Nawet ze szpitalnego łóżka kierował zespołem. Słoneczni nie mogą uwierzyć, że go już nie ma.
„Słoneczni - hasło, które otwiera drzwi i serca”. Moje wspomnienie o Druhu Edwardzie. Tego człowieka i nauki z nim związanej nie da się streścić w paru słowach.
Poznałam Druha Edwarda w 1996 roku, kiedy jako 10-latka pojawiłam się z rodzicami na przesłuchaniach do zespołu Słoneczni.
Już wtedy wywarł na nas wrażenie człowieka bardzo otwartego i optymistycznego, ale też doskonale wiedzącego czego poszukuje.
Choć śpiewałam raczej czysto, stres był ogromny. Aż wreszcie nadszedł upragniony dzień gdy w skrzynce pocztowej znalazłam liścik z zaproszeniem do zespołu.
Gdybym napisała, że Druh zmienił w moim życiu wszystko, zabrzmiałoby to pewnie bardzo górnolotnie, ale poniekąd tak właśnie było.
Ani ja, ani moja rodzina nie wyobrażamy sobie kim byłabym dzisiaj gdybym nigdy nie poznała Druha Edka.
Po pierwsze od momentu wstąpienia do zespołu nie byłam już jedynaczką, miałam ponad pięćdziesięcioro rodzeństwa.
Druh zawsze mówił, by zespół traktować jak drugą rodzinę, a On świetnie pełnił rolę głowy tej rodziny.
Zawsze sprawiedliwy, cierpliwy, potrafił nas wysłuchać i doradzić, ale był też surowy i wymagający. Uczył nas uczciwości względem siebie i innych, życzliwości, skromności, pracy i wytrwałości. Kiedy trzeba - pocieszał, czasem karcił.
Podczas obozów harcerskich wpajał nam podstawowe wartości i cnoty: Bóg, honor, Ojczyzna, uczył nas Prawa harcerskiego i podpowiadał, jak realizować je w codziennym życiu, prowadził zajęcia z wiedzy o harcerstwie, która poruszała nasze młode serca.
W moim dorosłym życiu wciąż kieruję się zasadami, których mnie nauczył.
Dzięki pasji do śpiewu i tańca, jaką zaszczepił we mnie Druh Edek, a także odpowiedniego zachowania na scenie i prawidłowej emisji głosu, jakich mnie nauczył, przyjęto mnie na Akademię Muzyczną w Katowicach, którą niedawno ukończyłam z wyróżnieniem na kierunku wokalno-aktorskim.
Przyjaźnie, które nawiązałam w Słonecznych oraz niezwykła charyzma Druha Edka związały mnie z zespołem tak silnie, że właściwie nigdy z niego nie odeszłam.
W naturalny sposób awansowałam do tzw. młodszej kadry instruktorskiej i starałam się pielęgnować w dzieciach to, czego od pokoleń, niezmiennie uczył Druh Edek.
Ostatni raz spotkałam się z Druhem Edkiem w marcu tego roku. Odwiedziłam go w ośrodku, w którym go leczono i rehabilitowano. Było to spotkanie niezwykle wzruszające i symboliczne, ponieważ podczas tego spotkania Druh Edward powierzył mi dzieło swojego życia, zaufał mojemu słonecznemu sercu i umiejętnościom.
Tego dnia słuchałam jego słów wyjątkowo uważnie, były to bowiem rady i wskazówki dotyczące prowadzenia zespołu, a także słowa otuchy.
Druh nie narzucał swojej wizji przyszłości zespołu, ale odetchnął z ulgą na wieść o tym, że jego dzieło będzie kontynuowane i będzie opierało się na wartościach, które chłonęliśmy od niego, a które, jak się okazało, sprawdzają się także w naszym dorosłym życiu.
Ogromne wrażenie wywarł na mnie optymizm Druha, pomimo ciężkiej choroby, oraz jego niczym nie zmącona chęć do pracy na rzecz zespołu.
Nawet ze szpitalnego łóżka kierował zespołem i wciąż poszukiwał nowego repertuaru, który przywróci na polski rynek muzyczny kulturę piosenki dziecięcej, tak, by dzieci mogły być dziećmi. Na tym najbardziej mu zależało.
Ewelina Sobczyk z Katowic, Słoneczna od roku 1996 do dziś i na zawsze,
absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach