Ośmiu diakonów Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego przyjęło w sobotę 13 maja święcenia z rąk abp. Wiktora Skworca w katowickiej katedrze. Jak odkrywali swoje powołanie? Jaka droga przywiodła ich do seminarium? Zapraszamy do lektury.
ks. Mateusz Poniszowski
ur. 06.11.1997 Bytom,
parafia zamieszkania: Świętych Ap. Piotra i Pawła, Brzozowice- Kamień
hasło prymicyjne: "W Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki!" (Te deum)
Swoje powołanie odkrywałem w zwyczajności. Czasem zdarza się, że ktoś przeżywa coś spektakularnego, jakieś nawrócenie, które powoduje gruntowną przemianę swojego życia. U mnie tak nie było, co nie znaczy, że nie staram się ciągle nawracać. W mojej rodzinnej parafii od I Komunii Świętej byłem ministrantem, potem członkiem Eucharystycznego Ruchu Młodych, w gimnazjum zostałem oazowiczem i myślę że przede wszystkim te grupy, a także świadectwo wiary moich rodziców i dziadków, szczególnie dziadka Romana, powoli, ale systematycznie przygotowywało mnie na usłyszenie głosu Pana Boga, by za Nim pójść. Choć nie od razu było to dla mnie tak oczywiste. Zawsze w tym rozeznawaniu mojego powołania, a ono odbywa się w czasie całej seminaryjnej formacji, mogłem polegać na mojej rodzinie, która zaangażowana, zawsze wspierała, ale nigdy nie wywierała jakiejkolwiek presji.
Co dotyczy się hasła, to na piątym roku formacji ogarnął mnie lęk: jak mam głosić słowo Boże, skoro ono dla wielu jest głupie, niepopularne. Zacząłem się bać. Pewnego seminaryjnego poranka, modląc się godziną czytań, mocno do mnie przemówiły słowa z hymnu Te Deum: „W Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”. I to wprowadziło w moje serce pokój. Postanowiłem wtedy, że kiedy będę się bał czegokolwiek, co należy do mojego powołania, to będę się tymi słowami modlił, bo faktycznie oddałem swoje życie i przyszłość w ręce Boga, zaufałem Mu, więc dlaczego On miałby mnie zawieść? Nigdy dotychczas mnie nie zawiódł i jestem pewien, że nigdy tego nie zrobi. Wybrane hasło przypomina mi, że mam być dumny z tego, że jestem dzieckiem Bożym.
Do ważnych wydarzeń z okresu mojej formacji seminaryjnej zaliczam dwa wydarzenia. Pierwszym jest roczny okres propedeutyczny, tak zwany „zerowy”, który wtedy odbywaliśmy w Brennej. Tam przede wszystkim zacząłem świadomie budować moją relację z Panem Bogiem. Stało się to możliwe dzięki formacji ludzkiej, której byliśmy poddani szczególnie w tym czasie. Co to znaczy? Chodzi o to, żeby poznać siebie, wady i zalety, mechanizmy, w których funkcjonowałem i sposoby, żeby z nich wychodzić. Dzięki temu, znając siebie (na tyle, na ile to możliwe), mogłem zacząć budować relację z Bogiem i pogłębiać ją na dalszych etapach i ten proces dalej trwa. Uważam ten okres mojego życia za szczególne działanie Ducha Świętego i jestem Bogu za to wdzięczny! Drugim ważnym wydarzeniem były rekolekcje w Kokoszycach, przed święceniami diakonatu, kiedy uświadomiłem sobie całą swoją biedę i niedoskonałość, która dalej we mnie jest i wstyd, że taki mam stanąć przed Bogiem i przyjąć święcenia. Kiedy się z tym zmagałem, Pan Bóg przez swoje Słowo pokazał mi, jak On na mnie patrzy, co we mnie widzi i że nie zostawi mnie nigdy samego. Znowu spełnił obietnicę z mojego hasła prymicyjnego i przypomniał mi, że wystarczy, żebym Jemu zaufał. Wielokrotnie mi to przypominał, dlatego ten cytat z Te Deum jest mi tak bliski i dla mnie tak ważny!