Kiedy dzwonię do Krzysztofa Pajdy, aby poprosić o rozmowę, słyszę w jego głosie lekkie wahanie. - Myślę, że się zgodzimy, ale muszę się skonsultować z żoną - zastrzega. Fakt, nie jest łatwo opowiadać o tak intymnych sprawach, jak problemy z poczęciem dziecka. - Zrobimy to, żeby dać świadectwo. Może nasza historia komuś pomoże - mówi podczas drugiej rozmowy Krzysztof.
Ich dom wypełnia teraz śmiech dzieci, muzyka z zabawek, szelest grzechotek. Dawid i Piotruś w sercach rodziców panują niepodzielnie. – Proszę mi wierzyć, nikt nie jest w stanie wywołać takich salw śmiechu, jak Krzysiek wchodzący do domu po pracy – mówi Katarzyna Pajda.
Dawid jest mniejszy. Urodził się całe dwie minuty później niż Piotruś. Jest cierpliwy, spokojny. Lubi bawić się sam. W trakcie naszej rozmowy większość czasu przysłuchuje się z uwagą lub bawi się grzechotką. Myśliciel. Piotruś jest starszy, większy, ale też bardziej niecierpliwy. Jak mówią rodzice, wszystko musi mieć tu i teraz. Lubi się przytulać. Rozmowy od czasu do czasu przerywa jego urocze gaworzenie: „Mamamamama”. Próbuje już rakiem uciekać i ruszyć na poznawanie świata. Właściwie na pierwszy rzut oka są jednymi z wielu bliźniaków. Niezwykły był za to „modlitewny szturm” na niebo, jaki został rozpoczęty w ich intencji. – Kiedy znajomi dowiadywali się, że jestem w ciąży, pytali, którego lekarza i którego świętego to zasługa. A my poruszyliśmy chyba pół nieba w tej intencji – zdradza Katarzyna.
Jak zgodnie zauważają Katarzyna i Krzysztof, równie ważne były ich decyzje, które zawiodły ich do naprotechnologa. Bo na staraniu się o dziecko minęły im trzy lata. – Było nam bardzo ciężko. Zazdrościliśmy znajomym, że oni już mogą się cieszyć rodzicielstwem, a u nas ciągle nic – wspomina Krzysztof.
Wycieczka już we czwórkę
Oboje czuli, że są „samotnymi wyspami”, że nikt nie ma podobnego problemu. Poczucie zagubienia dodatkowo potęgował brak leczenia i właściwej diagnozy. – Zgłosiłam się ze swoimi wynikami badań do znanego ginekologa. Słyszałam, że panie przyjeżdżają do niego z bardzo daleka. Musiałam długo czekać na wizytę. On spojrzał i stwierdził, że u mnie jest wszystko w porządku. Dodał, że poczekamy na wyniki męża, ale powinniśmy przemyśleć poddanie się in vitro, bo to będzie najlepsze rozwiązanie – opowiada Kasia.
To „rozwiązanie” było jednak wykluczone. – Przecież to Bóg jest dawcą życia. On przychodzi do nas w akcie małżeńskim – tłumaczy Kasia. – Poza tym byliśmy zgodni, że nie chcemy mieć dziecka za wszelką cenę. Chcieliśmy poznać Bożą wolę – dodaje Krzysiek.
Ukojenie przyszło w trakcie Dni Skupienia u sióstr nazaretanek w Krakowie. Tam zobaczyli, że nie są sami, że jest więcej par, które zmagają się z tym samym problemem. Tym doświadczeniem postanowili się podzielić z innymi tu, na Śląsku. I tak powstało Duszpasterstwo Małżeństw Bezdzietnych przy parafii św. Michała Archanioła w Siemianowicach Śląskich-Michałkowicach. – To był dla nas dobry czas, prawie jak miesiąc miodowy. Byliśmy spokojniejsi. Zauważyliśmy, że są inne sfery życia, o które możemy się zatroszczyć, np. że zawsze lubiliśmy podróżować. Nie było idealnie, nadal myśleliśmy o dzieciach, ale przestaliśmy się tak szarpać – wspomina Katarzyna.