"Czemu nie u sąsiada, kolegi z ławy szkolnej, znajomego czy przypadkowego przechodnia spotkanego na ulicy, lecz właśnie w moim sercu zrodziło się powołanie do kapłaństwa? Ciągle zadaję sobie to pytanie...". 18 neoprezbiterów zechciało opowiedzieć o "pragnieniu, które trudno opisać". I o tym, że Bóg bardziej szukał ich niż oni Jego.
Ks. Błażej Bryk
Ur. 26.06.1992 w Tarnowskich Górach, par. św. Wojciecha w Radzionkowie. Rodzice: Jerzy, Mirosława z d. Stęplowska; 2 siostry.
…skoro przeznaczył mnie do posługi. (1Tm 1,12b)
Wybrał takiego „rozbrykanego”!
Myśleć o kapłaństwie zacząłem bardzo wcześnie. Wywodzę się z bardzo religijnego domu. Pierwszych modlitw uczyłem się, widząc klęczących obok mnie rodziców. Kiedy byliśmy pod opieką naszych dziadków, babcia też zawsze dbała o to, żeby po „Wieczorynce” odmówić pacierz. Wtedy w piątkę klękaliśmy z moją siostrą i trójką kuzynostwa (mojej drugiej siostry jeszcze na świecie wtedy nie było) przy łóżku, babcia siadała na fotelu i wszyscy wspólnie odmawialiśmy Różaniec. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze książeczkę do nabożeństwa dziadka i jego duże, brązowe okulary. Czasami zamiast modlitwy wieczornej dziadek otwierał swój skarbczyk i śpiewaliśmy wspólnie różne pieśni (zgodnie z rokiem liturgicznym czy uroczystościami, jakie w najbliższym czasie miała obchodzić rodzina). Moja babcia pamięta też na pewno taką historię, kiedy miałem nie więcej niż 5 lat. Zawsze bardzo lubiłem oglądać transmisje z papieżem Janem Pawłem II i podczas jednej z nich zadała mi wprost pytanie: „Błażejku, kim ty będziesz w przyszłości? Może byś księdzem został?”. A ja wtedy z powagą kilkulatka odpowiedziałem: „Nie, babciu, ja chcę być papieżem!”.
W czasie późniejszego dzieciństwa raczej mi to wyjątkowe marzenie przeszło. Miałem sporo zainteresowań, więc też pomysłów na siebie było sporo. Od piłkarza, przez piosenkarza, do geodety lub budowlańca. Te ostatnie dwa rozwiązania były moimi – wydawało się – ostatnimi wyborami. Myślałem o tym, żeby może kiedyś budować domy jak mój tata, który dla mnie zawsze był (i jest nadal) wzorem pracowitości i wytrwałości w podejmowanych zadaniach. Swojej mamie zawdzięczam fundamenty w rozwoju muzycznym, ale też ma ona ogromny zmysł estetyki, który uwrażliwiał nas (mnie i siostry) na piękno świata. Bóg jednak wtedy zaskoczył mnie jeszcze jednym „pomysłem na mnie”, którego w tamtym czasie kompletnie się nie spodziewałem… Teraz zaskakuje mnie co chwilę. Piękno życia w moim przypadku opiera się, jak sądzę, właśnie na tych zaskoczeniach. Głównym jest chyba to, że Bóg wybrał kogoś tak „rozbrykanego” jak ja…
Św. Jan Paweł II, mój wielki przyjaciel i towarzysz drogi, powiedział podczas jednej z pielgrzymek do Polski, w Wadowicach, że „tu, w tym mieście, wszystko się zaczęło”. Nie mogę tego powiedzieć o miejscowości, z której pochodzę, ponieważ pierwsze lata mojego życia spędziłem na osiedlu Stroszek w Bytomiu. Po pięciu klasach podstawówki przeprowadziliśmy się z rodzicami do pobliskiego Radzionkowa. Bóg wiedział, co robi, bo to tam zaczęło się wszystko, co jest związane z moją poważną myślą o kapłaństwie. W pierwszej kolejności ogromny wpływ na moją decyzję miał przykład wielu wikarych, którzy przyczynili się do rozwoju duszpasterstwa w tej parafii. Sprawili, że wielu młodych ludzi wyrastało na odpowiedzialne osoby, które ufały w swoim życiu Chrystusowi. Młodzi odkrywali też wiele talentów, ponieważ pod skrzydłami wikarych prężnie rozwijały się chórek chłopięcy, koło teatralne i różne sportowe przedsięwzięcia.
W mojej pamięci pozostanie szczególnie mój katecheta z czasów gimnazjum, ks. Tomasz Radkowski. Potrafił w czasie bożonarodzeniowym przynieść do szkoły akordeon i przy jego akompaniamencie cała klasa śpiewała kolędy. Poza tym ogromną rolę w moim rozeznawaniu powołania spełnił nasz ksiądz proboszcz Damian Wojtyczka. Jego podejście do obowiązków, do człowieka, do posługi jest dla mnie czymś niesamowitym. Chciałbym być takim duszpasterzem.
Bogu dziękuję też za tych ludzi, wśród których się wychowywałem. Jeszcze w ostatniej klasie podstawówki razem z kolegami z klasy umawialiśmy się na wspólną, pierwszopiątkową spowiedź. To nie wzięło się znikąd. Wiara jest tam jeszcze bardzo skutecznie przekazywana z pokolenia na pokolenia. Oprócz tego sakramentalnego aspektu – troska o kościół parafialny, o liturgię udzielała się też nam. Trzeba tu wymienić zwłaszcza śpiew podczas nabożeństw, który przybliżał nas do Boga. A On, słysząc nas, na pewno bardzo się z tego cieszył i cieszy.
Nie wiem, jakie zadania postawi przede mną Pan w duszpasterstwie, ale chciałbym emanować taką radością liturgiczną oraz wrażliwością i troszczyć się o każdy, nawet najmniejszy szczegół piękna, jakie wyniosłem ze swojej rodzinnej parafii.