbliżenia się do tego, co święte, piękne, co poruszało nas na coniedzielnej Eucharystii.
Pamiętam bardzo mocno moment przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej – tak bardzo czekałem na to, żeby w końcu móc przyjmować Pana Jezusa jak każdy dorosły!
Mam przekonanie, że to wielkie pragnienie, żeby jak najczęściej być u Komunii, które mi towarzyszyło całe młodzieńcze życie, legło u podstaw innego wielkiego pragnienia – żeby być jak najbliżej ołtarza, żeby móc samemu odprawiać Mszę.
Dojrzewać w wierze pozwoliła mi oaza. Rekolekcje wakacyjne były przełomowymi momentami, w których uczyłem się, że Jezus może do nas mówić, że można Go bardzo konkretnie „usłyszeć”, zobaczyć Jego działanie w przejawach Ducha Świętego. Ruch Światło–Życie zbliżył mnie jeszcze bardziej do liturgii, na rekolekcjach zresztą mogłem pierwszy raz służyć do Mszy Świętej, bo nigdy dotąd nie byłem ministrantem!
Decyzję o pójściu do seminarium rodzina przyjęła spokojnie. Sami już to przeczuwali. Dzięki wsparciu rodziny mogłem spokojnie przejść czas formacji i dojść do tego punktu – święceń kapłańskich. Pierwszy szczyt za mną – ale wiem, że nie ostatni! Mam wokół siebie przyjaciół, bliskich, wiem, że dzięki nim, a przede wszystkim, dzięki Jezusowi, nie będę osamotniony w swojej drodze powołania. Bogu niech będą dzięki!