Niezwykły budynek, choć na pierwszy rzut oka niepozorny, znajduje się w Rudzie Śląskiej, w dzielnicy Wirek, przy ul. Krasińskiego 1. Jest związany jest z historią Chóru "Słowiczek" i losami Górnoślązaków.
W lutym 1920 roku zmarł pierwszy prezes Józef Szudy. Dla „Słowiczka” oznaczało to kolejne problemy. Właśnie wtedy pod okiem wojsk alianckich oraz Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej niemieccy urzędnicy w coraz większym stopniu poczęli uniemożliwiać Polakom prowadzenie działań zachęcających miejscową ludność do udziału w plebiscycie i głosowaniu za Polską, a niemieckie bojówki prowadziły coraz śmielsze ataki na Polski Komisariat Plebiscytowy i zwolenników Polski. W nocy z 19 na 20 sierpnia 1920 roku wybuchło II powstanie śląskie. Duża część śpiewaków „Słowiczka” wstąpiła w szeregi powstańcze albo zaangażowała się w akcję plebiscytową.
Po zawieszeniu walk, przeprowadzeniu głosowania i przedstawieniu pomysłu oddania Niemcom niemal całego obszaru plebiscytowego na nowo wszczęto strajk generalny. Od początku maja do połowy czerwca 1921 roku trwały krwawe walki trzeciego śląskiego powstania.
W cieniu tych wydarzeń i dziejowych zawirowań w obszarze wielkiej polityki członkowie „Słowiczka” rozniecali w Wirku żywy płomień tożsamości narodowej – śpiew chórzystów trwał w każdym miejscu, w jakim się znajdowali. We wrześniu 1921 roku „Słowiczek” uczestniczył w pierwszym Zjeździe Śpiewaczym w Radoszowach koło Kochłowic, gdzie otrzymał drugą pochwałę za pieśń Jak lilia.
W październiku 1921 roku Rada Ambasadorów postanowiła przyjąć korzystniejszy dla Polski podział Górnego Śląska. Atmosfera nadal była jednak napięta. Między innymi dlatego dopiero 2 lipca 1922 roku „Słowiczek” mógł poświęcić swój sztandar. Mimo względnego unormowania sytuacji zewnętrznej chór wciąż borykał się z problemem znalezienia odpowiedniego dla siebie miejsca. Od 1923 roku lekcje „Słowiczka” odbywały się a to w szkole, a to w salkach wynajmowanych u osób prywatnych (panie Grundajowa, Witolowa)… Wreszcie, dzięki staraniom Antoniego Szpilki i Karola Bytomskiego udało się ulokować Towarzystwo w ochronce przy kościele parafialnym. Śpiew chórzystów niósł jednak się jednak coraz pewniej, coraz mocniej, bo już po oficjalnie polskiej ziemi.
24 czerwca 1923 roku na trzecim Zjeździe Śpiewaczym w Nowym Bytomiu „Słowiczek” zajął drugie miejsce za pieśń Wiosna Karola Kleina.
Nadeszła dla „Słowiczka” prawdziwa wiosna. Zespół zaczął odnosić znaczące sukcesy. Po krótkotrwałym eksperymencie, jakim było przekształcenie zespołu w powstały z połączenia Towarzystwa Śpiewu „Lutnia” i „Słowiczka” w Chór Kościelny, powrócono do samodzielnej wytężonej pracy. W 1926 roku zarząd chóru z prezesem Paweł Kmieciakiem na czele zorganizował własną orkiestrę, dla której większość instrumentów ufundował sam prezes. Prezes Kmieciak nie szczędził swoich zarobionych pieniędzy na muzykę, którą kochał. Chór rozwijał się i kształcił. A wypada podkreślić, iż należeli do niego prości robotnicy, amatorzy.
Piątego września 1926 roku podczas V Zjazdu Śpiewaczego w Bielszowicach „Słowiczek” pod dyrekcją Kandziory zajął pierwsze miejsce: wykonał Wesele Sieradzkie Karola Mieczysława Prosnaka. 15 maja 1927 roku podczas VI Zjazdu Śpiewaczego w Nowej Wsi ponownie zajął pierwsze miejsce. Tym razem przyczyniło się do tego wykonanie utworu Kulik tego samego kompozytora. W 1929 roku wireccy śpiewacy wzięli udział we Wszechsłowiańskim Zjeździe Śpiewaczym w Poznaniu. Chór, który liczył wtedy 157 członków, z powodzeniem wykonał popisową Balladę Prosnaka i zajął drugie miejsce.
„Słowiczek” jako pierwszy amatorski chór w kraju podjął się wykonania dzieł kantatowych i oratoryjnych Feliksa Nowowiejskiego i Antonina Dworzaka.
W 1932 roku J. Kandziora zaproponował śpiewakom przygotowanie wykonania oratorium „Quo Vadis”. Tekst dzieła napisany był w partyturze w języku angielskim, francuskim i niemieckim, dlatego prezes Stanisław Komander nawiązał korespondencyjny kontakt z twórcą. Latem 1932 roku doszło do pamiętnego spotkania z kompozytorem u ks. Emanuela Grimma w Istebnej, gdzie prezes Komander dojechał z Wirku… rowerem. Mistrz wypożyczył mu polski rękopis „na słowo” pod warunkiem terminowego zwrotu.
Rozpoczęła się mozolna praca całego zespołu. Tekst przepisano, powielono, powklejano do zeszytów nutowych. Potem nastąpiły próby - cztery do pięciu w tygodniu; w styczniu, lutym i marcu 1933 roku próbowano przez 25 wieczorów w każdym miesiącu! Dzieło Nowowiejskiego wystawiono trzy razy: - drugiego kwietnia w Kinie „Słońce” w Nowej Wsi (m.in. prawie dwustuosobowy chór „Słowiczek” oraz osiemdziesięciu muzyków Orkiestry Filharmonii Śląskiej), dziewiątego kwietnia w sali Szastoka w Świętochłowicach i jedenastego kwietnia w Sali Powstańców Śląskich w Katowicach.
Kolejną propozycją dyrygenta było wystawienie w 1934 roku z okazji 15-lecia chóru oratorium „Stabat Mater” oraz „Te Deum” Dworzaka. Szczupły lokal siedziby „Słowiczka” zmusił zarząd, aby przenieść się do sali Stanisława Jaworka w Wirku oraz do zakupu fortepianu. Czwartego marca 1934 roku zaprezentowano przygotowany materiał słuchaczom. W ich gronie znaleźli się m.in. przedstawiciele Republiki Czeskiej z Konsulem Generalnym Janem Procházką oraz przedstawiciele władz państwowych i samorządowych.
Nie sposób nie przytoczyć pewnego faktu z tego koncertu... Wszyscy wykonawcy i słuchacze zorientowali się, że tempo finału „Te Deum” uległo przyspieszeniu. Sprawa wyjaśniła się następnego dnia: maestro Kandziora śpieszył się jak nigdy przedtem do domu... Kiedy po półgodzinnej jeździe tramwajem przekroczył już progi swego mieszkania w Świętochłowicach, usłyszał z sypialni płacz noworodka i mógł już przywitać się z upragnioną córką Joanną.
Największą przeszkodą w pracy chóru były warunki lokalowe.