Pan Bóg miał swój plan

ds

publikacja 11.05.2019 12:33

Śląscy neoprezbiterzy opowiedzieli nam, jak odkrywali powołanie. "To ewidentna sprawka Ducha Świętego" - stwierdził jeden z nich. Poznajmy ich historie i wspierajmy kapłańską posługę, by nigdy nie wysechł olej na ich rękach.

Pan Bóg miał swój plan

Każda historia powołania jest pasjonująca. To "historia święta". Głos Boga jest dyskretny, ale na tyle silny, że jest w stanie przebić się przez wszystkie inne głosy. A tych w życiu każdego młodego człowieka jest sporo: wymarzone studia, różne pasje - jak muzyka czy sporty ekstremalne, wreszcie uczucie do wspaniałej dziewczyny. A jednak - jak napisał jeden z nowo wyświęconych księży w swoim świadectwie - Pan Bóg "zawsze o swoje się upomni". 

Wszyscy tegoroczni neoprezbiterzy byli ministrantami. Kilku przystąpiło do Wczesnej Komunii Świętej. Te dwa fakty dają do myślenia i mogą stanowić wskazówkę - również dla samych nowo wyświęconych - co do priorytetów duszpasterstwa rodzin i młodzieży. Pokazują, jak ważna jest bliskość Eucharystii, od najmłodszych lat. I dobre kapłańskie wzory: "Bliskość ołtarza oraz postawa spotykanych kapłanów z pewnością sprawiły, że to już wówczas pojawiały się pierwsze myśli o tym, by zostać księdzem".

Padają ważne słowa o seminarium jako o prawdziwym domu i miejscu duchowego wzrastania: "Czas formacji w seminarium to najlepszy okres mojego życia. Najbardziej wytężony. Najbardziej owocny". "Niezastąpione wsparcie w tym czasie okazali mi przełożeni naszego śląskiego seminarium - czytamy. - To czas, w którym Pan Bóg działał często przez innych ludzi: przełożonych, ojców duchownych…", ale także przez bliskich oraz "całe grono osób świeckich".

"Kapłaństwo to dar, na który w żaden sposób nie zasłużyłem, ale to sam Jezus mi go daje i posyła mnie" - wyznaje jeden z młodych księży. 

"Kiedy dotyka Pan Bóg, to się po prostu o tym wie". Dali się dotknąć Jego łasce. Bogu niech będą dzięki. Ale wiedzą, że nie są samowystarczalni. Dlatego czekają na modlitwę. Wyraził tę prośbę i wdzięczność jeden z neoprezbiterów: "Dziękuję każdej osobie, która modli się za mnie i za mój rocznik i nas wspiera. Dziękuję też tym, którzy po przeczytaniu naszych świadectw za nas się pomodlą!".

Poniżej zamieszczamy świadectwa wszystkich neoprezbiterów, a na końcu życzenia ich seminaryjnych przełożonych.

Słowo rektora WŚSD ks. Marka Panka: Umocnieni – umacniajcie

Słowo opiekuna rocznika, prefekta WŚSD ks. Pawła Tila: Nie zatrzymujcie niczego z siebie dla siebie

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Krzysztof Brejza, ur. 4.08.1993, Jastrzębie-Zdrój. Parafia pw. Nawiedzenia NMP, Połomia. Archiwum WŚSD w Katowicach

Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego (Łk 9,62)

Jestem bardzo szczęśliwy

Pochodzę z wiejskiej, tradycyjnej parafii. Moi rodzice to Jerzy i Grażyna. Mam trzy siostry (Beata, Joanna, Agata) oraz dwóch braci (Wojciech i Mateusz).

Moje powołanie rozpoczęło się podczas służby przy ołtarzu jako ministrant. To tutaj odkryłem spokój i samego siebie. Wspólnota ministrancka nadała bieg mojemu powołaniu. Oczywiście powołanie do kapłaństwa mocno zakorzenione jest w mojej rodzinie, gdzie przekazano mi wiarę i ukazywano jej wartości. Ważną rolę odegrali również kapłani, których spotkałem na swojej drodze – ówczesny proboszcz oraz wikarzy, którzy kierowali moją duchową formacją.

Szczególnym świętym w moim życiu jest Franciszek z Asyżu, zresztą patron naszego rocznika. Cnoty tego świętego motywują mnie do pracy nad sobą i służby bliźnim.

Od początku formacji seminaryjnej towarzyszą mi słowa Jezusa, które skierował do chcących Go naśladować. Znajdujemy je w Ewangelii według świętego Łukasza: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9,62). Słowa te są mocno osadzone w moim środowisku rodzinnym, gdzie starałem się pomagać rodzicom na roli.

Swoją pracę magisterską, napisaną pod czujnym okiem ks. dr. Henryka Olszara, poświęciłem proboszczowi, który pracował w mojej rodzinnej parafii w latach 1966–1992. Jest to praca biograficzna pt. „Ksiądz Franciszek Pisula (1918–1993)”.

Sam nie mam jakichś specjalnych wymagań czy marzeń odnośnie do konkretnego duszpasterstwa. Ufam głęboko, że Kościół pośle mnie tam, gdzie będę potrzebny. Myślę, że mógłbym zostać posłany do osób z niepełnosprawnością czy głuchoniemych. Języka migowego uczyłem się od pierwszego roku seminarium.

Warto ufać Panu Bogu. Ja swój krok zrobiłem i wiem, że był on słuszny. Dziś jestem bardzo szczęśliwy. Oczywiście nie jest tak „cukierkowato” – to byłoby nierealne. Jednak podejmując drogę  z Chrystusem, można naprawdę wiele zdziałać – a przede wszystkim dobrze odkryć swoją drogę życiową. Ksiądz Pisula w 1990 roku powiedział do swoich parafian: „Kiedy bierzesz własny krzyż i idziesz za Chrystusem, Twoje życie nabierze odpowiedniej harmonii”. Te słowa są dla mnie umocnieniem i wskazówką życiową. My często chcemy pomagać Jezusowi na Drodze Krzyżowej, zapominając, że to my musimy wziąć własny krzyż – czyli rozeznać swoje powołanie i wiernie podążać za Chrystusem.

Proszę mi pozwolić podziękować. Bez ludzi, których spotkałem na swojej drodze, nie byłbym tak szczęśliwy jak jestem dziś. Nade wszystko pięknie dziękuję moim rodzicom i całej rodzinie, przyjaciołom, znajomym, kapłanom i siostrom zakonnym. Dziękuję za każde dobre świadectwo, które wzmacniało moją wiarę i pociągało bliżej Boga. Niech Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty obficie Wam błogosławi. AMDG.

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Łukasz Budniok, ur. 17.01.1992, Mikołów. Parafia pw. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela, Orzesze-Zawiść. Archiwum WŚSD w Katowicach

Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał (Ps 37,5)

Pan chce przeze mnie działać

Pochodzę z tradycyjnej śląskiej rodziny. Z pewnością moje powołanie zaczęło się kształtować w domu rodzinnym, w którym panowała religijna atmosfera. Przejawiała się ona w codziennej modlitwie, w udziale w Eucharystii, w uroczystym przeżywaniu niedzieli i świąt. Można więc powiedzieć, że rodzice i dziadkowie swoją postawą i przykładem życia wskazywali na Boga jako Tego, który w życiu jest najważniejszy. Czynili to także poprzez swą rolniczą pracę łączoną zawsze z Bożą Opatrznością. Wiedzieli bowiem, że wysiłki ich pracy nie zależą ostatecznie od nich, ale od Boga, który daje wzrost, daje deszcz, zachowuje od zniszczenia, po prostu błogosławi.

Drugim kluczowym elementem, który odegrał dużą rolę w rozwoju powołania, była służba liturgiczna. Ministrantem zostałem w drugiej klasie szkoły podstawowej. Bliskość ołtarza oraz postawa spotykanych kapłanów z pewnością sprawiły, że to już wówczas pojawiały się pierwsze myśli o tym, by zostać księdzem. Ostatecznie decyzję o wstąpieniu do WŚSD podjąłem w okolicach matury.

Moim ulubionym świętym jest św. Antoni. Oczywiście pomaga mi zawsze znaleźć zagubione rzeczy, ale nie tylko. Jest to po prostu święty, który pomaga w każdej sprawie.

Hasło „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał" (Ps 37,5) wybrałem, ponieważ ten fragment uczy mnie powierzać wszystko Panu Bogu. Tym samym przypomina mi, że Pan Bóg będzie zawsze działał w moim życiu, jeśli Mu na to pozwolę. Wzywa mnie do ufności, do zdania się na Pana. Tak też patrzę na swe przyszłe kapłańskie życie: Pan chce przeze mnie działać tam, dokąd mnie pośle.

