Migawki w mediach z ogarniętej krwawą wojną domową Syrii wydają się nam nieraz tak odległe. Tymczasem wśród nas, w Mikołowie, żyją ludzie, którzy z tego piekła się wyrwali.
Jest wśród nich 19-letnia Dalal Younes. Uciekła z ogarniętych walkami przedmieść Damaszku w lipcu zeszłego roku, razem z tatą Mohamadem. Nie dało się skorzystać z najbliższego lotniska w Damaszku, więc najpierw przekroczyli syryjsko-libańską granicę. Dopiero w Bejrucie, stolicy Libanu, wsiadła z tatą w samolot i przyleciała do Polski. Na Śląsku, w Orzeszu, czekali już na nich pozostali członkowie rodziny, którzy uciekli już w poprzednim miesiącu: mama Ilona, 17-letni brat Sharif i najmłodsza, 9-letnia siostra Natalia. Rodzina Younes jest syryjsko-polska: mama jest Polką rodem z Orzesza, tata jest Syryjczykiem. Dalal spędzała u dziadków w Orzeszu wakacje.
Bombardowani
Dalal najbardziej przeżyła wkroczenie armii rządowej do jej miejscowości Mlaiha w czerwcu zeszłego roku. – Tata w tym czasie był w pracy w aptece. Niestety, pod apteką zatrzymał się czołg i tata nie mógł wrócić do domu – wspomina. – Ten czołg strzelał przez całą noc! Tata dzwonił do nas i w słuchawce słyszeliśmy wystrzały tego czołgu. Byłam wtedy w domu z mamą, bratem i babcią – dodaje.
Dalal przeżyła też coś, czego na własnej skórze doświadczyli tylko starsi z czytelników, którzy pamiętają styczeń 1945 roku.
Otóż ta delikatna, ciemnooka i czarnowłosa dziewczyna przeżyła bombardowanie artyleryjskie jej miejscowości. Pociski wystrzeliwane z pobliskiej bazy armii rządowej spadały raz bliżej, raz dalej, a czasem tuż-tuż. Z każdym nadlatującym pociskiem zastanawiała się, czy tym razem już uderzy w ich dom. – Wtedy poczułam, co to jest strach przed śmiercią – mówi. – Nie zmrużyłam oka także przez dwie ostatnie noce przed wyjazdem. W ostatnią noc pocisk z moździerza trafił w szkołę naprzeciwko naszego mieszkania. A jeszcze noc wcześniej dokładnie pod naszym blokiem zgromadzili się rebelianci. Zaczęły się ich walki z siłami rządowymi. Zamknęliśmy żaluzje, ale i tak słyszeliśmy, jak ludzie umierali. To było straszne. Nie życzyłabym nikomu, żeby musiał przeżywać takie rzeczy, jak ja – mówi.
W jej miejscowości dochodziło też do pokojowych manifestacji, do których otwierali ogień żołnierze. Pod apteką jej rodziców zginęło dwóch demonstrantów. - Świat zastanawia się głównie nad tym, czy do Syrii wejdą z interwencją siły międzynarodowe, czy nie. A nikt nie myśli o tym, jak się czuje zwykły cywil, nastolatek, widząc jak giną ludzie, a uliczki, którymi chodził, zamieniają się w ruiny. Właśnie teraz w mojej miejscowości toczą się bardzo ciężkie walki. Trzy dni temu dowiedziałam się, że dom mojej babci został zbombardowany, zrównany z ziemią. Oglądam ciągle w internecie zdjęcia z Syrii i płaczę. Jak pan by się czuł, gdyby np. w Rybniku uliczki, którymi pan chodził od dzieciństwa, zostały zburzone? – pyta Dalal.