Wnuki bohaterów, którzy ocalili co najmniej 5 tysięcy polskich Żydów, spotkały się w Katowicach.
To Węgierka z Budapesztu Klara Héjj i Polak z Katowic Zbigniew Kutermak. Pierwsza z nich jest wnuczką Józsefa Antalla, który w czasie II wojny światowej był kierownikiem IX wydziału socjalnego w węgierskim MSW. Drugi – wnukiem Ślązaka Henryka Sławika, przedwojennego polityka prawego, antykomunistycznego skrzydła PPS. W czasie II wojny na Węgrzech ci dwaj ludzie uratowali co najmniej 5 tysięcy polskich Żydów. Zrobili to przez wydanie im fałszywych dokumentów.
Sieroty, ale nie oficerów
Sławik z Antallem założyli też w wiosce Vac nad Dunajem sierociniec dla stu żydowskich dzieci. Dla kamuflażu nazwali go „Domem sierot polskich oficerów”. Wśród tych dzieci było wiele takich, które matki wyrzuciły z pociągów, przejeżdżających przez Węgry w drodze do niemieckich obozów śmierci. Kiedy nikt nie widział, te dzieci były tam w czasie wojny uczone nawet... hebrajskiego. – Mój dziadek z panem Henrykiem zapraszali do tego sierocińca na wizytacje nawet nuncjusza papieskiego, żeby jeszcze bardziej uwiarygodnić, że to jest szkoła polska, a nie żydowska – mówiła 26 marca w czasie spotkania w Katowicach Klara Héjj.
Klara Héjj gości w Katowicach w związku z przypadającym 29 marca Dniem Węgierskim. Śląskim dziennikarzom mówiła, że wraz z całą rodziną jest bardzo szczęśliwa, że w Katowicach ma w przyszłym roku stanąć pomnik jej dziadka, przedstawionego wraz z Henrykiem Sławikiem.
Dziadek bez Antalla nic by nie zrobił
Postać tego wielkiego Ślązaka, urodzonego w Szerokiej (dziś dzielnicy Jastrzębia-Zdroju) i mieszkającego później w Katowicach, popularyzuje od kilku lat stowarzyszenie „Henryk Sławik – pamięć i dzieło”. Od początku w planach stowarzyszenia było postawienie mu w mieście pomnika. Sekretarz stowarzyszenia, a jednocześnie wiceprezydent Katowic Michał Luty, zadzwonił jednak kiedyś do Zbigniewa Kutermaka, wnuka Henryka Sławika, z pytaniem: „Słuchaj, a co byś powiedział, gdybyśmy zrobili nie pomnik Sławika, ale Sławika i Antalla?”. Wspomina, że pytał o to z pewną obawą, ponieważ pan Zbigniew ma pewną bardzo pozytywną cechę: mówi wprost to, co myśli, czy to jest dla odbiorcy miłe, czy nie. W słuchawce po krótkiej ciszy Michał Luty usłyszał jednak zdecydowane: „No przecież dziadek bez Antalla nic by nie zrobił”. – Kto do tej pory był symbolem przyjaźni polsko-węgierskiej? Bem i Petőfi. Tymczasem Sławik i Antall są współczesnym symbolem przyjaźni polsko-węgierskiej – mówi z pasją Michał Luty.
Losy Henryka Sławika na Węgrzech były ostatecznie tragiczne. Po wkroczeniu Niemców do tego kraju przeszedł w 1944 r. do konspiracji, ale został schwytany przez gestapo. Niemcy chcieli wydusić od niego zeznanie obciążające Józsefa Antalla. Bezskutecznie. Antall tak opisał ich konfrontację: „Obiecali mu, że jak powie prawdę, to go natychmiast zwolnią. Ale on był niezłomny”. Ponieważ Sławik nie sypnął, Niemcy przerwali konfrontację i wyprowadzili Antalla. Wprowadzili go z powrotem dopiero po dłuższej chwili. „Obraz był ten sam, tylko Sławik się zmienił. Jego twarz i głowa były pokrwawione od bicia. Ale z oczu biło zdecydowanie. Popatrzył na mnie z przyjacielskim oddaniem, od razu wyprostował się i powiedział: »Sprzeciwiam się w imieniu prawa międzynarodowego, moralności i sprawiedliwości. Nie oskarżajcie go!«”.