Temat mojej pracy magisterskiej to „Duchowe znaczenie cierpienia w ujęciu siostry Faustyny na podstawie »Dzienniczka«”.

W wolnym czasie lubię jazdę na rowerze oraz chodzenie po górach.

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Dorian Figołuszka, ur. 19.11.1994, Bielsko-Biała. Parafia pw. św. Katarzyny, Jastrzębie-Zdrój. Archiwum WŚSD w Katowicach

Niech pragnienie serca kiedyś spełni się, bym oblicze Twoje tam oglądać mógł, gdzie wybranym miejsce przygotował Bóg (św. Tomasz z Akwinu, Adoro Te devote)

To ewidentna sprawka Ducha Świętego

Od wczesnej młodości przychodziły mi myśli o kapłaństwie. Kiedy w przedszkolu zapytano mnie, kim chcę zostać w przyszłości, moja odpowiedź wywołała niemały śmiech wśród opiekunek. Bo ja wcale nie chciałem zostać strażakiem czy górnikiem jak moi koledzy, ale papieżem… Niektórzy dalej mi to wypominają! Moje marzenia jednak co chwilę były weryfikowane przez życie.

Po Pierwszej, Wczesnej Komunii Świętej nie chciałem zostać ministrantem. Bardzo broniłem się przed tym. Zostałem nim dopiero pięć lat później. Wcześniej rodzice zapisali mnie do Państwowej Szkoły Muzycznej w Jastrzębiu. I to było moje życie, to było coś, co chciałem robić – grać na pianinie, na organach, dyrygować. Muzyka stała się moją pasją, która ogarnęła całe moje życie. Mimo że przygotowywanie programu na egzamin z fortepianu stanowiło dla mnie niemałe wyzwanie, zawsze sprawiało mi niesamowitą frajdę. Do tego stopnia, że kiedy w gimnazjum czy liceum wcześniej skończyłem pisać jakiś sprawdzian, to wchodził mi do głowy jakiś temat muzyczny, który od razu chciałem sobie przegrać, a nie mając przy sobie pianina – grałem na ławce. W gimnazjum zaczęła się moja przygoda z grą na organach. Grywałem w różnych jastrzębskich parafiach, ale nie przestałem być ministrantem. Później, gdy zostałem animatorem, tak starałem się planować grafik gry, żeby nie kolidowało mi to z planem służby. Zawsze jednak na dużych uroczystościach wolałem być przy ołtarzu aniżeli na chórze.

Przez pewien czas jeździłem na rekolekcje powołaniowe, na które wyciągał mnie mój kolega, bo sam bym pewnie nie pojechał. Byłem też raz na dniu otwartym w seminarium. Tam, po raz pierwszy, pojawiły się poważniejsze myśli o kapłaństwie. Jednak zawsze wtedy, kiedy przychodziłem do szkoły muzycznej, szybko o tym zapominałem. Przez pewien czas – w liceum – w ogóle nie brałem pod uwagę, że mogę zostać księdzem. Chciałem pójść na Akademię Muzyczną i tam studiować i rozwijać swoją pasję. No i tak się prawie stało. Zapisałem się na egzaminy wstępne na Akademię Muzyczną w Katowicach na dyrygenturę chóralną, ale widziałem, że ta decyzja nie daje mi takiej radości, jakiej bym się spodziewał.

Przełomowym momentem była dla mnie obecność w Częstochowie przed maturami. W Kaplicy Cudownego Obrazu było niesamowicie dużo ludzi i panował ogólny chaos. Byłem na Mszy Świętej, na której w ogóle nie umiałem się skupić, a ludzie obok mnie zupełnie mi w tym nie pomagali. Przyjąłem Komunię, no i przeciskałem się, żeby wrócić na swoje miejsce. Ukląkłem, chciałem się modlić, ale jakaś osoba przewróciła się o moje nogi, ktoś się pchał i w ogóle nie było atmosfery modlitwy.

W pewnym momencie zapanował we mnie totalny spokój, a ja słyszałem tylko organistę, który śpiewał ostatnią zwrotkę pieśni „Zbliżam się w pokorze”:

Pod zasłoną teraz Jezu, widzę Cię,

Niech pragnienie serca kiedyś spełni się,

Bym oblicze Twoje tam oglądać mógł,                                                             

Gdzie wybranym miejsce przygotował Bóg.

Ilekroć wspominam tę chwilę, to wydaje mi się, że była ona decydująca w tym, by odnaleźć samego siebie, by odnaleźć Szczęście, Boga. I już na pierwszym roku postanowiłem, że jeśli rozeznam, iż moim życiem będzie życie w kapłaństwie, to fragment tej zwrotki umieszczę na obrazku prymicyjnym.

Mimo że dostałem się na Akademię Muzyczną, zrezygnowałem z miejsca, a w międzyczasie zapisałem się do seminarium. To jest ewidentna sprawka Ducha Świętego, że nie zlekceważyłem tego głosu, że pomimo bardzo wielu różnych, czasem nieprzyjemnych wydarzeń, które spotkały mnie podczas formacji, rozeznałem, że Bóg powołuje mnie do kapłaństwa.

Cieszę się, że swoją muzyczną pasją mogę dzielić się z innymi. Wydaje mi się, że te moje muzyczne zdolności mogą przynajmniej trochę pomóc w pracy duszpasterskiej. Cieszę się, że mogłem tę pasję realizować przez pisanie pracy magisterskiej, w której analizowałem pod względem historycznym i muzycznym nieszpory na Boże Narodzenie w tradycji górnośląskiej.

W moim życiu bardzo ważne są relacje. Oprócz tej nadrzędnej, ale bardzo trudnej – przynajmniej dla mnie – z Bogiem, to także relacje ze świętymi – moimi „ulubionymi”: Janem Bosko, Dominikiem Savio oraz Augustynem, ale i z przyjaciółmi, znajomymi i z każdą spotkaną osobą. Dziękuję tym osobom, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim, a które też dzielą się sobą ze mną. Dziękuję każdej osobie, która modli się za mnie i za mój rocznik i nas wspiera. Dziękuję też tym, którzy po przeczytaniu naszych świadectw za nas się pomodlą!

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Mateusz Gamza, ur. 7.01.1993, Knurów. Parafia pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Czerwionka-Leszczyny. Archiwum WŚDS w Katowicach

(…) lecz [Pan] mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski (…) (2 Kor 12,9)

Kiedy dotyka Pan Bóg, to się po prostu o tym wie

Pierwsze myśli o seminarium zrodziły się w gimnazjum. Jako że Pan Bóg działa najczęściej przez zwykłe, codzienne sprawy, myślę, że posłużył się tym, iż od siódmego roku życia byłem ministrantem (kilka lat formowałem się w oazie) i spotykałem w parafii księży, którzy pokazywali swoim życiem, że kapłaństwo może dać szczęście – im samym i przez ich posługę innym. W klasie maturalnej miałem jeden plan – po maturze do seminarium. Oczywiście nikt o tym nie wiedział. Jednocześnie słyszałem szepty pań z róż różańcowych, które mówiły: „Ten będzie fajnym księdzem”. Kilka innych jeszcze osób do tego się dołączało – i to mi przeszkodziło w tym, aby zaraz po szkole średniej rozpocząć formację w WŚSD. Sam już nie wiedziałem, kto tego chce: Pan Bóg? Ja? Inni? Rok studiowałem na Politechnice Śląskiej, ale czułem, że to nie moje miejsce. Stwierdziłem, że muszę sprawdzić, żeby całe życie nie żałować. Choć miałem przeświadczenie, że długo tam nie zabawię. Kiedy powiedziałem rodzicom, zbledli (drugi raz ich tak wprowadziłem w szok, kiedy na IV roku zakomunikowałem, że w czasie wakacji jadę na dwa miesiące do Zambii, a decyzja jest już podjęta). Na szczęście dosyć szybko wyszli z tego stanu. Pozostałe osoby: siostry, koledzy i koleżanki, znajomi podzielili się mniej więcej na połowę – jedni powiedzieli, że fajnie, a inni, że „do bani”.

Dopiero w seminarium zaczęła się przygoda z odkrywaniem powołania. Przy czym to, co było wcześniej, także było istotne, ale zacząłem to odczytywać z perspektywy czasu. Najważniejsze wydarzenie, które doprowadziło do podjęcia decyzji, że chcę przyjąć święcenia i żyć jako ksiądz, miało miejsce 9 grudnia 2014 roku. Przeżywaliśmy w seminarium kurs „Nowe Życie”. Na wieczornej modlitwie mocno doświadczyłem miłości Pana Boga. Skąd wiem, że to On? Wiem. Kiedy dotyka Pan Bóg, to się po prostu o tym wie. Takim małym, ale dla mnie poważnym potwierdzeniem tego jest fakt, że przyszły mi po tej modlitwie do głowy trzy postanowienia, które bez większych problemów realizuję do dzisiaj. Sam bym ich nie wymyślił, naprawdę. Kiedy przychodziły momenty dużej niepewności w perspektywie podjęcia decyzji (zostać albo odejść), różnymi kanałami docierały do mnie słowa: „Wystarczy Ci mojej łaski” (2 Kor 12,9). Albo tak się otworzyło Pismo Święte, albo ktoś mi powiedział takie słowa, albo znalazłem na klęczniku karteczkę z tym fragmentem. Dlatego wybrałem je jako swoje hasło prymicyjne. Chcę, żeby mi towarzyszyły, i cały czas chcę w nie mocno wierzyć. W rozeznawaniu pomogło mi też poznawanie siebie i swoich uzdolnień, talentów. Okazało się, że jest ich zdecydowanie więcej, niż kiedyś myślałem! Przez sześć lat Pan Bóg utwierdzał mnie w przekonaniu, że najbardziej się przydadzą właśnie w kapłaństwie; i mnie samemu, i innym.

Czas formacji w seminarium to najlepszy okres mojego życia. Najbardziej wytężony. Najbardziej owocny. A z drugiej strony staż diakoński pokazał mi, że może być jeszcze lepiej, choć nie zawsze wiąże się to z tym, że jest miło, łatwo i przyjemnie (jak to w życiu).

Mam kilka zainteresowań – hobby. Tym najpobożniejszym jest Trójca Święta. Na ten temat pisałem pracę magisterską i jestem zafascynowany! Paradoksalnie nie znaczy to, że wiem o Bogu więcej, bo mam wrażenie, że jeszcze mniej. Z tym się wiąże marzenie – być blisko Ojca, Syna i Ducha Świętego; Boga, który mnie bardzo kocha, a ja próbuję to odwzajemniać. W Niebie – to przede wszystkim – ale już mieć namiastkę tego przez kolejne x lat mojego życia. Są też pasje bardziej popularne, jak: czytanie, gitara, góry, piłka nożna, siatkówka, tenis stołowy, grafika komputerowa.

Mam pewne wymarzone miejsca, docelowe grupy w duszpasterstwie, myśli dotyczące tego, jak może wyglądać dalszy ciąg mojego życia. I możliwe, że akurat tak nie będzie. Jednak Pan Bóg już mi to wiele razy pokazał, że jeśli nie będzie tak dobrze, jak ja sobie zaplanowałem, to będzie lepiej, bo zaplanował On.

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Jakub Gojny, ur. 24.01.1994, Rybnik. Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Rybnik-Chwałowice. Archiwum WŚSD w Katowicach

Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4,13)

Pan Bóg miał swój plan

W czwartej klasie szkoły podstawowej zostałem ministrantem. Jedną z głównych motywacji było dzwonienie dzwonkami „na 3”. Jeszcze zanim służyłem przy ołtarzu, nauczyłem się tak dzwonić przy pomocy tic taców. Ministrantura zawsze pozwalała mi być blisko ołtarza. W drugiej klasie szkoły średniej pojechałem wraz z grupą ze szkoły na czuwanie młodzieżowe do Stadnik obok Krakowa. Od tamtego czasu gdzieś w głowie pojawiała mi się myśl, by pójść do seminarium, zostać księdzem. Miałem kilka planów dotyczących przyszłości, Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie, a po niej praca w powstającej wtedy jednostce policji autostradowej w Gliwicach, praca w lotniczym pogotowiu ratunkowym, wojskowa szkoła oficerska, akademia wychowania fizycznego. Myśl o tym, aby pójść do seminarium, nie dawała mi jednak spokoju. W klasie maturalnej podjąłem ostateczną decyzję. Powiedziałem o tym tylko katechecie, którego poprosiłem o opinię do seminarium, i rodzicom. Do samego końca wszystkim mówiłem, że idę na AWF, byłem na biol-chemie, więc to nie podpadało. Przyznałem się dopiero po złożeniu papierów do WŚŚD, czyli gdzieś na początku lipca. Teraz widzę że Pan Bóg miał swój plan, nie przyciągnął mnie tylko za pomocą dzwonków i tic taców oczywiście.

