Neoprezbiterzy 2018. Nowi kapłani - dla diecezji, dla Kościoła, dla każdego z nas. Jak odkrywali powołanie? Kim jest dla nich Jezus? Jakimi pragną być księżmi?
Ksiądz Dawid Domański
Ur. 2.02.1989 r. w Katowicach. Par. Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach. Hasło prymicyjne: "Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem" (Ps 43,4)
Ks. Dawid Domański
Ur. 2.02.1989 r. w Katowicach. Par. Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach. Hasło prymicyjne: "Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem" (Ps 43,4)
W kościele byłem „gościem niedzielnym”…
W dzieciństwie marzyłem o tym, żeby w przyszłości zostać kierowcą formuły 1 i z pewnością nie przyszło mi wtedy do głowy, żeby zostać księdzem. Jednym z kamieni milowych na drodze mojego powołania kapłańskiego był dzień, w którym zostałem włączony do grona służby liturgicznej. Stało się to za namową mojego kolegi z klasy, gdyż sam raczej nie byłem zainteresowany posługiwaniem przy ołtarzu, widok chłopców w strojach liturgicznych wręcz wzbudzał moje zdziwienie, zaś w samym kościele byłem raczej „gościem niedzielnym”. Pamiętam także, że bardzo spodobała mi się modlitwa przed służbą, której miałem nauczyć się jako kandydat. Ona właśnie zawiera słowa: „Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem”, które widnieją na moich obrazkach prymicyjnych. Ministranckie obowiązki szybko jednak przypadły mi do gustu. Wreszcie przestałem się nudzić w kościele, a w dodatku nie musiałem się martwić o miejsce siedzące. Dodatkowym atutem było wszystko to, co jako ministranci robiliśmy poza służbą. Mam tutaj na myśli przede wszystkim nasze wspólne wycieczki oraz rekolekcje. Chętnie brałem także udział w różnych zajęciach sportowych organizowanych przez księży opiekunów. Bardzo lubiłem soboty, ponieważ wtedy przypadały nasze zbiórki, po których spędzałem czas wraz ze swoimi kolegami „po fachu”. Pamiętam, jak nieraz zdarzyło mi się wrócić ze zbiórki dopiero na obiad.
Z biegiem lat kwestia mojego życiowego powołania nie ulegała zmianie. Przechodziłem przez kolejne stopnie formacji, lecz nawet na chwilę nie pomyślałem o tym, żeby wstąpić do seminarium. Kiedy ukończyłem gimnazjum, wybrałem się zgodnie ze swoimi zainteresowaniami do technikum elektronicznego. Po maturze natomiast zgłosiłem się na Uniwersytet Ekonomiczny, aby rozpocząć studia na wydziale informatyki i komunikacji o kierunku informatyka i ekonometria. W czasie wakacji podejmowałem się pracy, która była zgodna z moimi zainteresowaniami i wykształceniem.
Po dwóch latach studiów, z uwagi na naukę, pracę i chęć dalszego rozwoju, postanowiłem zakończyć pełnioną w kościele posługę. Był to dla mnie w pewnym sensie moment kulminacyjny, ponieważ właśnie wtedy odkryłem, jak wielkie znaczenie ma dla mnie służba przy ołtarzu. W rezultacie postanowiłem, że po ukończeniu studiów pierwszego stopnia wybiorę się na próbę do seminarium. Sytuację nieco komplikowała propozycja znaczącego awansu w moim miejscu pracy. Mimo wszystko podjąłem jednak decyzję, która… nawet teraz wydaje mi się zaskakująca. Odrzuciłem ofertę mojego pracodawcy i złożyłem podanie o przyjęcie do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego.
Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach – bo takie też mają miejsce w trakcie przygotowania do kapłaństwa – wracałem do tych chwil, kiedy mogłem zająć miejsce bliżej ołtarza, aniżeli pozostali wierni zgromadzeni w kościele.
Moje zainteresowania to: fotografia, grafika komputerowa, informatyka, ekonomia, muzyka, motoryzacja, elektronika, psychologia.