Podczas uroczystości wręczenia Wojciechowi Kilarowi tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego laudację wygłosił ks. prof. Jerzy Szymik. O przyznanie zaszczytnego tytułu doktora honoris causa artyście wnioskowała Rada Wydziału Teologicznego. Poniżej prezentujemy pełny tekst laudacji.
Zakwestionować ograniczenia greckiej estetyki, wskazując na piękno Chrystusa, który „nie miał wdzięku, ani blasku, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53,2), ale zarazem – torturowany, oszpecony i zabity – był „najpiękniejszym z synów ludzkich” (Ps 45). Decydująca dla prawdy piękna jest miłość – zrezygnować z piękna dla miłości jest istotą piękna i najwyższą jego postacią. Oto estetyczne zadanie teologii.
Ale teologia winna też słuchać. Sztuka ma jej do powiedzenia, jak i każdej innej uniwersyteckiej dyscyplinie: prawda, której szukasz i której służysz, potrzebuje piękna. Hegel mylił się w wielu kwestiach, ale tu bez wątpienia trafił w sedno: Wahrheit wäre nicht, wenn sie nicht schiene und erschiene – do istoty prawdy należy jej „wybłysk”, olśniewające piękno. Uniwersytet jak powietrza potrzebuje rozświetlającej mocy sztuki.
I obie te rzeczy mówi Kilar muzyką i życiem, nam, ludziom uniwersytetu: jako chrześcijanin (potrzebujecie Chrystusa) i jako artysta (potrzebujecie piękna). Dlatego jest ten głos dla nas, teologów, tak cenny, godny najwyższego akademickiego honoru.
Ten głos i jego Autor dodają nam odwagi w największych sporach współczesności. Odwagi dodaje nam jego nieugięta, paradygmatyczna wręcz droga. On, fetowany Autor sonorystycznych arcydzieł, takich jak Riff 62, Generique czy Diphthongos szedł za wewnętrznym impulsem prawdy, za wiernością temu, co najgłębsze i nie uległ – pomimo ostrych pohukiwań krytyki – ani fetyszowi nowoczesności, ani presji awangardy, ani przefilozofowaniu sztuki, szukając tego, co nowe w muzyce na miarę przełomu, który, jak widzimy po owocach, dokonywał się w jego sercu. Jak kiedyś święty Augustyn opisywał swoją drogę jako powrót z regio dissimilitudinis, „krainy gdzie wszystko jest na opak”, „inaczej”, z tych „dalekich stron”, do których wywędrował marnotrawny (Łk 15,11–32), a w których jego największym marzeniem była już tylko karma dla świń, z krainy kakofonii (Augustyn!) do krainy harmonii, gdzie czekał Ojciec[7] – tak podobnie muzyczna droga Kilara wiodła z nizinnych, depresyjnych krain dodekafonii w krainy wyżej położone, w krainy górskie, ad montes: tatrzańskie, jasnogórskie, i jeszcze wyżej… Do Coram angelis psallam Tibi, Domine. Była i jest to droga wierności prawdzie, jak sam powiedział: „przeciwko kłamstwu w muzyce, przeciwko oszukaniu ludzi”. Ta droga jest muzyką – musica humana[8].
A zarazem Kilar – to bardzo ważne – pod żadnym pozorem nie wyprowadza się z nowoczesności ani z ponowoczesności: jedno ze swoich ostatnich arcydzieł, Sinfonia de motu, wywodzi ze świata fizyki najnowszej generacji i Boskiej komedii Dantego, wykazując całkowitą niesprzeczność nauk ścisłych, sztuki i teologii[9]; niestrudzenie współpracuje też ze światową kinematografią najnowszą. Współpraca ta, owocująca wieloma genialnymi ścieżkami dźwiękowymi, jest „zamieszkiwania współczesności” niezaprzeczalnym dowodem. I znakiem, że taki rodzaj twórczej obecności w naszym świecie – wiernej prawdzie i otwartej na nowe – jest możliwy. I, twierdzę, paradygmatyczny dla naszej młodej, śląskiej teologii…
„Zbawiciel jest polifoniczny” (πολύφωνός). W tym zdaniu, zapisanym na przełomie pierwszego i drugiego wieku w Protreptikosie[10], Klemens z Aleksandrii połączył teologię z muzyką[11]. Istnieje bowiem najgłębsze z możliwych pokrewieństwo muzyki i teologii, piękna i prawdy – w Nim, Zbawicielu. Dlatego muzykowi, kompozytorowi o światowej sławie, Uniwersytet Śląski nadaje doktorat honoris causa z inspiracji swojego teologicznego fakultetu. Dla którego ten rodzaj syntezy jest zadaniem, racją istnienia. Bo, powtórzmy, istnieje punkt, gdzie wszystko spotyka się ze wszystkim: muzyka i teologia, filozofia i religia, fizyka i polityka, sztuka, nauka i życie. Istnieje Prajednia. Prawdziwie polifoniczny jest Zbawiciel.