Z powodu COVID-19 pacjenci ledwie mieścili się na izbie przyjęć w Wodzisławiu. Szpital poprosił więc o czasowe zajęcie kaplicy. Kościół zgodził się. Kapelan nie spodziewał się wtedy, że to on będzie pierwszym pacjentem leżącym w tej kaplicy.
Tak właśnie stało się w przypadku ks. Tadeusza Buczyńskiego, kapelana szpitala w Wodzisławiu Śląskim. Zakaził się prawdopodobnie w czasie posługi chorym, gdy w szpitalu pojawiło się ognisko COVID-19. – Nie miałem gorączki, nie straciłem węchu, ale spadła na mnie ogromna słabość. Była tak wielka, że nie byłem w stanie ani stać, ani leżeć, ani spać. Kto tego nie przeżył, ten tego do końca nie zrozumie – wspomina.
5 listopada proboszcz z parafii św. Herberta zawiózł go do szpitala. Na izbie przyjęć trzeba teraz swoje odczekać na pozytywny lub negatywny wynik testu na COVID-19. Problem w tym, że ks. Tadeusza nie było już gdzie tam położyć. – I tak się stało, że byłem pierwszym pacjentem położonym w naszej kaplicy. Dano mi kroplówki. Czekałem tam przez pół dnia – mówi.
Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej?
Odśwież stronę
Zaloguj się i czytaj nawet 10 tekstów za darmo.
Szczegóły znajdziesz TUTAJ.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się