Ci, którzy odeszli, i ci, którzy jeszcze na polu walki... Pamiętaj - tutaj odnajdziesz siłę.
To był cichy człowiek. Nie znałam go za dobrze, chociaż razem pracowaliśmy. Przez dobrych kilka lat nie widzieliśmy się – wiedziałam tylko, że związał się z „Niedzielą”. Kilka miesięcy temu spotkaliśmy się niespodziewanie na obradach Rady Ruchów Katolickich Archidiecezji Katowickiej. Siedzieliśmy obok siebie. Nie było za wiele czasu, ale wymieniliśmy kilka serdecznych zdań. Dowiedziałam się, że pracuje m.in. na Uniwersytecie Ekonomicznym. Miał wpaść do redakcji…
Innymi „starymi znajomymi” spotkanymi dzięki Radzie byli państwo Zofia i Jan Adamscy – wielcy czciciele św. o. Pio, z którymi kiedyś trochę współpracowałam w ówczesnym Towarzystwie Ojca Pio. I znowu: wymiana wieści (telegraficzna – bo pomiędzy omawianiem różnych spraw dotyczących ruchów i stowarzyszeń naszej archidiecezji). Ta rozmowa i entuzjazm małżonków angażujących się w Grupy Modlitwy Ojca Pio zaowocowały artykułem w „Gościu Katowickim” (można go przeczytać tutaj).
Ucieszyłam się z tych krótkich spotkań i z tego, że chce się ludziom „coś robić”, działać, apostołować.
Dziś w myślach odwracam się lekko w prawo – i „widzę” panią Zosię; w lewo – i oto ks. Marek. Jak żywi. Ich twarze, uśmiech, głos… Eschatologia w pełni, tylko ja jeszcze „na posterunku”. I wielu ze mną. Bo coś jeszcze – widać – mamy do zrobienia.
Pani Zosia umarła 13 maja… Pomyślałam wtedy: „Ojciec Pio poprosił pewnie Maryję, by w tym właśnie dniu po nią przyszła”.
W odchodzeniu do wieczności księdza Marka też można odczytać troskę Maryi. W Jej miesiącu przeżył swoją ostatnią krzyżową drogę. I z Jezusem spotkał się w dniu, gdy śląscy mężczyźni zmierzali z różnych miejsc diecezji do sanktuarium, o którym tyle pisał, mówił, myślał. A jego pożegnanie wypadło we wspomnienie św. Jana Sarkandra – kapłana, męczennika tajemnicy spowiedzi świętej.
Daje to wszystko do myślenia.
Dała mi do myślenia także Przenajświętsza Hostia wzniesiona wysoko podczas pogrzebowej Eucharystii ks. Marka Łuczaka w kościele św. Józefa w Katowicach-Józefowcu przez wrocławskiego metropolitę. Patrząc na kielich stojący na trumnie z ciałem śląskiego księdza oraz na spływającą z niej stułę, a przede wszystkim na Jezusa w biskupich dłoniach, czułam, że w tej Hostii wszyscy się mieścimy – i my jeszcze na swoich „posterunkach”, i oni w Jeruzalem, na które my czekamy, a które dla nich stało się już domem. Między innymi o tym można przeczytać tutaj (relacja z pogrzebu). O ks. Marku Łuczaku również tutaj (życiorys) i tutaj (świadectwo).
Dziś, gdy oddajemy cześć Najświętszej Eucharystii, i w kolejnych dniach Oktawy Bożego Ciała dziękujmy za kapłanów, dzięki którym Jezus staje się codziennie obecny w swoim Ciele i w swojej Krwi na ołtarzach świata. Pamiętajmy też przy tej okazji o ludziach, dzięki których zaangażowaniu On staje pośrodku wielu różnorakich wspólnot i przypomina, że przykazanie miłości wzajemnej to nie tylko Jego „nowe przykazanie” w teorii, ale przede wszystkim piękna praktyka życia.
I nie zapomnijmy nigdy, skąd – a raczej od Kogo – pochodzi wszelka nasza siła.