Być księdzem dzisiaj

Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona z okazji stulecia Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach, 2 grudnia 2024 roku.

Bracia i Siostry,

kilka dni temu zainaugurowaliśmy w diecezji obchody setnej rocznicy jej powstania. Dziś przeżywamy setną rocznicę powstania Śląskiego Seminarium. Jedno jest sklejone z drugim. Nie można wyobrazić sobie naszej diecezji bez naszego Seminarium.

Nie ma potrzeby, abym po raz kolejny przypominał historię śląskiego Seminarium, bo zrobiono to już bardzo kompetentnie wcześniej. Ta historia odbija w sobie wszystkie skomplikowane losy Kościoła na Górnym Śląsku i naszej diecezji, a później archidiecezji.

Dzisiejszy dzień jest przede wszystkim po to, by podziękować Bogu i ludziom za dar naszego Seminarium. Dziękuję więc wraz z wami za tych minionych sto lat. Zawsze powinniśmy za wszystko dziękować (por. 1 Tes 5,16-18), uczy nas Apostoł Narodów w Pierwszym Liście do Tesaloniczan. Wdzięczność zawsze prowadzi do szacunku i pokory, uświadamia nam, że nie od nas wszystko się zaczęło, przeciwnie: że weszliśmy w wielkie stuletnie Dzieło, z którego jesteśmy dumni. Bez niego niemożliwe byłoby istnienie i działanie diecezji katowickiej. Szczerze więc Bogu i ludziom dziękujemy: za każdego alumna, za każdego Formatora, profesora i pracownika Seminarium. Za każdego księdza, który stąd wyszedł. Dziękuję każdemu, kto dziś tu przybył i kto łączy się z nami duchowo.

Ten jubileusz jest także okazją do spojrzenia na dzisiejsze śląskie Seminarium. Jestem wdzięczny za taki styl formacji jaki został tu przez lata wypracowany i jaki jest kontynuowany pod kierunkiem obecnego Księdza Rektora. Mam nadzieję, że będzie tak nadal. Ten styl nie polega na zastępowaniu alumna w jego odpowiedzialności za rozeznawanie swojego powołania, ale na mądrym, stałym, indywidualnym i dostosowanym do konkretnej sytuacji, towarzyszeniu mu w podejmowanych decyzjach, mających ostatecznie doprowadzić do jasnej odpowiedzi na pytanie: czy Bóg naprawdę powołuje mnie do bycia księdzem i czy ja chcę być księdzem z całą konsekwencją tego wyboru?

Obecny system formacji w Seminarium jasno także ustala zakres odpowiedzialności każdego z Formatorów. Wszyscy mają pomóc w formacji kandydata dojrzałego, a nie doskonałego. Kandydat dojrzały wie, że nie jest doskonały, zna swoje silne i słabe strony, swoje deficyty i zasoby, swoje atuty i swoje braki. Wie, jakie przestrzenie są w nim w miarę stabilne, a jakie wciąż grząskie i wymagające stałej i poważnej uważności.

Jest też wyposażony w jasną i indywidualnie sformułowaną odpowiedź na pytanie: jak powinna wyglądać jego formacja stała? Seminarium bowiem nie formuje do święceń, tylko do dojrzałego życia w kapłaństwie.

W obecnym modelu naszego Seminarium nie dostrzegam też przesady w korzystaniu z pomocy psychologii. Nie ma przesady i nie ma niedocenienia. W Katowicach nie mamy żadnego z tych zachwiań, być może dlatego, że Rektor Seminarium jest psychologiem i jednocześnie teologiem duchowości. Psychologia i jej narzędzia powinny – rzecz jasna – wspierać seminaryjne rozeznanie, nie powinny być jednak absolutyzowane, a tym bardziej ubóstwiane. Psychologiczne diagnozy są jednymi z wielu narzędzi rozeznawania i towarzyszenia w drodze kapłańskiego powołania. Nie są narzędziami pierwszymi, nie są jedynymi i nie są najważniejszymi.

