Tegoroczne hasło na sierpień: "Kochająca matka zawsze trzeźwa" nie porwało mnie, delikatnie mówiąc. Słowa abp. Krajewskiego w Piekarach - owszem. Na przykład te o zapłakanym sercu. Albo o żyjącym tabernakulum.
Są dwa sposoby głoszenia Ewangelii, nauczania, napominania. Można to robić od strony negatywnej albo pozytywnej. Ponarzekać i postraszyć albo podbudować i pocieszyć. Wspomniane hasło – choć nie wątpię, że zaproponowane w dobrej intencji przez osoby zatroskane o losy naszej ojczyzny i naszych rodzin – wprowadziło mnie w jakiś dziwny niepokój albo nawet bunt. Zaczęłam więcej myśleć o naszej "homiletyce na co dzień". O jej trafności i skuteczności.
Może dlatego tak bardzo się ucieszyłam, dowiadując się, że kaznodzieją piekarskim będzie w tym roku abp Konrad Krajewski. Przed beatyfikacją Jana Pawła II, w kwietniu 2011 r., przeczytałam wywiad z nim. Wywiad przejmujący, osobisty. Ówczesny ceremoniarz papieski mówił o byciu blisko Jana Pawła II za jego życia – coraz bardziej umęczonego i ofiarowywanego – i tuż przed jego śmiercią oraz w chwili samego przejścia do domu Ojca. O niektórych odczuciach i przeżyciach opowiedział wtedy pierwszy raz.
Polski ksiądz z Łodzi, obecnie papieski jałmużnik, również w Piekarach do kobiet mówił "z serca do serca". Z serca – jak można było odnieść wrażenie – wypełnionego pokojem. Chciał ten pokój przekazać słowami, ale myślę, że jeszcze bardziej przekazał go poza nimi, samą swoją osobą, głosem, gestem. Historią i teraźniejszością swojego kapłańskiego – dość niezwykłego, trzeba przyznać – życia.
Padły też takie słowa: „Moja wola kończy się grzechem i muszę się spowiadać”. I przypomniał mi się inny wywiad z abp. Krajewskim, w którym wyznał, że służąc Janowi Pawłowi II, bardzo często, zwłaszcza przed Eucharystią z nim przeżywaną, szukał możliwości wyspowiadania się, czasem nawet narażając się na zdziwienie otoczenia. Przybliżając się do świętości papieża, musiał sam choć trochę dorosnąć do niej, stać się bardziej czystym, przejrzystym.
Czuję, że subtelne podpowiedzi, "jak żyć" z piekarskiej, tegorocznej homilii warto jeszcze raz przemyśleć, przemodlić, przełożyć na własną sytuację życiową. Podoba mi się rada, by zaprosić Jezusa "do najprostszych czynności mojego dnia". By wszystko robić z Nim: "cieszyć się, cierpieć, pracować, przyjmować gości i zapraszać Go tam, gdzie w życiu sobie nie radzę". Mówić Mu często: "Jezu, to dla Ciebie"...
Przeczytaj także: