Kapłan i jego świętość osobista

Homilia bp. Marka Szkudło na Mszę św. z udziałem rektorów polskich seminariów duchownych, 2 września 2025 r.

Odmawiając jutrznię w ostatnią sobotę każdy z nas wypowiedział słowa:
„Niech nas ogarnie światłością /
poranek, może ostatni /
i spełni nasze pragnienia /
zawarte w słowach tej pieśni”.

Ja przy tej porannej modlitwie w ubiegłą sobotę, przygotowując się do spotkania kapłanów w katedrze, pomyślałem, że ten wers „poranek może ostatni” w niesamowity sposób podkreśla, co jest jedną z podstawowych opcji naszej kapłańskiej tożsamości, ale i naszej kapłańskiej posługi.

To słowo „może” nigdy wcześniej mnie tak nie dotknęło. Jest w nim pewna nonszalancja w odniesieniu do ludzkiego powiązania ze sprawami tego świata – „może tak”, czyli „może nie”. Nie ma w nim żadnej dramy, żadnego utyskiwania na „marność nad marnościami”. To czysta świadomość: wiem, że dzisiejszy poranek może być ostatnim w moim życiu. I nie tylko się z tym godzę, nie tylko to akceptuję, ale i wiem, że całe moje życie, moje jestestwo jako księdza, jest ukierunkowane w inną przestrzeń. „O jedno tylko proszę, o to zabiegam, żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu” – wers dzisiejszego psalmu nazywa tę przestrzeń po imieniu. Chodzi oczywiście o świątynię. Ale nie tylko, bo padły dalej słowa: „Wierzę, że będę oglądał dobra Pana w krainie żyjących. Oczekuj Pana, bądź mężny, nabierz odwagi i oczekuj Pana”. Jak to przenieść na formację przyszłych „duchownych”? – duchownych - celowo używam tego słowa.

Czcigodni bracia w kapłaństwie, księża i ojcowie rektorzy!

Rahner pisał kiedyś o „wychyleniu” w kierunku nieskończoności. Nie tak chcę to ująć. Raczej w prosty sposób podkreślić, że to nasze serca mają swoje skarby gdzie indziej. I że jeżeli jako kandydaci do kapłaństwa nie jesteśmy przygotowywani do takiego rozumienia i przeżywania swojego życia, narażeni jesteśmy na wewnętrzne zamieszanie. Owszem, jako ludzie z krwi i kości nosimy w sobie to znamię człowieczeństwa, które otrzymał praojciec – z prochu ziemi stworzony. Ale to tchnienie Boże w jego nozdrzach jest ważniejsze i nim, jako kapłani, powinniśmy oddychać.

„Kościół uważa formację przyszłych kapłanów — zarówno diecezjalnych jak i zakonnych — i ich ustawiczną troskę, przez całe życie, o osobiste uświęcenie w posłudze, a także troskę o ciągłą odnowę duszpasterskiego zaangażowania za jedno z najdelikatniejszych i najważniejszych zadań, od których zależy przyszłość ewangelizacji ludzkości” – napisał Jan Paweł II 33 lata temu. Upłynął niemal „wiek Chrystusowy” od adhortacji „Pastores dabo vobis”, a nam wciąż przychodzi się zmagać z tym, jak formować ludzi, którzy noszą w sobie „troskę o osobiste uświęcenie” i „troskę o ciągłą odnowę duszpasterstwa”. To dlatego tu jesteście, spotykacie się, rozmawiacie, obradujecie i modlicie się razem.

„Niech precz odejdą pokusy, niech pierzchną nocne złudzenia, i grzech, co duszę obarcza, niech zło, przez mrok przyniesione zapadnie w ciemność wieczystą” – przypominam tamten sobotni poranek i jutrznię – to modlitwa Kościoła, która doskonale oddaje prawdę zawartą w dzisiejszej Ewangelii: słowo Jezusa ma wielką moc zwłaszcza w konfrontacji ze złem. „Czego chcesz od nas, Jezusie?” – pyta zło. On odpowiada: „milcz i wyjdź”. Świadkowie tej konfrontacji komentują wyrażając zdziwienie: „Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą”. To w ten sposób wieść o Jezusie rozchodzi się po całym świecie. Tylko wówczas, gdy Jego świadków i apostołów łączy z Nim głęboka więź duchowa, mogą i oni konfrontować się ze złem i wyjść z tej konfrontacji cało. A świadomość, że każdy kolejny poranek może być „ostatnim”, gotowość na ten ostatni poranek, stan łaski uświęcającej, jest potwierdzeniem tej głębokiej więzi.

