Opisał w nich swoje dzieciństwo i młodość, spędzone w parafii Świętych Piotra i Pawła w Katowicach. Prezentujemy je w dniu jego pogrzebu.
Jeszcze w okresie międzywojennym przy parafii były organizacje dla dzieci. Jedną była Krucjata Eucharystyczna, którą prowadziła pani Włodarczyk, a drugą - Dziecięctwo Boże (czy coś w tym rodzaju) - prowadziła pani Hassa. Dziecięctwo organizowało pomoc dla misjonarzy. Były akcje zbierania pieniędzy na "wykupienie Murzynka". Tak to określano. Byłem tak zwanym zelatorem, czyli promotorem zbierania znaczków i groszy na fundusz "Murzynka". Pieniądze przekazywano do tzw. Dzieł Misyjnych. Obie panie prowadzące organizacje były z zawodu nauczycielkami i były, jak pamiętam, lubiane przez nas, dzieci.
Jak wspomniałem, zabrano mnie do wojska, gdy miałem lat 17. Przesłano mnie do Francji, do obrony wybrzeża na jej południu. Po kilku miesiącach udało mi się zbiec do Amerykanów, po ich lądowaniu w sierpniu 1944 roku na południu Francji. Zgłosiłem się zaraz do wojska polskiego, chociaż miałem małe trudności z przyjęciem, bo zabrakło mi kilka tygodni do 18 lat. Jakoś z tego wybrnąłem.
Wróciłem do domu do Katowic po 14 latach w 1957 roku. Trwał jeszcze krótki okres "odwilży październikowej". Wróciłem jako kapłan. Żyła jeszcze moja matka i wielu znajomych. W listopadzie 1957 roku odprawiłem prymicję. Pierwszą Mszą św. jako biskup odprawiałem w lutym 1969 roku. Uczestniczyło w niej wielu dawnych ministrantów i dawnych znajomych. Większość jednak już odeszła do Pana. Moja matka również. Ale gdy przed Mszą św. witał mnie, dawnego ministranta, przedstawiciel ówczesnych ministrantów, wzruszyłem się. Przypomniały mi się w jakimś szybkim filmie moje ministranckie lata, które zaciążyły bardzo na moim życiu duchowym. Różne były koleje przejść wojennych i powojennych na emigracji.
Dopiero w 1951 roku ostatecznie zostałem przyjęty do Papieskiego Kolegium Polskiego w Rzymie i rozpocząłem studia seminaryjne. Po demobilizacji, pracując zarobkowo, uczestniczyłem żywo w organizacjach religijnych i Akcji Katolickiej.
Zawsze miałem w pamięci doświadczenia zdobyte w życiu parafialnym u Świętych Piotra i Pawła. Ono mi towarzyszyło i umacniało w wielu trudnych sytuacjach.
Dzisiaj inne są warunki i sytuacje. Mogę jedynie życzyć dzisiejszym ministrantom, by tak przeżywali swoją posługę przy ołtarzu, jak kiedyś to przeżywało starsze pokolenie, i by zdobyte doświadczenia, zwłaszcza religijne, pozostały u nich przez całe życie.
Wspomnienia abp. Szczepana Wesołego udostępniła rodzina pana Jana Polewki.