W Katowicach-Bogucicach, w parafii, przy której siedzibę ma Archidiecezjalne Centrum Duchowej Adopcji, zostanie odprawiona Msza św. za dar życia i błaganie przez wstawiennictwo Najświętszej Panny Maryi o poszanowanie życia od poczęcia do naturalnej śmierci.
Cóż oznacza taka decyzja - wyrok. A ja nie poszłam za tym głosem. Oddałam to wszystko Panu Jezusowi. Przez dłuższy czas nie odnajdywałam rozwiązań. Po modlitwie za wstawiennictwem wtenczas jeszcze papieża Jana Pawła II czułam, że jest ze mną w mojej walce.
Zaszłam w ciążę, jednak okazało się początkowo, że jest to ciąża pozamaciczna, którą trzeba koniecznie usunąć. Nie zgodziłam się na to. Udając się do kolejnych lekarzy i słysząc te same słowa - jeszcze gorliwiej modliłam się. Panie ty możesz wszystko, w Tobie jest nadzieja, Ty wszystko możesz.
Spotkałam na swej drodze kolejną lekarkę, niesamowitą, ciepłą i troskliwą osobę, która pokierowała mnie do następnego lekarza. Już wtedy wiedziałam, że nie jestem sama. To Bóg postawił ją na mojej drodze. Pierwsza wizyta nie była niczym innym, jak powrotem do przeszłości. Lecz lekarz ten miał w oczach ten blask, jaki bije z obrazu Jezusa Miłosiernego. Z mężem rozpoczęliśmy duchową walkę o nasze dziecko.
W trakcie badania USG nie było widocznego tętno dziecka Po kolejnych dwóch wizytach oczy lekarza zaczynały gasnąć. To, co mi wtedy powiedział lekarz, bardzo zabolało: "Przykro mi to mówić, ale przy kolejnej wizycie, jeśli nie będzie tętna dziecka, musimy dokonać zabiegu usunięcia".
Czas do kolejnej wizyty był dla nas ogromnym obciążeniem, zdarzało się, że stawałam się rozdrażniona, niespokojna, a na pytania rodziny, jak się czuję, już nie reagowałam. Nadszedł ten dzień i byłam w gabinecie, poddając się kolejnemu badaniu. Zauważyłam twarz lekarza i łzy spływające z oczu oraz poczułam wokół niewyobrażalne ciepło i jasność. Jest tętno dziecka. Wiedziałam. Jest cud! Chwała Panu za ten dar - mam syna.
Później staraliśmy o kolejne dziecko, już z zagrożeniem życia, niestety poroniłam. Przez bardzo długi czas nie mogłam się z tym pogodzić, byłam smutna, przygnębiona. Widząc dzieci, miałam ogromne pragnienie. Dowiadując się, czym jest duchowa adopcja, wiedziałam, że gdzieś jest matka, która potrzebuje mojej pomocy.
Włączając się w to apostolstwo zmieniałam się. Często w czasie modlitwy zastanawiałam się, jak mama się czuje? Co teraz robi? Czy wszystko przebiega pomyślnie? Czy dzieciątko rośnie zdrowo? Czy czuje tę modlitwę? Wiele pytań przychodziło do głowy.
Jestem przekonana, że mam kolejną pociechę w gronie dzieci. I po części też jestem jego mamą duchową. Pan Bóg, wysłuchując moich próśb i modlitw za wstawiennictwem św. Jana Pawła II, zaopiekuje się też i wyleje wszelkie potrzebne łaski na nich.
To już moje 7 dziecko - licząc moje rodzeństwo, syna i dzieciątko z duchowej adopcji. Więź jaka się tworzy, nie da się opisać krótko w kilku słowach. Stajemy się wtedy odpowiedzialni w równej mierze, co rodzice biologiczni.
Jedynym darem jaki możemy ofiarować jest modlitwa, która ma ogromną moc i działa cuda. Tak jak każdy dar życia - jest cudem. Bożym cudem. Nie zapominajmy, że wszystko możemy w tym, który nas umacnia. Czekam już z tęsknotą na kolejny czas duchowej adopcji.
Kolejne świadectwo na następnej stronie