Śląscy neoprezbiterzy opowiedzieli nam, jak odkrywali powołanie. "To ewidentna sprawka Ducha Świętego" - stwierdził jeden z nich. Poznajmy ich historie i wspierajmy kapłańską posługę, by nigdy nie wysechł olej na ich rękach.
Niech pragnienie serca kiedyś spełni się, bym oblicze Twoje tam oglądać mógł, gdzie wybranym miejsce przygotował Bóg (św. Tomasz z Akwinu, Adoro Te devote)
To ewidentna sprawka Ducha Świętego
Od wczesnej młodości przychodziły mi myśli o kapłaństwie. Kiedy w przedszkolu zapytano mnie, kim chcę zostać w przyszłości, moja odpowiedź wywołała niemały śmiech wśród opiekunek. Bo ja wcale nie chciałem zostać strażakiem czy górnikiem jak moi koledzy, ale papieżem… Niektórzy dalej mi to wypominają! Moje marzenia jednak co chwilę były weryfikowane przez życie.
Po Pierwszej, Wczesnej Komunii Świętej nie chciałem zostać ministrantem. Bardzo broniłem się przed tym. Zostałem nim dopiero pięć lat później. Wcześniej rodzice zapisali mnie do Państwowej Szkoły Muzycznej w Jastrzębiu. I to było moje życie, to było coś, co chciałem robić – grać na pianinie, na organach, dyrygować. Muzyka stała się moją pasją, która ogarnęła całe moje życie. Mimo że przygotowywanie programu na egzamin z fortepianu stanowiło dla mnie niemałe wyzwanie, zawsze sprawiało mi niesamowitą frajdę. Do tego stopnia, że kiedy w gimnazjum czy liceum wcześniej skończyłem pisać jakiś sprawdzian, to wchodził mi do głowy jakiś temat muzyczny, który od razu chciałem sobie przegrać, a nie mając przy sobie pianina – grałem na ławce. W gimnazjum zaczęła się moja przygoda z grą na organach. Grywałem w różnych jastrzębskich parafiach, ale nie przestałem być ministrantem. Później, gdy zostałem animatorem, tak starałem się planować grafik gry, żeby nie kolidowało mi to z planem służby. Zawsze jednak na dużych uroczystościach wolałem być przy ołtarzu aniżeli na chórze.
Przez pewien czas jeździłem na rekolekcje powołaniowe, na które wyciągał mnie mój kolega, bo sam bym pewnie nie pojechał. Byłem też raz na dniu otwartym w seminarium. Tam, po raz pierwszy, pojawiły się poważniejsze myśli o kapłaństwie. Jednak zawsze wtedy, kiedy przychodziłem do szkoły muzycznej, szybko o tym zapominałem. Przez pewien czas – w liceum – w ogóle nie brałem pod uwagę, że mogę zostać księdzem. Chciałem pójść na Akademię Muzyczną i tam studiować i rozwijać swoją pasję. No i tak się prawie stało. Zapisałem się na egzaminy wstępne na Akademię Muzyczną w Katowicach na dyrygenturę chóralną, ale widziałem, że ta decyzja nie daje mi takiej radości, jakiej bym się spodziewał.
Przełomowym momentem była dla mnie obecność w Częstochowie przed maturami. W Kaplicy Cudownego Obrazu było niesamowicie dużo ludzi i panował ogólny chaos. Byłem na Mszy Świętej, na której w ogóle nie umiałem się skupić, a ludzie obok mnie zupełnie mi w tym nie pomagali. Przyjąłem Komunię, no i przeciskałem się, żeby wrócić na swoje miejsce. Ukląkłem, chciałem się modlić, ale jakaś osoba przewróciła się o moje nogi, ktoś się pchał i w ogóle nie było atmosfery modlitwy.
W pewnym momencie zapanował we mnie totalny spokój, a ja słyszałem tylko organistę, który śpiewał ostatnią zwrotkę pieśni „Zbliżam się w pokorze”:
Pod zasłoną teraz Jezu, widzę Cię,
Niech pragnienie serca kiedyś spełni się,
Bym oblicze Twoje tam oglądać mógł,
Gdzie wybranym miejsce przygotował Bóg.
Ilekroć wspominam tę chwilę, to wydaje mi się, że była ona decydująca w tym, by odnaleźć samego siebie, by odnaleźć Szczęście, Boga. I już na pierwszym roku postanowiłem, że jeśli rozeznam, iż moim życiem będzie życie w kapłaństwie, to fragment tej zwrotki umieszczę na obrazku prymicyjnym.
Mimo że dostałem się na Akademię Muzyczną, zrezygnowałem z miejsca, a w międzyczasie zapisałem się do seminarium. To jest ewidentna sprawka Ducha Świętego, że nie zlekceważyłem tego głosu, że pomimo bardzo wielu różnych, czasem nieprzyjemnych wydarzeń, które spotkały mnie podczas formacji, rozeznałem, że Bóg powołuje mnie do kapłaństwa.
Cieszę się, że swoją muzyczną pasją mogę dzielić się z innymi. Wydaje mi się, że te moje muzyczne zdolności mogą przynajmniej trochę pomóc w pracy duszpasterskiej. Cieszę się, że mogłem tę pasję realizować przez pisanie pracy magisterskiej, w której analizowałem pod względem historycznym i muzycznym nieszpory na Boże Narodzenie w tradycji górnośląskiej.
W moim życiu bardzo ważne są relacje. Oprócz tej nadrzędnej, ale bardzo trudnej – przynajmniej dla mnie – z Bogiem, to także relacje ze świętymi – moimi „ulubionymi”: Janem Bosko, Dominikiem Savio oraz Augustynem, ale i z przyjaciółmi, znajomymi i z każdą spotkaną osobą. Dziękuję tym osobom, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim, a które też dzielą się sobą ze mną. Dziękuję każdej osobie, która modli się za mnie i za mój rocznik i nas wspiera. Dziękuję też tym, którzy po przeczytaniu naszych świadectw za nas się pomodlą!