…i sto razy zmartwychwstawałem. W moim życiu nie było jednego konkretnego momentu, w którym znalazłem się na dnie, było ich bardzo wiele. Mimo to Bóg znalazł drogę, dzięki której do mnie dotarł – wspomina Ryszard, jeden z podopiecznych tyskiej Wspólnoty „Betlejem”.
W jego rodzinie nie było przemocy ani biedy. Ryszard już od najmłodszych lat wykazywał się ponadprzeciętną inteligencją i wieloma talentami. – Dzieciństwo wspominam dobrze. Moi rodzice byli zapracowani, dlatego często opiekowała się mną babcia. Nauczyłem się czytać, jeszcze zanim poszedłem do szkoły podstawowej. Do dziś to jest jedna z moich ulubionych aktywności. Miałem także dar do nauki języków. Bez problemu opanowałem angielski i rosyjski. Posługuję się także językiem migowym, moi rodzice byli głuchoniemi, naturalne więc, że musiałem się go nauczyć. Jedną z moich największych pasji z czasów szkolnych był sport. Miałem do niego predyspozycje. Lubiłem ćwiczyć i trenować różne dyscypliny. Zaczęło się oczywiście od gry z kolegami w piłkę. Później zainteresowałem się sztukami walki. Poświęcałem im sporo swojego wolnego czasu. Mam też wrodzony talent do rozpoznawania kolorów – dostrzegałem więcej odcieni niż przeciętny człowiek. Ta umiejętność zaważyła później na całej mojej karierze zawodowej. Mogłoby się wydawać, że dzięki tak wielu darom i umiejętnościom, które otrzymałem, życiowy sukces jest na wyciągnięcie ręki. Wkrótce pojawił się jednak jeden zasadniczy problem – alkohol – zaznacza Ryszard.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.