Drodzy bracia, wiem, że te słowa padły dawno, wiem, że po drodze było wiele innych słów, ale przytoczę je:

„Wzniosła ta godność żąda od kapłanów, aby z całkowitą wiernością odpowiedzieli swemu poważnemu zadaniu. Ponieważ kapłani mają służyć rozszerzaniu na ziemi chwały Bożej oraz pielęgnowaniu i wzrostowi mistycznego Ciała Chrystusowego, tak trzeba im jaśnieć doskonałą świętością, by przez nich „miła woń Chrystusowa” (2 Kor 2,26) wszędy się rozchodziła. W dniu w którym, ukochani synowie, zostaliście wyniesieni do godności kapłańskiej, Biskup uroczyście i w imieniu Boga wskazał wam zasadniczy wasz obowiązek w następujących słowach: „Rozumiejcież to, co czynicie; idźcie za tym, co dokonujecie, a spełniając tajemnicę śmierci Pańskiej, uśmiercajcie w sobie wady i wszelką pożądliwość. Niechaj nauka wasza będzie duchownym lekarstwem dla ludu Bożego; niech woń życia waszego będzie weselem Kościoła Chrystusowego, budujcie słowem waszym i przykładem dom Boży, którym jest rodzina Boża”. Życie wasze, całkowicie wolne od grzechów, ma być bardziej niż życie ludzi świeckich, ukryte z Chrystusem w Bogu (por. Kol 3,3). Tak więc przybrani wybitną cnotą, której domaga się wasza godność, prowadzić macie dzieło zbawienia ludzkiego. Wszak do tego przeznaczyły was świecenia kapłańskie!”.

To było w roku Wielkiego Jubileuszu – 1950-tym. 75 lat temu. Nie wątpię, że formacja kapłanów – uwzględniając wszelkie zdobycze nauki, w tym psychologii – pogłębiła te kwestie.

Mało kto dzisiaj powiedziałby wprost, że życie księdza „całkowicie wolne od grzechów, ma być bardziej niż życie ludzi świeckich, ukryte z Chrystusem w Bogu”. Ja chcę jednak to podkreślić, przy całkowitym - rzecz jasna – zrozumieniu, powołania do świętości, które jest „powszechne”, że kandydat do kapłaństwa musi mieć świadomość, że poprzez święcenia (to też nie jest w języku polskim nazwa przypadkowa!), aby uświęcać innych zobowiązuje się do uświęcania siebie, a to łączy się z troską o świętość osobistą.

Możemy dużo mówić o asertywności, dojrzałości psychicznej, osobowości, formacji ludzkiej – to jasne. Ale jeśli zapomnimy o tym, że formacja seminaryjna służy również formacji do świętości, zaprzepaścimy istotę. Brewiarz, różaniec, medytacja, adoracja, lectio divina, post – to nie są produkty uboczne, to podstawa. Oczywiście, że łaska bazuje na naturze, koszmarnym błędem byłoby – a zdarzało się to – zaprzepaszczenie tej prawdy i mam nadzieję, że każdy z was zrozumie mnie właściwie.

„Homo Dei”, człowiek Boży, to zawsze „człowiek”. Ale żeby skonfrontować się ze złem, potrzebuje on czegoś więcej, niż siły własnej osobowości i charakteru. Potrzebuje ścisłego związania z Jezusem. „Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. (...) Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteście synami nocy ani ciemności. Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi” – usłyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Te „czasy i chwile” to inny obraz poranka „może ostatniego”. Sługa Boży oczekuje go z wewnętrzną radością. I gotowością.

Życzę i sobie, i wam, żebyśmy mieli w sobie tę odrobinę nonszalancji: może to ostatni, a może nie? To nie ma znaczenia. Bo moja ojczyzna jest zupełnie gdzie indziej. A do drogi jestem zawsze gotowy.

« 1 »