Zawsze interesowałem się sportami ekstremalnymi, przez lata zbierałem różnego rodzaju sprzęty do ich wykonywania. Kiedy powiedziałem babci, że chcę pójść do seminarium, zapytała „Synek, i co ty teraz z tym wszystkim zrobisz?”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, dzisiaj widzę, jak Pan Bóg to wszystko wykorzystał. Od kilku lat prowadzę wakacyjne spotkania integracyjne dla młodzieży (np. pogodne wieczory, czy dzień bierzmowańca w katowickiej katedrze), wykorzystując właśnie ten sprzęt. Moje hasło to „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” z Listu św. Pawła do Filipian. Jeżeli Bóg nas do czegoś wzywa, daje nam ku temu odpowiednie wyposażenie. On jest Tym, który daje mi siły, który uzdalnia, obdarza talentami, a wszystko po to, aby Mu służyć.

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Krzysztof Moczko, ur. 13.12.1993, Chorzów. Parafia pw. św. Marii Magdaleny, Chorzów Stary. Archiwum WŚSD w Katowicach

Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli. Wtedy Pan, Bóg zastępów, będzie z Wami. Miejcie w nienawiści zło, a miłujcie dobro! (Am 5,14-15a)     

Osobista więź z Panem Jezusem

Od czasu I Komunii Świętej, przez całą szkołę podstawową, gimnazjum i liceum, byłem ministrantem, zdobywając kolejne stopnie formacji. Zaangażowanie w służbę przy ołtarzu oraz przykład życia duszpasterzy posługujących w mojej rodzinnej parafii, pomogły mi odkryć życiowe powołanie do kapłaństwa i podjąć decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego.

Przez ostatnie sześć lat formacji seminaryjnej miałem okazję rozwinąć – i ufam, że rozwinąłem – swoje życie duchowe poprzez osobistą więź z Panem Jezusem. Niezastąpione wsparcie w tym czasie okazali mi przełożeni naszego śląskiego seminarium – z Księdzem Rektorem na czele – oraz całe grono osób świeckich.

Do dnia święceń przyczynił się również Wydział Teologiczny UŚ, gdzie w kwietniu tego roku obroniłem pracę magisterską pt. „Aretologiczne wymiary męstwa w życiu chrześcijańskim”. Pracę tę napisałem na seminarium naukowym z teologii moralnej pod kierunkiem ks. prof. dr. hab. Alojzego Drożdża.

Jako hasło przewodnie posługi kapłańskiej obrałem słowa z Księgi Amosa: „Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli. Wtedy Pan, Bóg Zastępów, będzie z wami. Miejcie w nienawiści zło, a miłujcie dobro!” (Am 5,14-15a). Chciałbym, aby to słowo Boże wyznaczało kierunek relacji względem Pana Boga, siebie i drugiego człowieka. Aby przepełniało całą moją posługę duszpasterską, gdziekolwiek zostanę posłany przez Kościół reprezentowany w osobie biskupa.

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Jakub Orzechowski, ur. 18.12.1993, Mysłowice. Parafia pw. Trójcy Przenajświętszej, Chełm Śląski. Archiwum WŚSD w Katowicach

Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam (J 20,21).

Zanosić innym pokój serca

Myśli o tym, aby zostać księdzem, pojawiały się już w dzieciństwie. Dorastałem w domu, gdzie wszyscy byli wierzący, religijni. W szkole podstawowej zostałem również ministrantem. Myślę, że służba przy ołtarzu też miała wpływ na moją wiarę i jej przeżywanie. Ważnym etapem w życiu był okres seminarium, w czasie którego mogłem bardziej poznać siebie i bardziej świadomie podjąć decyzję na całe życie. To czas, w którym Pan Bóg działał często przez innych ludzi: przełożonych, ojców duchownych… W czasie formacji seminaryjnej miałem też okazję doświadczyć życia parafialnego w czasie praktyk czy stażów. Myślę, że takie doświadczenie było bardzo ważne i owocne. Dawało ono możliwość spotkania się z wieloma kapłanami, którzy dzielili się świadectwem swojego życia kapłańskiego i tym samym byli przykładem do naśladowania. Na hasło prymicyjne wybrałem słowa z Ewangelii  według świętego Jana: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. One uświadamiają mi, że kapłaństwo to dar, na który w żaden sposób sam sobie nie zasłużyłem, ale to sam Jezus mi go daje i posyła mnie. Te słowa pokazują mi, aby w tym posłaniu wpatrywać się właśnie w Niego i starać się być na Jego wzór, doświadczając pokoju, który On daje, i ten pokój – pokój serca – zanosić innym.

