Świadectwo Sebastiana: Położyliśmy się, żeby poczekać na wyjazd. Nie minęły dwie godziny, a Sebastian zmarł na zawał. Był dwa materace obok mnie. Do dziś pamiętam jego twarz i te martwe oczy...
Ostatnia modlitwa z całego dnia, 600 osób, a ona przychodzi po mnie. Mówię: „To niemożliwe, sam się nie odważyłem, w końcu kogoś po mnie przysłali”. Ksiądz Cyran i inni księża w trójkę modlili się nade mną i nic się nie zmieniło. I dopiero wtedy okazało się, że to naprawdę jest wielka lipa. Jadąc stamtąd, stwierdziłem: „Ostatni raz tam byłem, zrobiłem wszystko, a dalej mam w sobie niepokój”.
Budzę się następnego dnia i nic. Zero złych myśli. Mówię: „To jest niemożliwe. Coś się zmieniło!”. Pojechałem piąty raz i dawałem świadectwo w autobusie. Siostry już mi powiedziały: „Po co kolejny raz tam jedziesz, za to trzeba płacić” (śmiech). Na co ja: „Byłbym ostatnim samolubnym egoistą, gdybym nie pojechał opowiedzieć, co mnie spotkało”. To jest dowód na to, że warto próbować, nigdy nie wiadomo, kiedy Bóg nas dotknie. Z Nim też trzeba się kłócić, dawać Mu wyzwania, On nie lubi pokornych cieląt. On szuka tej jednej owcy, z tego najbardziej jest zadowolony. No, mnie znalazł.
Pudełeczko
Jechała na „Mamre” kiedyś kobieta. Zaczęła mi opowiadać: „Wie pan, mama ostatnio mi zmarła, dlaczego?”. Zapytałem: „Ile lat miała pani mama?”. Odpowiada, że 79 czy 83. Wiadomo, każdy wiek jest za wczesny na umieranie, ale w tym wieku można było spodziewać się tego, że bliska osoba może odjeść. „Wie pani co, tak sobie myślę, że dobrze, że dziś siedzimy razem. Ja moją mamę straciłem, jak miałem 14 lat. A praktycznie całą bliskość z rodziną straciłem, jak miałem 35 lat. Niech pani podziękuje Bogu za to, że miała okazję spędzić z mamą tyle lat w szczęściu i zgodzie”.
Życie przede wszystkim nauczyło mnie pokory. I być może gdybym nieraz nie spuścił głowy, to dziś byśmy nie rozmawiali. Poza pokorą nauczyłem się jeszcze cierpliwości i spokojnego myślenia. U sióstr jadłem, spałem, zawsze starałem się moją pracą im odpłacić. Praniem ręcznym wszystkich pościeli, pomocą w obieraniu ziemniaków, myciem dziadków.
Swoją pracę wychodziłem. Stwierdziłem, że zrobię tak, jak w tym kraju rzadko kto chce postąpić. Zacząłem od najniższej krajowej. Musiałem moje CV podrzeć. Gdzieś tam zarządzałem firmą, byłem kierownikiem, koordynatorem regionalnym, ale to mnie dobiło. Wpadłem w pracoholizm.
Stwierdziłem, że bardzo chętnie będę wykładać batoniki w markecie. Jeżeli mi za to zapłacą. Chciałem rozpocząć pracę w McDonaldzie. Mówię: „U sióstr myję podłogi, to tu też mogę”. Nie odezwali się. Wyleczyłem nogę i pojechałem do urzędu pracy. Postanowiłem, że przyjmę pierwszą propozycję pracy, którą mi dadzą. Pracowałem przez miesiąc w mojej branży. Po miesiącu powiedzieli, że jest postojowe.
Kolejną pracę dostałem po pielgrzymce do Piekar. Poszliśmy z parafii z Granicznej całą ekipą od sióstr, ale tylko ja dotarłem na miejsce (śmiech). Z powrotem wszyscy wrócili autobusami, a ja stwierdziłem, że idę na nogach przez Chorzów. I jakimś trafem spotkałem kumpla z dawnych lat. Drogę do Chorzowa przegadałem z nim, tam postanowiłem, że idę przez park, a w parku... wspólnota, bracia kapucyni tańczą, prelekcje dają, świadectwa. Parę dni później dostałem pracę. A wiadomo, czyją patronką jest Matka Boska Piekarska. Po pół roku pracy stwierdziłem, że jestem odrobiony i idę od sióstr. Tylko ostatnio łapię się na tym, że znów pracuję za dużo...
Niedawno jechałem z Chorzowa na motorze. Nie tak, jak trzeba, bo byłem zmęczony po całym dniu i na bocznej ulicy słyszę za sobą policję. Fajnie. Powiedziałem: „Wie pan co, po prostu jestem zmęczony”. I tyle. Popatrzyli na mnie i powiedzieli: „Bardzo przepraszamy, chcielibyśmy pana tylko pouczyć”. Podniosłem głowę, patrzę, co im się nagle odmieniło? Zamiast mnie zaatakować, przepraszają?!
Odjechali, a ja patrzę, stoję pod kapliczką. Mam więcej takich opowieści o mocy Ducha Świętego. Jeździłem do pracy na rowerze. Przedziurawiłem dętkę przy kopalni „Wieczorek”. Nigdzie nie umiałem jej kupić. Wracałem do sióstr, poszedłem na ul. Warszawską, tam na samym końcu jest kościół. Nagle jedzie kobieta z synem staje, patrzy na mnie i mówi: „Ja pana bardzo przepraszam, ale wygląda mi pan na takiego, co potrzebuje dętki 24 cale. Ja taką akurat mam, to bym panu podarowała”. Obejrzałem się w prawo w lewo i pomyślałem: to jest jakieś „Mamy Cię!”.
Siostra swego czasu dała mi książkę do przeczytania. W sali było nas 8 czy 10 osób. Wiecznie był problem ze skupieniem się i przeczytaniem czegokolwiek. A kiedyś dostałem gazetę i pudełeczko, w którymś coś było. Trzymałem je pod łóżkiem, chciałem dać kumplowi, nie chciał. Kiedy przyszła siostra z tą książką, dostałem olśnienia: pudełeczko. Wyciągam, patrzę, stopery. Bóg rozwiązał mi wszystkie problemy za pomocą pudełeczka. Na nikogo nie musiałem się drzeć, nikt mnie nie denerwował, mogłem się skupić i przeczytać książkę.
Z Bogiem rozmawiam cały czas. Kiedy zaczynam wątpić, On ciągle mi udowadnia, że się mylę. Jakoś chyba zależy Mu na mnie...