Czy lekarz i pielęgniarka powinni wzruszać się losem pacjenta, tak jak miłosierny Samarytanin na widok człowieka poranionego przez zbójców? Dyskutowali o tym przedstawiciele służby zdrowia, chorzy oraz duchowni na sympozjum w szpitalu w Katowicach-Ochojcu.
Sympozjum nosiło tytuł „Samaritanus bonus” – czyli „Dobry Samarytanin”. Podtytuł: „Ile jest służby w ochronie zdrowia?”.
W sympozjum wziął udział arcybiskup katowicki Adrian Galbas. W swoim wystąpieniu mówił między innymi o liście św. Jana Pawła II „Salvifici doloris” z 1984 roku, poświęconym ludzkiemu cierpieniu. Przyznał, że jedno zdanie z tego tekstu wywoływało w nim opór, a nawet bunt. – Papież pisze, że „cierpienie w naszym ludzkim świecie jest obecne także i po to, ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów bezinteresowny dar z własnego »ja« na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących”. Cierpienie jest obecne po to, by wyzwalać miłość. Czy to jest prowokacja, czy jakaś delikatna próba zrozumienia sensu cierpienia? W przyjęciu tego zdania św. Jana Pawła II pomogła mi historia, którą usłyszałem kiedyś, a która dotyczy śp. ks. Józefa Tischnera – powiedział.
Nie uszlachetnia
Przypomniał, że ks. Tischner zmarł na raka krtani, na którego cierpiał kilka lat. – Któregoś dnia w jego krakowskim mieszkaniu zgromadzili się przyjaciele, którzy zażarcie dyskutowali o cierpieniu. Ksiądz Józef leżał w łóżku, nie mogąc już nic mówić, a oni, zdrowi, dyskutowali o cierpieniu. I w pewnej chwili ktoś z nich wypowiedział znaną frazę: „Cierpienie uszlachetnia”, na co ks. Tischner poprosił o kawałek kartki i długopis, i napisał: „Nie uszlachetnia”. Potem miał tę myśl rozwinąć: „Cierpienie nie dźwiga, cierpienie nie uszlachetnia. Wręcz przeciwnie: cierpienie zawsze niszczy. Tym, co uszlachetnia, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest tylko miłość”.
Abp Adrian mówił też o postawie miłosiernego Samarytanina. Zwrócił uwagę, że on nie tylko rannego człowieka zobaczył, ale też – w przeciwieństwie do kapłana i lewity – wzruszył się jego losem. – Oby miłość bliźniego pomogła nam wszystkim zobaczyć dramat cudzego cierpienia, wzruszyć się i, tak jak możemy, konkretnie mu ulżyć – powiedział.
Wzruszenie i obiektywizm
Prof. Jan Duława, który zabrał głos w dyskusji na koniec spotkania, podkreślał, że u lekarza wartościowe może być tylko takie wzruszenie, które nie prowadzi do utraty obiektywizmu.
– Mnie się wydaje, że „wzruszenie” to jest takie słowo klucz – stwierdził w swoim wystąpieniu prof. Edward Wylęgała, okulista. – Jak my się wzruszamy nad pacjentem, widzimy w nim na przykład siebie w przyszłości albo swoją rodzinę. Już nie idę tak daleko, że widzimy Pana Jezusa… – powiedział. – Aby się wzruszyć, trzeba po prostu spotkać się z tym pacjentem, porozmawiać. Po ponad 30 latach pracy wiem, że ta rozmowa z pacjentem jest najważniejsza – powiedział.
Żona mu się podobała
Przyznał, że utrudnia to brak czasu. – Ile my jako lekarze rozmawiamy z pacjentem? Prowadzimy wizytę i badamy go przez 5 albo 10 minut w ciągu doby. Więcej kontaktu ma z nim pielęgniarka, salowa – powiedział. Podkreślił, że w spotkaniu z pacjentem, nawet w ograniczonym czasie, czasem pomaga uśmiech, czasem dotknięcie dłoni.
Prof. Wylęgała pokazywał obecnym zdjęcia, które zrobił ze swoimi pacjentami. Na jednym z nich, siedząc na szpitalnym łóżku, przyjacielsko obejmuje ramieniem Siergieja, grekokatolika, którego wcześniej zoperował. – On po raz pierwszy zobaczył twarz swojej żony. Powiedział mi, że 30 lat modlił się, żeby zobaczyć. Niekoniecznie żonę, ale żeby w ogóle zobaczyć świat. Znaczy... żona bardzo mu się podobała – powiedział profesor, a sala zareagowała dużą wesołością.