Pracę magisterską pisałem o historii mojej rodzinnej parafii. W tym celu korzystałem z artykułów Księdza Proboszcza, które były publikowane w parafialnym czasopiśmie „Światło”. W wolnym czasie lubię chodzić po górach i jeździć na rowerze.

Pan Bóg miał swój plan   Ks. Mateusz Rzepka, ur. 1.04.1993, Mikołów. Parafia pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, Gostyń Śląska. Archiwum WŚSD w Katowicach

Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim (Iz 43,1b).

Maryja uczy mnie cierpliwości na drodze powołania

Po Wczesnej Komunii Świętej zacząłem służyć przy ołtarzu jako ministrant. Później zostałem lektorem i animatorem. Podczas jednych z rekolekcji pojawiła się myśl, by wstąpić do seminarium. Po maturze postanowiłem spróbować.

Bliska jest mi szczególnie Najświętsza Maryja Panna – Ona uczy mnie cierpliwości na drodze powołania. Poza Nią są patronowie mojej rodzinnej parafii – święci Piotr i Paweł – filary Kościoła oraz święty Dominik Savio, którego wybrałem na patrona przy bierzmowaniu. On, który już jako dziecko powiedział, że wolałby umrzeć, niż zgrzeszyć, jest dla mnie wzorem trwania w dobrych postanowieniach.

Dlaczego na hasło prymicyjne wybrałem słowa: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim” (Iz 43,1b)? Podczas wakacji przed wstąpieniem do WŚSD natrafiłem gdzieś w internecie na ten cytat. Bardzo mnie poruszył. Wcześniej go nie znałem. Podczas pierwszych rekolekcji już w seminarium losowaliśmy cytaty. Ja wylosowałem właśnie ten. Wtedy postanowiłem, że gdy dotrwam do święceń, to umieszczę ten cytat na obrazku prymicyjnym.

Temat mojej pracy magisterskiej to: „Ks. Rudolf Lubecki (1844–1891) – działalność duszpasterska, wydawnicza i muzyczna”.

Podczas formacji w seminarium poznałem oazę. Ten czas pozwolił mi poczuć Wspólnotę, szczególnie pół roku w Brennej. Był to okres zawiązania wspólnoty rocznikowej, która jest bardzo ważna. Wiem, że są takie osoby, na które mogę zawsze liczyć.

Lubię chodzić po górach i zwiedzać ciekawe miejsca. Interesuję się także muzyką.

Pan Bóg miał swój plan   ks. Adrian Urbański, ur. 2.07.1989, Katowice. Parafia pw. św. Józefa, Katowice-Załęże. Archiwum WŚSD w Katowicach

Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana (Rz 14,7-8)

Być księdzem…

Myśl o kapłaństwie pojawiła się, gdy zacząłem służyć jako ministrant w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach. Byłem wtedy bardzo zafascynowany księdzem, który odprawiał Mszę Świętą, jego gestami, śpiewem i głoszonym słowem Bożym do dzieci. Mogę dzisiaj stwierdzić, że moje powołanie rodziło się u boku wielu znakomitych osób. Chcę tu przede wszystkim wspomnieć o mojej przybranej babci, z którą chodziłem zawsze do kościoła na Eucharystię i nabożeństwa. Szczególne Msze, które pamiętam, to Msze roratnie z udziałem ogromniej liczby osób i w dodatku te śpiewy, które prowadziła służebniczka śląska s. Paschalia… Natomiast nabożeństwo, które szczególnie zapadło mi w pamięć, do dziś bardzo kultywowane w moim życiu, to nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

Tak przez ponad 10 lat chodziłem z tą myślą. W szkole średniej jednak coś się zmieniło. Zakochałem się. Był to przepiękny czas. Wtedy myśl o kapłaństwie została zarzucona. Myślałem wówczas, że małżeństwo to właśnie ta droga. Dziękuję dziś Panu Bogu za Gosię, za ten czas wspólnie spędzony. To był potrzebny czas. Nieraz w żartach mówię, że jednak Pan Bóg zawsze o swoje się upomni.

W 2012 roku wstąpiłem do naszego śląskiego seminarium. Był to wspaniały okres. 7 lat to kawał czasu. Widzę ogromną zmianę siebie, oczywiście na lepsze! Zawdzięczam to naszym przełożonym, a także całej społeczności seminaryjnej. Seminarium było dla mnie prawdziwym domem. Domem z kaplicą, gdzie rozwijałem relacje, przede wszystkim z Bogiem Wszechmogącym. Relacje to istotny element życia każdego człowieka, również dla mnie są bardzo ważne. Tam poznałem wielu wartościowych ludzi, zawarłem wiele znajomości i przyjaźni i dziś uwielbiam za to Boga Ojca słowami: Bogu niech będą dzięki.

