60 lat temu do Katowic powrócili biskupi śląscy, wysiedleni stąd cztery lata wcześniej.
Gdy biskup zabrał wszystkie swoje rzeczy, zjadł obiad ze swymi najbliższymi współpracownikami. Powiedział im wtedy: „do zobaczenia, ale na pewno tu się jeszcze zjawimy”. Po obiedzie biskup opuścił Katowice wraz ze swym kapelanem ks. Stanisławem Szymeckim. Udali się w do Krakowskiego Seminarium Duchownego.
Gdy tylko sędziwy bp Adamski opuścił granice swojej diecezji, prasa rozpoczęła na niego prawdziwą nagonkę. Przytoczę tutaj tylko jedno zdanie z „Trybuny Robotniczej”, która napisała za „Trybuną Ludu”, że „ks. bp Adamski gotów był lizać buty hitlerowskiego okupanta i w tym upatrywał swą szczęśliwą przyszłość”. Oszczerstwa te nigdy nie zostały cofnięte.
Komuniści usilnie zabiegali o to, aby Episkopat Polski potępił bp. Adamskiego. Tamte wydarzenia bardzo przeżywał prymas Wyszyński. Szczególnie, gdy bp Bieniek poinformował go, że również został wysiedlony, a bp Bednorz został osadzony w więzieniu (przebywał w nim od 4 listopada do 1 grudnia 1952 r.).
Biskup Adamski wraz ze swoim kapelanem, który z własnej woli towarzyszył mu na wygnaniu, zamieszkał u sióstr urszulanek w Lipnicy, dokąd zaprosił ich arcybiskup wielkopolski Walenty Dymek. Było to niedaleko domu rodzinnego biskupa; był tam pod ciągłą obserwacją UB.
Po opuszczeniu więzienia bp Bednorz na parę dni zatrzymał się w Krakowie, a następnie wyjechał do Poznania i pozostał tam do końca pobytu na wygnaniu.
Biskup Bieniek również udał się na kilka dni do Krakowa, a następnie wyjechał do Kielc, gdzie zamieszkał w domu księży emerytów. W styczniu 1956 roku musiał opuście Kielce i przeniósł się do Kępna pod Poznaniem. To sprawiło, że w ostatnim okresie wygnania biskupi przebywali na terenie Wielkopolski i mogli być ze sobą w kontakcie.
W Katowicach, które zmieniły nazwę na Stalinogród, władze stalinowskie przymusiły kapitułę katedralną do wyboru na stanowisko wikariusza kapitulnego ks. Filipa Bednorza. Po jego tragicznej śmierci władze przygotowały kolejnego „księdza-patriotę” na stanowisko wikariusza kapitulnego. Został nim ks. Jan Piskorz. Był on bardzo „odważny” w swych decyzjach. Między innymi chciał zwołać nielegalny I synod diecezjalny, za jego sprawą doszło też do pomniejszenia kopuły śląskiej katedry. Bardzo trafnie opisał osobę infułata Piskorza Andrzej Grajewski w książce „Wygnanie”: „(...) ks. Piskorz był bardzo nielubiany w diecezji, apodyktyczny, drażliwy (...), zniechęcał do siebie pychą, wymuszał siłą posłuszeństwo (...), nie uznawał odmiennych zdań. Tych kapłanów, którzy mu się sprzeciwili, przenosił przeważnie na ubogie wsie (...)”.