Ela po dwóch tygodniach znajomości powiedziała Kazikowi, że straci wzrok. Nie zostawił jej. Stracił głowę?
– Jak Wiolusia miała kilka miesięcy, brałam do ręki zabaweczkę, misia – i przesuwałam w lewo, w prawo, a ona wodziła oczkami za nimi. To był znak, że widzi. Było cudnie, cieszyliśmy się…Szczęście trwało z rok. Potem zauważyłam, że pogarsza mi się wzrok. Jak Wiolusia miała może z 1,5 roczku, już nie pisałam i nie czytałam.
Kiedy dziewczynka miała jakieś 5 lat, jej mama nie widziała już nic. Do przedszkola codziennie zaprowadzała ją pracująca tam sąsiadka. Po szychcie odbierał ją tata.
– Wiola nie odziedziczyła wady wzroku. Dziękujemy Panu Bogu za to. O drugim dziecku może byśmy i pomyśleli, choć lekarze mówili, że jest duże ryzyko, że będzie niewidome. Ale zachorowałam na raka złośliwego tarczycy. Więc wtedy nie myślałam o dziecku, tylko o leczeniu – tłumaczy Elżbieta.
Małżonkowie uważają, że rak to jeden ze skutków wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Ela w ciągu dwóch miesięcy przeszła dwie operacje. Przez kolejne lata nie mogła zdecydować się na ciążę, ponieważ pobierany przez nią jod mógłby uszkodzić dziecko.
– Rokowania były bardzo złe. A ja się uparłam i żyję! – uśmiecha się Ela.
– Pamiętam, wyłam do Pana Boga, kłóciłam się z Nim. „Dlaczego, po co dałeś mi Wiolusię, kto ją wychowa, jak ja umrę?”. Ale robiłam to wszystko sama, jak Kazik był w pracy, a Wiolusia – w przedszkolu. Ja wtedy z Panem Bogiem. Gorzkie żale. Płakania, prośby. Ale nie myślałam o sobie. Nie mówiłam Bogu: „Nie mam 30 lat i mam umierać?”. Tylko: „Kto moją Wiolusię wychowa? Macocha? Sam miałeś Mamę!”. I Pan Bóg stwierdził: „No, dobrze”. Podarował mi życie. Jak Go nie chwalić za takie cuda w naszym życiu?
Po co smażyć palce?
Kiedy Elżbieta leczyła się z nowotworu, małżonkowie walczyli o czystość. Nie chcieli żyć w grzechu, a wiedzieli, że nie może dojść do poczęcia. Naturalne metody nie wchodziły w grę, Ela nie widziała, obserwacje były niemożliwe.
– Wołaliśmy do Jezusa: „Zrób coś! Bo sami sobie nie poradzimy. Modliliśmy się, klękaliśmy, płakaliśmy” – wyjaśnia Elżbieta.
Po pewnym czasie dowiedziała się, że ma mięśniaki. Konieczne było usunięcie macicy. „Nic nie da się zrobić” – powiedział lekarz. Na co ona: „Chwała Panu!” – Jestem święcie przekonana, że Pan Bóg zadziałał. Drastycznie, ale skutecznie – uśmiecha się. – I to był kolejny cud.
W czasie choroby Kazik niczego Bogu nie wyrzucał. – Ja po dzień dzisiejszy nie odczuwam jakoś boleśnie tego, że Elżbietka nie widzi. Jest czysto, ona nie musi widzieć, że coś jest brudne. Po prostu wie, że od czasu do czasu trzeba wyprać. Firana wisi, wiadomo, że będzie zakurzona. Czuje zapachem.
Ja czysty chodzę. Na początku i kotlety smażyła! – opisuje.
– Ja i teraz bym to zrobiła, tylko… – wtrąca się żona. – Tylko jest mąż – uzupełnia Kazik. – Nie pracuje, może to zrobić, po co mam przy okazji palce smażyć? Z wyjściem jest już problem, potrzebuję kogoś. Jak ja kocham galerie! Mierzyć ubrania…Uwielbiam ciuchy. A Kazik z kolei nie znosi sklepów – dodaje Ela.