Kokotek-Wilno-Tallin-Helsinki-Sztokholm-Karlskrona-Gdynia, 2 tys. km trasy, 7 państw, 3 tygodnie, kilka promów i kilkanaście rowerów. Rozpoczyna się Misja Północ!
Innym razem kiedy młodzi z ks. Dawidem przemierzali Polskę na nocleg zatrzymali się gdzieś w górach. – Wbiliśmy wieczorem, bez zapowiedzi, rozbiliśmy się w ogrodzie przy probostwie – wspomina ks. Sładek. – Pani gospodyni na szybko
zrobiła dla nas pizzę, w nocy przeprała nam wszystkie ubrania. Ale to nie wszystko: od młodych dowiedziała się, że lubię wiśnie. Rano w niedzielę ugotowała nam wuszty i przyniosła ciasto z… wiśniami. Niesamowita – uśmiecha się.
Staszek wspomina z kolei inną, ekumeniczną, ucztę. Było to w miejscowości na granicy Węgier z Rumunią. – Rozbiliśmy się, tak z marszu, na plebanii u prawosławnego księdza. I tam przyszli też zielonoświątkowcy. Dali nam pełno owoców, swoje konfitury, wędliny – opowiada. – Ci ludzie przyszli do nas jeszcze o 5.00 rano następnego dnia, przynieśli nam chleby, wodę, colę i
– Fajny zbieg okoliczności mieliśmy też na jednej z pierwszych wypraw – wspomina dalej ks. Dawid. – Podjazd w górach, 22.00, a my nie mamy noclegu. Jechaliśmy na jakieś pole namiotowe i stwierdziłem: Pomodlę się trzy razy „Pod Twoją obronę” o dobry nocleg. Pomodliłem się i słyszę, jak ktoś krzyczy, że Łukaszowi strzeliła przerzutka tylna. To zły znak: nie można wtedy w ogóle jechać. Tej części nie bardzo też da się kupić. Zatrzymaliśmy się gdzieś w górach akurat na wysokości domu, w którym świeciło się światło. Zmieszany naciskam na dzwonek do drzwi, przedstawiam się: „Ks. Dawid Sładek”, a mężczyzna w drzwiach odpowiada: „Prorok Marek”. Tak miał na nazwisko. Mówi: „Wczoraj mieliśmy grilla, mamy więc wykoszony ogród, tam macie kran z wodą, możecie się umyć, śpijcie spokojnie”. Okazało się jeszcze, że to był pasjonat rowerów, miał 3 różne przerzutki, ale niestety żadna nie pasowała – uśmiecha się.
Co jest fajnego w tych wyprawach. Poza przygodą – zapierające dech w piersiach widoki. W Rumunii czy w Alpach. – W trakcie jazdy jest też bardzo dużo czasu na myślenie – ocenia Staszek. – A jak wraca się do domu, to ma się wrażenie, jakby minęło kilka miesięcy. Człowiek w tym czasie poznał tylu ludzi, zwiedził tyle miejsc, przeżył tak intensywny czas – uzupełnia ks. Dawid, dodając, że wyprawa i dla młodych, i dla niego ma wymiar wychowawczy.
To szkoła gotowania, wczesnego wstawiania, dyscypliny, zwracania uwagi na drugiego człowieka. Tak trudna, jak szybkie i bezbłędne przeczytanie tytułu tego tekstu?