Kokotek-Wilno-Tallin-Helsinki-Sztokholm-Karlskrona-Gdynia, 2 tys. km trasy, 7 państw, 3 tygodnie, kilka promów i kilkanaście rowerów. Rozpoczyna się Misja Północ!
Na tę ostatnią wyprawę wybrało się 14 chłopaków i 3 dziewczyny. – Jak jeżdżą sami faceci to jest nudno – stwierdza ks. Dawid. – Faceci wtedy narzekają, nie mają się przed kim popisywać, nie trzymają poziomu – dodaje.
– Mieliśmy taką taktykę, że na szukanie noclegów za zwyczaj chodził chłopak z dziewczyną. Dlatego ksiądz mówi, że dziewczyny są potrzebne – uśmiecha się Ula Jarzyna z Polanki Wielkiej koło Oświęcimia, mieszkająca i pracująca w Katowicach; jedna z trzech zeszłorocznych rodzynek. – Na wyprawie zauważyłam też, że chłopaki więcej gotowali. Nam, dziewczynom, wystarczyły gorące kubki, czy inne szybkie jedzenie. Jadłyśmy i kładłyśmy się spać. Sen był dla nas ważniejszy, a chłopaki zawsze gotowali pełne obiady – dodaje.
Wyprawy rowerowe to prawdziwa szkoła życia. Młodzi dziennie na rowerach pokonują jakieś
Staszek Bielski, student Politechniki Śląskiej z Chorzowa, uczestnik wszystkich poprzednich młodzieżowych wypraw. – Nic nie jest z góry zaplanowane. Jedziemy przez 2-3 tygodnie, niewiele wiemy. Docenia się takie zwykłe, małe rzeczy, że można się wykąpać albo zjeść coś ciepłego. Docenia się też dobrą pogodę i przełamuje swoje bariery.
A jak na wyprawie działa Bóg? Na przykład przez ludzi bezinteresownie pomagających. Młodzi wspominają pana Andrzeja, Polaka mieszkającego w niemieckiej Bawarii. – Zaangażował się na 150 procent. – przyznają.
– Zorganizował nam pole namiotowe, każdemu kupił pizzę, picie. Z kolegą pojechał też do sklepu rowerowego, żeby kupić nam opony do rowerów. Wcześniej z innymi Polakami zorganizował nam zwiedzanie kościołów w Marktl am Inn, rodzinnej miejscowości papieża Benedykta – wymieniają.
Prorok Marek
Ks. Dawid z kolei opowiada, jak Bóg troszczy się finansowo. Ponieważ wikary na wyprawy bierze młodych, wie, że te wycieczki muszą być nisko budżetowe. O finansową pomoc prosi więc ludzi dobrej woli. W zeszłym roku jeszcze w dniu wyjazdu do Rzymu nie miał całej kwoty potrzebnej na pokrycie kosztów organizacyjnych. Pieniądze na koncie fundacji Młodzi dla Młodych nazbierały się w czasie wyprawy. Gdy wrócili i przyszło do płacenia zaległych faktur, okazało się, że zostało im jeszcze 100 zł. – Przypadek? Nie sądzę – uśmiecha się kapłan, a Ula komentuje, że to zdanie było jednym z czołowych haseł zeszłorocznej wyprawy.