Kiedy dzwonię do Krzysztofa Pajdy, aby poprosić o rozmowę, słyszę w jego głosie lekkie wahanie. - Myślę, że się zgodzimy, ale muszę się skonsultować z żoną - zastrzega. Fakt, nie jest łatwo opowiadać o tak intymnych sprawach, jak problemy z poczęciem dziecka. - Zrobimy to, żeby dać świadectwo. Może nasza historia komuś pomoże - mówi podczas drugiej rozmowy Krzysztof.
Również podczas krakowskich rekolekcji małżonkowie sporo dowiedzieli się o naprotechnologii. – Wcześniej słyszeliśmy o tej metodzie, ale ja się strasznie przed nią broniłam. Kiedy nasi znajomi o niej wspominali, zasłaniałam się opinią ginekologa, że u mnie wszystko jest okej – przyznaje Kasia.
Wizyta u naprotechnologa była ich noworocznym postanowieniem. – Trafiliśmy do siostry Augustyny Milej z Rydułtów. I ona z tych samych badań, co wcześniej wspomniany ginekolog, od razu wiedziała, że coś jest nie tak – mówią małżonkowie.
Ich instruktorem napro została Ewa Jurczyk. – Podczas spotkań dowiedzieliśmy się dużo o nas samych, o naszych ciałach. I przede wszystkim o dolegliwościach, które pozornie były nieistotne, ale uniemożliwiały mi zajście w ciążę – mówi Katarzyna. Rodzina i znajomi wspierali ich w leczeniu. Wspólne spotkania często były ustawiane „pod Kasię”, czyli eliminowane były produkty, których – ze względu na nietolerancje pokarmowe – nie mogła jeść.
Oboje poznali siebie tak „kompleksowo”, że ich wiedza niejedną kobietę mogłaby zadziwić. – Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zaczęłam się martwić, że w tym cyklu mam bardzo niski poziom progesteronu, który przecież odpowiada za utrzymanie ciąży – mówi Kasia. – Większość kobiet w ogóle nie zdaje sobie sprawy z takich rzeczy – zauważamy. – Ja wiedziałam i być może dlatego ciążę udało mi się utrzymać. Zaraz zadzwoniłam do s. Augustyny, a ona mnie poinstruowała, co dalej zrobić – tłumaczy Kasia.
Ciąża była sporą niespodzianką. Kasia i Krzysiek dowiedzieli się o niej tuż po powrocie z wycieczki do Norwegii. – Tam daliśmy sobie nieźle w kość, maszerując z plecakami na długich dystansach. Gdybym wiedział, że jesteśmy już we czwórkę, pewnie namawiałbym żonę, żebyśmy sobie odpuścili albo taszczył wszystko sam – wspomina Krzysztof.
Jeszcze większym zaskoczeniem była informacja, że są dwa zarodki. – Z tego powodu o mało nie skasowaliśmy samochodu – śmieje się Kasia. – Oj, nie przesadzaj. Po prostu wjechałbym w krawężnik, taki dość wysoki. Chwila nieuwagi – prostuje Krzysiek.
Rodzinne pogotowie
Wszyscy gratulowali im ciąży. – Moja teściowa martwiła się, jak ich rozróżni. Uspokoiła ją informacja, że to są bliźnięta dwujajowe – wspomina Kasia. – A moja przyjaciółka śmiała się, że to jest ciąża z odsetkami za zwłokę – dodaje.
Okres oczekiwania na dzieci pozwolił im doświadczyć rzeczy niezwykłej. – Okazało się, że napro tworzy jedną wielką rodzinę. Kiedy dotrwaliśmy już do 13. tygodnia i minął okres największego zagrożenia, siostra Augustyna poradziła mi, żebym znalazła lekarza gdzieś w okolicy. Poleciła mi położną w szpitalu w Bogucicach, która także była instruktorką napro. Ona się mną zaopiekowała, poradziła mi, kogo wybrać na lekarza prowadzącego – mówi Katarzyna.
Mimo początkowych obaw, jak sobie poradzą, okazało się, że chłopcy są nad wyraz spokojni. – Przez pierwszy okres właściwie jedli i spali. A babcie, dziadkowie i my czekaliśmy w pogotowiu. Bo wiadomość, że będzie dwoje dzieci, zmobilizowała wszystkich – śmieją się małżonkowie.