Prokurator wojskowy, który tuszował zbrodnię na Wujku, przyjechał do prof. Władysława Nasiłowskiego i położył przed nim na stole pistolet. Myślał, że tym naukowca zastraszy. Biedak nie wiedział, że trafił na żołnierza elitarnych oddziałów Kedywu Armii Krajowej.
Profesor Władysław Nasiłowski, długoletni kierownik Zakładu Medycyny Sądowej Śląskiej Akademii Medycznej, zastraszyć się nie dał. W przeciwieństwie do komunistycznego prokuratora on przed laty używał pistoletu w prawdziwej walce, a nie tylko na ćwiczeniach... Patrzył także w oczy śmierci w więzieniu gestapo w Żywcu.
Ten wybitny lekarz anatomopatolog odważnie walczył o prawdę na temat zastrzelenia przez milicjantów dziewięciu górników w kopalni Wujek, a także w wielu innych przypadkach. Wydawał m.in. opinie w sprawach zamordowanych przez komunistyczne służby Stanisława Pyjasa i błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki. Zawsze starał się zachować bezstronność.
13 października arcybiskup Wiktor Skworc wręczył mu w katedrze w Katowicach nagrodę Lux ex Silesia – czyli Światło ze Śląska. To nagroda przyznawana osobom, które w swojej działalności naukowej, artystycznej lub społecznej ukazują wysokie wartości moralne i wnoszą trwały wkład w kulturę Górnego Śląska.
Anglicy na rowerach
Profesor ma dzisiaj 94 lata. Urodził się w 1925 r. w Sosnowcu, mieszka w Katowicach. Ze strony ojca jest spokrewniony ze słynnym księdzem Ignacym Skorupką, który w 1920 r. zginął, towarzysząc młodym ochotnikom broniącym Warszawy przed bolszewikami. – W domu panował duch patriotyzmu. Zostałem wychowany w tradycji legionowej. I ukształtowało mnie harcerstwo – wylicza.
Fundament na całe życie dostał w domu rodzinnym. – To świadomość, że istnieją trwałe wartości. Te, które są wpisane w krzyż harcerski: „Bóg, Honor, Ojczyzna” – wyjaśnia.
Gdy w 1939 r. wkroczyli Niemcy, miał dopiero 14 lat. Już w marcu 1943 roku jednak, jako 18-latek, wziął broń do ręki. W mieszkaniu przy ul. Pawiej w Starym Sosnowcu złożył przysięgę wierności Rzeczpospolitej w podziemnej Gwardii Ludowej WRN. Było to zbrojne ramię niepodległościowej PPS Wolność – Równość – Niepodległość. Przyjął pseudonim „Spytek”.
Wkrótce ta organizacja została częścią Armii Krajowej. Chłopak został żołnierzem Kedywu – elitarnych oddziałów AK, porównywanych później do komandosów.
W laboratorium przy gabinecie lekarskim swojego ojca Władek produkował butelki do zapalania czołgów. Gdy konspiracyjny sąd wydał wyrok śmierci na konfidenta o nazwisku Nowakowski, został wyznaczony do pomocy przy wykonaniu egzekucji. Spust nacisnął kolega, ale Władek przyniósł na miejsce akcji w Blokach Lwowskich niemiecki mundur. W bramie pomógł koledze się w niego przebrać. Ta akcja zostawiła w jego głowie niepokój i uraz psychiczny.
Innym razem Władek uzbrojony w dziewiątkę – colta Smitha–Wessona – wziął udział w wymianie ognia z policją w Milowicach.
Jedną z najciekawszych jego akcji była pomoc w ucieczce dwóch angielskich jeńców z kopalni Saturn w Czeladzi. W sierpniu 1943 r. Ted Vosper i Bob Davies po szychcie zeskoczyli z nadszybia, oddali dostarczone im przez podziemie polskie znaczki identyfikacyjne i wmieszali się w tłum górników. Władek czekał na nich z trzema rowerami przy moście na Brynicy. Dał im umówiony znak latarką. Trwała już godzina policyjna. „Moim słabym angielskim rzucam kilka instrukcji i ruszamy w bardzo niebezpieczną drogę. W ciemnościach, bez świateł, przez Józefów, Piaski docieramy szczęśliwie do przedmieścia Sosnowca, Pogoni. Na Rudnej, w odległości jednego kilometra od celu, Anglik łapie gumę. Klapa, trzeba pchać rower, a czas ucieka i zwiększa się ryzyko wpadki” – napisał profesor we wspomnieniach.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się