Uczestnicy wyprawy pewnie zmierzają do celu. Przed nimi Bukareszt, a potem już tylko Konstanca.
Dzień dziesiąty
Dziesiąty, dobry dzień za nami... Właściwie to już śpimy, bo jutro wstajemy o 5.00 miejscowego czasu :-). A dziś zrobiliśmy celowo tylko 55 km. Około 10.00 mieliśmy pierwszy postój, by zrobić zakupy, wykąpać się itd. Na nasze miejsce noclegowe dotarliśmy już o 13.00. Jesteśmy w Cartisoara. Wszystko po to, by przed jutrzejszą wyprawą po prostu, nabrać sił, zrobić serwis rowerów, zakupy, przepierka u miłych gospodarzy... Ot, proza życia :-) Eucharystia była dziś o 19.00. W kazaniu ks. Dawid wskazał na Chrystusa jako Sługę, ideał chrześcijańskiej podstawy. Przypomnieliśmy siebie też słowa wypowiedziane niegdyś przez dk. Michała Kasia "prawdziwa miłość zaczyna się w kiblu, czyli od szmaty..." mocne i dosadne, ale czy nie prawdziwe???
A tymczasem taka oto sytuacja: ks. Dawid zamienił się rowerem z Wojtkiem, który jak juczne zwierzę taszczył nań narzędzia. Okazało się po krótkim czasie, że rower jest tak ciężki, iż jazda na nim jest niemal niemożliwa... Takie odkrycie! Stąd pomysł chłopaków, by jutro podzielić między siebie owe narzędzia i pomóc Wojtkowi! Czasem po prostu nie widzimy, że inni obok nas, naprawdę mają gorzej, trudniej...
A od rana... Spore wyzwanie przed nami! Pojedziemy w małych grupach, by było bezpiecznie.