Indiana Jones w miejskiej dżungli

Po co są przepisy? Żeby ich przestrzegać? Święta racja. Bo na pewno nie po to, żeby jakoś sensownie porządkowały naszą rzeczywistość.

Andrzej Macura

|

GOSC.PL

dodane 06.10.2014 15:00
0

Ta smutna refleksja towarzyszy mi nieodmiennie od lat. Ostatnio także wtedy, gdy codziennie zmierzam samochodem do pracy. Z Rudy Śląskiej do Katowic. A potem w drugą stronę. Ile to? Licznik pokazuje 15 albo 17 kilometrów. W zależności od tego, którędy jadę. Drogi niby dobre. Ale człowiek czuje się momentami jak Indiana Jones eksplorujący jakieś podziemia dawno zaginionego miasta. Nie, nie o dziury chodzi czy fotoradary. O różne absurdalne rozwiązania. Zapewne zgodne z przepisami. Ale niemające nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

Przepraszam, do tego potrzebna jest cała opowieść. Rozpocząć powinna się w centrum Nowego Bytomia, dzielnicy Rudy, w której mieszkam.

Na początek omijam oczywiście pięcioramienne skrzyżowanie w samym centrum, wybierając drogę z trzema tzw. leżącymi policjantami. Dlaczego? Poczekać na zielone światło to bym mógł. Problem, że na skrzyżowaniu tym odbywa się nieustające polowanie z nagonką. Myśliwymi są kierowcy, nagonką ten, który światła poustawiał. A zwierzyną – piesi. Problem w tym, że kiedy skręcam na tym skrzyżowaniu w prawo, spodziewam się, że będę musiał przepuścić pieszych. A tu niespodzianka: stoją. Nie ruszają się. Zachęcony tym widokiem wjeżdżam na pasy. Ale ostrożnie! Światła mogą w każdej chwili się zmienić! A jak zielone, to zielone. Piesi wejdą na nie natychmiast, nawet gdyby mieli porozbijać sobie nosy o drzwi mojego samochodu. Wzrok kieruję więc w lewo, by zahamować natychmiast, gdy zauważę zmianę świateł. Ale wtedy gorzej widzę, co dzieje się po prawej. A to stamtąd wkroczyć może niebezpieczeństwo. Całe szczęście, że są tam jeszcze tory tramwajowe.

I to nie koniec pułapek na tym odcinku. Ze sto metrów dalej źle oświetlone nocą pasy, przed którymi lepiej zwolnić do 20. Zwłaszcza kiedy coś jedzie z naprzeciwka, pieszego naprawdę na nich nie widać. Dalej przystanki, następne pasy... Nie, stanowczo lepiej ten odcinek omijać. A dalej?

O zatłoczonym skrzyżowaniu i z mało jasnych powodów wijącej się jak wąż drodze nie warto wspominać. A potem jest już Chebzie. Nowoczesne skrzyżowanie z inteligentnymi niby światłami. Zastanawiam się tylko, jak to jest, że zielone światło zapala się tym, którzy jadą prosto, a nie zapala się tym, którzy skręcają w prawo? Zaznaczam, wcale nie wtedy, gdy harmonię na skrzyżowaniu zakłóca tramwaj. Ale to i tak drobiazg w porównaniu z tym, co dzieje się, gdyby jechać z  drugiej strony. Tempa zmian świateł nie powstydziłaby się niejedna dyskoteka. Człowiek już zwolni, a tu zapala się zielone, więc noga na gaz, ale nic z tego, zanim dojedzie znów będzie czerwone...

Gdzie jestem? Na średnicowej. Zasadniczo super. Niedawno jednak, już w obrębie Świętochłowic, przystosowywano tamtejsze nieużytki pod jakąś inwestycję. Zajęto pobocze i jeden z trzech pasów. No i oczywiście ograniczenie. Nie byle jakie, 50 km/h. Zwężenie i ograniczenie stały sobie oczywiście ze dwa tygodnie po tym, jak ostatnie pojazdy zjechały z placu budowy. Pewnie dlatego, że robota jeszcze nie była odebrana – pomyślałem sobie. A że utrudniało to życie kierowcom? E, kto by się kierowcami przejmował. Mają jechać 50 i basta. Bo tak wymyśliliśmy.

Z dalszych rozmyślań wyrywa mnie przedkatowicki tłok. Od parunastu dni nieuchronnie zamieniający się w korek. Nie, nie przeszkadzają kolejne roboty obok drogi w Chorzowie. Trzy pasy są, ograniczenie niewielkie. To pewnie skutek robót prowadzonych od miesięcy na innych drogach. Wjazd od Brynowa – mocno utrudniony. Od Ligoty? Jeden wielki korek. Autostrada? Właśnie wymieniają asfalt. Nieprzejezdna też jest na tym odcinku w stronę Katowic ulica Gliwicka. Więc kto żyw, szuka wygodniejszego dojazdu do centrum.

1 / 2
oceń artykuł Pobieranie..