Poroniłam...

Utrata dziecka nienarodzonego zawsze jest dramatem. Czasem jednak ten dramat staje się jeszcze większy za sprawą innych ludzi.

jsb

dodane 15.10.2017 08:00
0

Wracamy na oddział. Po kilkunastu minutach ordynator fatyguje się do nas osobiście, by powiedzieć, że jednak się pomylił, ciałko jest i zaraz przyjdzie lekarz, który przygotuje nam próbkę tkanek do badania. Ten rzeczywiście przychodzi. Nie próbując nawet ukryć niezadowolenia z powodu powierzonego mu zadania, pyta pielęgniarkę: „Gdzie to jest?!”. Ta odpowiada: „W brudowniku”…. Wszystko w naszej obecności. Po raz kolejny robi mi się słabo. W końcu otrzymujemy zabezpieczoną do badań próbkę, którą zawozimy do laboratorium genetycznego, wyszukanego w internecie. Szczątki naszego dziecka ma zabrać zakład pogrzebowy, bo takie jest prawo. Ze szpitala wychodzę zrozpaczona i upokorzona, z poczuciem, że mnie i moje dziecko odarto z wszelkiej godności.

To jednak nie koniec tej historii, bo kiedy za kilka dni przychodzą wyniki potwierdzające płeć żeńską dziecka, ogarniają mnie złe przeczucia… Mając w pamięci to, jak potraktowano nas w szpitalu, wracam do laboratorium i proszę o pobranie mojego DNA i porównanie go z tym znalezionym w materiale poporonnym. Niestety moje obawy okazują się słuszne… Wychodzimy na pogrzeb, kiedy otrzymujemy telefoniczną informację o tym, że w próbce przygotowanej przez szpital nie ma tkanek pozwalających na określenie płci dziecka, jest tylko materiał z moim osobistym DNA… Podczas pogrzebu nie potrafię myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, co znajduje się tej w małej, białej trumience, którą składamy do grobu….

Historia druga

Lipcowy poranek. Znów jestem w ciąży i znów trafiam do szpitala. Tym razem to 15. tydzień i wiem już, że moje dzieciątko nie żyje. Zmarło kilka dni wcześniej, pokonane przez zespół ciężkich wad genetycznych wykryty w 11. tygodniu ciąży. Do szpitala zgłaszam się, bo konieczne jest wywołanie porodu, na tym etapie ciąży zwanego jeszcze poronieniem indukowanym. Przyjeżdżam do szpitala w Pyskowicach, gdyż wiem, że w tym szpitalu przestrzegane są zasady poszanowania życia ludzkiego od poczęcia, a ordynator oddziału położniczego jest człowiekiem bardzo wierzącym. Po przyjęciu robione jest badanie USG, podczas którego lekarka pokazuje mi wszystko dokładnie i tłumaczy, że na pewno nic już nie da się zrobić… Prosi o zgodę na podanie leków mających wywołać poronienie. Po kilku godzinach rodzi się malutki, martwy chłopczyk. Przytulam go i trwamy tak przez jakiś czas, po czym przychodzi położna. Obejmuje mnie i pociesza, następnie zabiera mojego synka, niosąc go po prostu w swoich dłoniach, jak dziecko, a nie jak coś obrzydliwego w naczyniu czy przy użyciu narzędzi. Nie zdaje sobie nawet sprawy, jak wiele dla mnie znaczy ten prosty gest. Kiedy przyjeżdża mąż, dostajemy ciałko naszego synka godnie zabezpieczone i zostajemy z nim sam na sam, by się pożegnać.

Zanim to następuje, przychodzi jeszcze położna oddziałowa, która pyta, jak się czuję, i przekazuje wyrazy współczucia. Wręcza mi garść ulotek o grupach wsparcia, o poronieniach i miejscach, gdzie szukać pomocy. Informuje, że mam prawo do pochówku i świadczeń socjalnych, tłumaczy też, gdzie i jak to załatwić. Przychodzi też lekarz i wyjaśnia, że chciałby uniknąć zabiegu łyżeczkowania macicy, bo to bardzo inwazyjny zabieg. Pyta, czy zgadzam się poczekać na samoistne oczyszczenie się narządu. Zostaję w szpitalu dzień dłużej, ale unikam pozostawiającej trwałe ślady interwencji chirurgicznej. Ze szpitala wychodzę z wielkim bólem w sercu, ale też ze wspomnieniem mojego ślicznego synka i chwil z nim spędzonych. Wychodzę również z poczuciem, że moje dziecko zostało potraktowane z godnością i szacunkiem, tak jak powinno się traktować każdego człowieka, który odchodzi.

Według polskiego prawa, niezależnie od czasu zakończenia ciąży kobiecie przysługuje prawo do pochówku dziecka, jego rejestracji w USC, zasiłku pogrzebowego oraz 8-tygodniowego urlopu macierzyńskiego. Aby zarejestrować dziecko w Urzędzie Stanu Cywilnego, potrzebne jest zaświadczenie ze szpitala potwierdzające, że dziecko urodziło się martwe, oraz określające jego płeć. Jeśli wczesny etap ciąży nie pozwala na określenie płci, można z materiału poporonnego w wyspecjalizowanych laboratoriach wykonać badanie DNA. Badanie to kosztuje około 400 zł. Szpitale są zobowiązane do umożliwienia pochówku martwo urodzonego dziecka, a także do informowania kobiet o przysługujących im prawach oraz o możliwościach uzyskania wsparcia psychologicznego.

Więcej na: poronilam.pl.

Przeczytaj także:

Opowieść o Samuelu

Jak ukoić ból po stracie dziecka

Poroniłam...

Wsparcie daje grupa

Miejsce, którego bardzo brakuje

Dzień Dziecka Utraconego

 

2 / 2
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy