Zjeździli Górny Śląsk wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu nieuchwytnego. Detektywi? Nie – etnolodzy!
Wydmuszki pomaga zbierać cała wieś, zaczynają zaraz po Popielcu. Nic dziwnego – potrzeba 4–5 tys. sztuk. Godzinami nawlekane na sznurki, tworzą skomplikowaną bramę, każdego roku inną. W wielkosobotni wieczór dwunastu kawalerów wiesza ją w centralnym miejscu wsi. Potem udają się oni do remizy OSP, żeby zjeść jajecznicę ze 120 jaj. Muszą mieć siły, bo główne zadanie dopiero przed nimi.
Nad ranem udają się do pustego, ciemnego kościoła, skąd zabierają sztandary i figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Z jedną tylko latarką ruszają na obchód okolicznych pól, gromko śpiewając pieśni wielkanocne. Okoliczni gospodarze nierzadko zapalają światło w oknach na znak, że doceniają ich trud. Mężczyźni spieszą się, żeby o świcie w komplecie zjawić się na Rezurekcji.
Dwa lata w trasie
Te obrzędy, zwane krzyżokami i bramą wielkanocną, odbywają się najprawdopodobniej tylko w jednym miejscu w Polsce – Borkach Małych pod Olesnem. Choć wyjątkowe, nie zostały nigdy opisane przez żadnego etnologa dokumentującego kulturę regionu – wspomniane były tylko w prasie lokalnej. Dotarli do nich dopiero twórcy „Mapy obrzędowej Górnego Śląska”, projektu realizowanego przez Regionalny Instytut Kultury w Katowicach przy wsparciu finansowym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz w partnerstwie z Muzeum Śląskim. W ciągu dwóch lat etnolodzy pokonali prawie 10 tys. kilometrów, jeżdżąc po terenie historycznego Górnego Śląska i dokumentując żywe do dziś zwyczaje oraz doroczne obrzędy.
A tych jest wiele! Od popularnych babskich combrów czy szkubanio pierza, aż do lokalnych, znanych tylko w pojedynczych wioskach wydarzeń, jak odbywające się w Stanicy fakle, syryńska procesja pacholcza, kulanie jaj w Kraskowie czy wspomniane wcześniej krzyżoki. Efektami pracy naukowców są interaktywna strona www.mapaobrzedowa.pl oraz wydawnictwo „Czas niezwykły” autorstwa Aleksandra Lysko i Roberta Garstki, które w wersji papierowej można znaleźć w bibliotekach, a w wersji elektronicznej – bezpłatnie pobrać ze strony.
I szczęście, i praca
Praca badaczy przypominała czasem działania detektywistyczne – wykonano setki telefonów, przewertowano dziesiątki książek, ale czasami najbardziej pomagało... szczęście. Bywało, że przypadkiem ktoś wspomniał o nieznanym dotąd zwyczaju czy wydobył z domowego archiwum stare zdjęcia. Ale oprócz szczęścia potrzeba było wiele ciężkiej pracy, a także... wyrozumiałości rodzin. Wiele obrzędów wiąże się ze świętami Bożego Narodzenia, a przede wszystkim Wielkanocy. Etnolodzy, zamiast siedzieć przy rodzinnym stole, docierali do odległych miejscowości, żeby zarejestrować przebieg lokalnego zwyczaju. Jaka przyszłość czeka górnośląską obrzędowość? Aleksander Lysko z RIK jest – jak sam mówi – umiarkowanym optymistą.
– Owszem, niektóre zwyczaje powoli zanikają, ale nie dzieje się to aż tak szybko, jak można by się tego spodziewać. W lokalnych społecznościach tkwi ogromna siła. Starają się pielęgnować zwyczaje, które dla nich nie są często czymś niezwykłym, są po prostu niezbędnym elementem tradycji. Mieszkańcy dziwią się niejednokrotnie zainteresowaniu badaczy, bo – ich zdaniem – nie robią przecież nic specjalnego – tłumaczy współautor opracowania.
My tyż tak chcemy!
Istnieją zwyczaje, które – niegdyś zaniedbane – dziś wracają do łask. Tak jest na przykład z „wodzeniem niedźwiedzia”, zwanym też „kludzeniem bera”, szczególnie popularnym na Opolszczyźnie. W okresie karnawału grupy przebierańców, w których kluczową rolę odgrywa słomiany niedźwiedź, czyli ber, przechodzą od domu do domu, robiąc przy tym sporo zamieszania i hałasu. Gospodyni powinna zatańczyć z berem, żeby zapewnić rodzinie szczęście i dostatek, a wyskubane z niedźwiedziego stroju źdźbła słomy, umieszczone w kurzych i kaczych gniazdach, gwarantować mają obfitość jaj i zdrowy inwentarz.
– Był czas, że wodzenie niedźwiedzia zaczęło zanikać. Obecnie widać w ludziach potrzebę powrotu do korzeni, tradycji przodków. Chociaż zmienia się trochę wymowa obrzędów – dawniej gospodyni tańczyła z niedźwiedziem, żeby w gospodarstwie się darzyło, dzisiaj chodzi także o zabawę i rozrywkę. Włącza się też czasem sąsiedzka zawiść, ale w dobrym znaczeniu – w sąsiedniej wsi reaktywowano chodzenie z berem, to my nie możemy być gorsi! – uśmiecha się Aleksander Lysko.
Choć projekt oficjalnie zakończył się w październiku 2018 r., praca nad interaktywną mapą trwa do dziś. Teraz jednak badacze jeszcze bardziej liczą na współpracę członków lokalnych społeczności. – Jeśli ktoś posiada w domu archiwalne lub współczesne fotografie obrzędów opisanych na mapie albo zna inne – nieopisane jeszcze – zwyczaje, bardzo prosimy o kontakt – apelują twórcy. Skontaktować się z nimi można za pośrednictwem strony www.mapaobrzedowa.pl.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się