Seminarium to tylko pewien odcinek naszego życia. W moim zaś życiu to zasadniczy odcinek, bo właśnie tu zbudowałem solidny fundament na całe moje kapłańskie życie. Tym fundamentem w moim życiu jest przede wszystkim Dobry Pasterz, który od najmłodszych lat mnie prowadzi. Ten fundament był budowany nieraz przez łzy, porażki, niezrozumienia. Było nieraz trudno. Dziś wiem, że moc w słabości się doskonali – powtarzał mi to często mój ojciec duchowny ks. Krzysztof Tomalik, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Kredyt zaufania, który został mi udzielony przez mojego księdza rektora, sprawił, że dziś mogę dzielić się tą radością, że jestem księdzem – nie dla siebie, ale dla Boga i dla drugiego człowieka. Wybrałem sobie hasło prymicyjne zaczerpnięte z Listu św. Pawła do Rzymian: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy dla Pana”. Niektórzy jak je słyszą, to mówią: ale długie; inni zaś: takie pogrzebowe. A ja w tych słowach odnalazłem cel mojego życia: to Jezus Chrystus. Ja przecież nic z siebie nie mogę uczynić. Wszystko zależy przecież od Boga.

A na koniec chcę prosić każdego z was o modlitwę za mnie i za moich kolegów rocznikowych: o wierność i wytrwałość. Proszę również, módlcie się za tych, którzy już obrali drogę Chrystusowego kapłaństwa, za formujących się w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach, a także pamiętajcie w swoich modlitwach o nowych powołaniach do winnicy Pańskiej.

Słowo na drogę dla Neoprezbiterów od księdza rektora i opiekuna rocznika

Umocnieni – umacniajcie

Ks. Marek Panek
rektor WŚSD

– W dniu Waszych święceń kapłańskich usłyszycie wyznanie świętego Piotra: „Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty jesteś Świętym Bożym” (J 6,68-69). Podobnie stało się w życiu każdego z Was – uwierzyliście w Jezusa, poznaliście Go i poszliście za Nim.

Życzę Wam, abyście wytrwali na tej drodze z Jezusem – wszędzie tam, gdzie Was pośle. Zawsze umacniajcie się Jego obecnością w Słowie, Chlebie i Winie! A umocnieni przez Niego, umacniajcie i pocieszajcie tych wszystkich, których spotkacie na swojej drodze. Szczęść Boże!


Nie zatrzymujcie niczego z siebie dla siebie

Ks. Paweł Til
prefekt WŚSD

– Św. Franciszek – Wasz patron – napisał kiedyś tak do kapłanów: „Patrzcie na swoją godność, bracia kapłani, i bądźcie świętymi, bo On jest święty. (…) Wielkie to nieszczęście i pożałowania godna słabość, że gdy macie Boga wśród siebie obecnego, wy zajmujecie się czymś innym na świecie. Niech zatrwoży się cały człowiek, niech zadrży cały świat i niech rozraduje się niebo, gdy na ołtarzu w rękach kapłana jest Chrystus, Syn Boga żywego! O przedziwna wielkości i zdumiewająca łaskawości! O wzniosła pokoro! O pokorna wzniosłości, bo Pan wszechświata, Bóg i Syn Boży, tak się uniża, że dla naszego zbawienia ukrywa się pod niepozorną postacią chleba! Patrzcie, bracia, na pokorę Boga i wylewajcie przed Nim serca wasze, uniżajcie się i wy, abyście zostali wywyższeni przez Niego. Nie zatrzymujcie więc niczego z siebie dla siebie, aby was całych przyjął Ten, który cały wam się oddaje” (list skierowany do całego zakonu).

Niech te słowa będą dla Was przypomnieniem, jak wielki i niezasłużony dar otrzymaliście od Zbawiciela, i jak wielkie zadanie zostaje Wam powierzone. Przyjmijcie je z wielką pokorą, aby innym nieść Chrystusa i dzielić się Nim z każdym, kogo spotkacie na Waszej drodze.

Chciałbym Wam życzyć, abyście nigdy o tym nie zapomnieli.