"Gdy są zwątpienia i smutek ci doskwiera, na koniec grupy uderzaj do Daniela" - przekonywali w swojej piosence przedstawiciele grupy I.
Chodziło o ks. Daniela Frąca, ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, opiekuna grupy. Trzeciego dnia drogi do Matki, pątnicy tradycyjnie zatrzymali się w Miotku. – Tak, zmęczenie daje nam o sobie znać – przyznaje Monika Koczy. Na pielgrzymce jest trzeci raz. – Koleżanka, z którą byłam we Wspólnocie Jezusa Miłosiernego, zachęciła mnie. Od razu poczułam, że to jest moje miejsce. Chociaż powiem szczerze, że wcześniej myślałam, że to jest takie bardziej dla starszych osób: nudne, nic nie dzieje, że tylko się idzie, modli. Bałam się monotonii. A po pierwszym dniu wiedziałam już jak bardzo się myliłam. Nie zmieniłabym tu niczego, nawet te niewielkie niewygody związane z noclegami są wartościowe – zapewnia. – Mam taki moment dzisiaj, że faktycznie sił jest troszkę mniej. Ale obecność drugiego człowieka mobilizuje. W naszej grupie jest pani, która ma ponad 80 lat! Mamy fantastycznych muzycznych, którzy pociągają nas do pójścia dalej – dodanie Agnieszka Podleśny.
Kolano cioci
Wielu pątników w drogę rusza całymi rodzinami i ze znajomymi. – Nasza grupa solidna. Nas jest czworo. Jeszcze z nami idzie babcia, wujek. Potem kolejna rodzina, też czteroosobowa. To już jest dziesięć, jedenaście osób? I kolejni znajomi... Ostatecznie będzie nas przynajmniej dwudziestoosobowa grupa – gubi się w wyliczeniach Rafał. Spaceruje z córką – pięcioletnią Zosią. Żona Katarzyna odpoczywa z dziesięcioletnim synem – Frankiem. – To dla nas okazja, żeby spędzić czas razem, sprawdzić w różnych sytuacjach. Pochwal się Zosiu, co dziś robiłaś – zachęca Rafał. – Pomogłam cioci – mówi dziewczynka. – Bo co ją bolało? – dopytuje tata. – Kolano – podskakuje pięciolatka.
Postój w Miotku pątnicy idący do Matki Bożej Jasnogórskiej spędzili na wspólnej modlitwie, konferencji, Eucharystii pod przewodnictwem bp. Jana Kopca i… przedstawieniu grup. Każdy chciał się wykazać kreatywnością i ułożyć mini-song, który opowie o pielgrzymach, a i czasem doda otuchy w marszu. „Znów z Rybnika wyruszamy do swej Mamy, z Jej opieką i pomocą radę damy!” – śpiewali pielgrzymi.
Dają radę, muszą tylko zadbać o swoje siły. O to, by mogli bezpiecznie ruszyć w drogę troszczy się cały zespół organizujący pielgrzymkę, czyli między innymi Marek Rojczyk, kierownik trasy. – Jestem taką osobą, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. I już podczas mojej pierwszej pielgrzymki, jak miałem 14 lat, trzy czwarte trasy niosłem głośniki. Później bardzo szybko dołączyłem do grupy kierującej ruchem. Z czasem zacząłem zauważać rzeczy, które można było zmienić, żeby usprawnić organizację. Jak zaczynałem chodzić jako pielgrzym, grupy nie miały ze sobą łączności radiowej, to były takie czasy – uśmiecha się. – W pielgrzymce najważniejsi są wszyscy pątnicy; w szczególności heroiczni rodzice z dziećmi w wózkach, schorowani seniorzy, nasi kochani kapłani oraz siostry zakonne, osoby niosące krzyż i emblematy grup, głośniki, muzyczni, techniczni, biuro, nagłośnienie, kierujący ruchem. Mógłbym tak długo wymieniać. Cały ta wspólnota to piękny obraz Kościoła i w takiej grupie pięknie się pielgrzymuje. Wszystkim należą się słowa Bóg zapłać – mówi.
Zdaniem Agnieszki Podleśny, wspólnota pielgrzymkowa to także znak dla innych, spotkanych po drodze. – Wierzę, że budzimy nadzieję w drugim człowieku, w tych ludziach, którzy nas mijają. Pierwsze reakcje są różne. Czasem ktoś mija szybko, nie spoglądając nawet na nas. Inni otwierają okna, machają. Niezależnie od tego mam nadzieję, że gdzieś tam to ziarno się w nich zasiało i będzie w nich pracować. Może to po czasie do nich przemówi – zastanawia się.
Od lutego
Zanim jednak pielgrzymi ruszą w drogę, muszą zgłosić swój udział. – Napisz koniecznie: bez wsparcia biura pielgrzymkowego nie dałbym rady – podkreśla ks. Paweł Zieliński, kierownik Archidiecezjalnej Pieszej Rybnickiej Pielgrzymki na Jasną Górę. – Dla nas pielgrzymka zaczyna się w lutym – zdradza Weronika Gedowska. Razem z mamą – Lucyną Kołodziej – są zaangażowane w działanie biura pielgrzymkowego. Pierwsza w drogę ruszyła Lucyna. – Zawsze pielgrzymowałam z Rudy Śląskiej, bo tam mieszkałam. Po przeprowadzce do Rybnika miałam przerwę. Aż w końcu koleżanka zaproponowała: „A może byś się przeszła?”. Wtedy zabrałam młodszą córkę ze sobą. Rok później wzięłam starszą i to „z jej winy” jesteśmy teraz w biurze pielgrzymkowym. Ona od razu zadeklarowała, że chce pomagać, zawsze jej wszędzie pełno – uśmiecha się Lucyna. – Pielgrzymka takiej grupy musi być naprawdę dobrze przygotowana. To nie jest tak, że spotyka się tysiąc pięćset osób i oni sobie idą. Trzeba to zaplanować, żeby było bezpiecznie, żeby była służba medyczna, osoby techniczne odpowiedzialne za wywóz śmieci, odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo na miejscach noclegowych, itd. Wszystko po to, by ci którzy aktualnie z nami pielgrzymują, mogli szczęśliwie dotrzeć do Częstochowy – dodaje Weronika. Obie są zdania, że rybniccy pątnicy tworzą wyjątkową grupę. – Człowiek chce wracać każdego roku. Te przyjaźnie to często są ludzie, z którymi się spotykamy tylko raz w roku na pielgrzymce – mówi Lucyna.
– Na pierwszej pielgrzymce albo się człowiek zrazi, albo zarazi – uważa o. Dymitr, franciszkanin, który w tym roku idzie po raz 40. – Oczywiście, że pamiętam swoją pierwszą pielgrzymkę! To były lata ’70, skończyłem szkołę podstawową. Wtedy jeszcze szliśmy tylko trzy dni. Naprawdę to było wymagające. Ten pierwszy etap był straszny, ale człowiek był młody, pełen werwy – uśmiecha się. – Potem starałem się zawsze co roku być. Nawet jak wstąpiłem do zakonu, też starałem się jakoś tak wygospodarować sobie czas, tak swoje obowiązki poustawiać. Ciężko było w tym okresie formacji, kiedy człowiek nie miał wpływu na to, jak będzie wyglądał ten czas wakacji. To już tradycja, że jak otwieram nowy kalendarz, to zawsze ten termin: pierwsza sobota sierpnia rezerwuję na wejście na Jasną Górę – zdradza. Przez lata wiele osób zachęcił do wyjścia na pielgrzymi szlak. – To jest naturalne: przecież, jak się przeżywa coś fajnego, to się człowiek chce tym dzielić. Radość podzielona staje się jeszcze większą radością – mówi.
Tu jest wycisk
W tym roku konferencje – osnute na pielgrzymkowym haśle „Pielgrzymi nadziei” – głosi ks. Mateusz Gamza. – Nadzieja dla mnie jest ważna. Wyznacza bardzo konkretny kierunek, który daje Pan Bóg i jednocześnie daje pewność osiągnięcia tego kierunku. Ale tylko we współpracy z Panem Bogiem. Bez Niego to się nie uda – mówi. – To jest dla mnie taki powrót do pielgrzymowania. Wcześniej uczestniczyłem: przed seminarium, później jako kleryk i neoprezbiter. Nawiasem mówiąc, jak poszedłem raz szlakiem Orlich Gniazd, to sobie pomyślałem, że to spacerek. Rybnicka pielgrzymka jest większym wyciskiem, ale jednocześnie to jest taki oddech duchowy, możliwość nakarmienia się, podzielenia się swoją wiarą z innymi – dodaje ks. Gamza.
– Każdy człowiek grzeszy i każdy człowiek potrzebuje się cały czas nawracać. Świat pędzi coraz szybciej, bo są coraz to nowe obowiązki: podejmujemy dodatkowe zadania, żeby się utrzymać, wychować dzieci, posłać je do szkół czy na dodatkowe kółka zainteresowań. W tym wszystkim pielgrzymka jest takim czasem bez komputera, z ograniczonym czasem przed smartfonem. Jesteśmy tu na modlitwie, dużo rozmawiamy. To są specjalne cztery dni, kiedy proszę, dziękuję i przepraszam – mówi Marek Rojczyk.
– Dla mnie największą siłą przyciągania jest w tej pielgrzymce doświadczenie Pana Boga w drugim człowieku. Bycie razem we wspólnocie, wspólna modlitwa, wspieranie siebie nawzajem, taka pomoc międzyludzka, życzliwość. To jest coś pięknego jak ludzie, którzy się nie znają, mają dla siebie wzajemnie tyle życzliwości. Rozmowy tutaj to piękna sprawa: zupełnie obcy człowiek podchodzi i rozmawiamy tak, jakbyśmy się znali wiele lat. Nie musimy znać swojego imienia, a możemy dużo do siebie powiedzieć. Po prostu być. To takie przejmujące doświadczenie Pana Boga przede wszystkim w drugim człowieku. Daje siłę, żeby codziennie iść dalej – mówi Małgorzata Depta.
– Na szczęście Pan Bóg nam błogosławi – cieszy się ks. Paweł Zieliński, kierownik pielgrzymki. – Wczoraj tak się wydarzyło, że w czasie Liturgii Słowa przeszła taka malutka „ulewka”, ale okazała się orzeźwieniem w skwarze. Dotąd wszystko idzie tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Byle do końca, byle tak było dalej – dodaje. Czwartkowe popołudnie było dniem świętowania jubileuszu 80-lecia pielgrzymki. – Był koncert zespołu Dźwiękoszczelni. Poderwali do tańca pielgrzymów, którzy mimo zmęczenia doskonale się bawili – zapewnia ks. Paweł Zieliński.
Pielgrzymi do celu dotrą w sobotnie popołudnie. Ok. 14.45 planowane jest uroczyste wejście na Wały Jasnogórskie. Msza św. zaplanowana jest na 15.00, przewodniczyć jej będzie bp Marek Szkudło, administrator archidiecezji katowickiej.