Cenny jest także w naszym Seminarium jego specyficzny model formacyjny, pozwalający na duży kontakt alumna z życiem parafii, głównie poprzez tzw. staże. Dzięki temu teoria, często bardzo wyidealizowana, przekazywana podczas wykładów, ma szanse skonfrontować się z realnym życiem wspólnoty kościelnej. Staże są także bardzo dobrą pomocą dla kleryka w rozeznaniu jego powołania. Cóż to byłby za chirurg, który by uciekał od stołu operacyjnego. Cóż to byłby za ksiądz, który by uciekał od parafii i od życia na plebanii. Te staże pokazują także, że nie ma idealnych ludzi, także idealnych współbraci w kapłaństwie. Pozwalają alumnowi skonfrontować się z pytaniem: czy umiem budować relacje z ludźmi nieidealnymi, wiedząc, że sam takim jestem?

Chciałbym też zwrócić uwagę na jeszcze inną sprawę. Otóż jest jasne, że dla każdego alumna musi być w Seminarium jasne po co ma on być księdzem?

Niedawno jeden z naszych alumnów powiedział mi wprost: „czasem mam zamęt i dezorientację. Nie wiem, czy umiem jasno odpowiedzieć na pytanie: po co dzisiaj właściwie są wyświęcani księża”? To bardzo istotna kwestia.

Tyle mówimy dziś o kapłaństwie chrzcielnym, o jednakowej godności wszystkich ochrzczonych, o ich roli, o powszechnym powołaniu do świętości i do apostolstwa, o synodalności. Słowo „kler” wielu kojarzy się albo z tytułem dość wulgarnego filmu, albo z klerykalizmem, który jest przedstawiany jako źródło wszelkiego zła w Kościele. O wyświęconych księżach usłyszy się dziś raczej źle niż dobrze. „Słuchając tego, co o nas księżach mówi się publicznie – powiedział mi niedawno jeden ksiądz – czuję się jakbym przechodził obok kałuży, a przejeżdżający samochód mnie ochlapał i odjechał. Ja zostałem z plamą, którą inni wytykają i z której się śmieją”.

Ta sytuacja zamieszania wobec jasnego celu bycia księdzem dzisiaj, nie sprzyja zapewne wzrostowi kapłańskich powołań.

„Murarz domy buduje,
Krawiec szyje ubrania,
Ale gdzieżby co uszył,
Gdyby nie miał mieszkania?(…)

Tak dla wspólnej korzyści
I dla dobra wspólnego
Wszyscy muszą pracować,
Mój maleńki kolego”.

To oczywiście Julian Tuwim i fragment jego znanego wiersza „Wszyscy dla wszystkich”, którego uczyliśmy się chyba jeszcze w przedszkolu. No dobrze, wiadomo po co murarz, krawiec i piekarz. Ale po co ksiądz?

Ewangelia mówi jasno: Chrystus, po dłuższej intymnej i osobistej modlitwie, imiennie, oddzielnie, indywidualnie, powołał tych, których sam chciał, do szczególnej więzi ze sobą. Chciał, by z Nim byli, by mógł na nich liczyć, wysyłając ich w swoim imieniu na głoszenie Słowa i dając im moc do wypędzania demonów (por. Mk 3,13-15).

Szczególności tego wybraństwa nie ma się ani co wstydzić, ani mu zaprzeczać, ani go kamuflować. Jego znakiem jest na przykład strój duchowny.

Katechizm Kościoła Katolickiego powie na temat wyświęconych księży, że przez nich „we wspólnocie wierzących staje się widzialna obecność Chrystusa jako Głowy Kościoła” (KKK 1549) i dodaje, że kapłaństwo urzędowe, które służy kapłaństwu wspólnemu, przyczynia się do rozwoju łaski chrztu wszystkich chrześcijan i jest „jednym ze środków, przez które Chrystus nieustannie buduje i prowadzi swój Kościół” (KKK 1547).

Wyświęcony ksiądz jest więc po to, by poprzez niego Chrystus był w szczególny sposób widziany w Kościele i by Chrystus mógł swój Kościół budować i go prowadzić.

Ksiądz ma to robić służąc całemu Ludowi Bożemu. Ma mu służyć, a nie nim pogardzać, czy też wywyższać się nad tymi członkami Ludu Bożego, którzy święceń nie mają. „Kapłaństwo – to jeszcze jeden cytat z Katechizmu – jest całkowicie skierowane ku Chrystusowi i ludziom. Zależy całkowicie od Chrystusa i Jego jedynego kapłaństwa; zostało ustanowione dla ludzi i dla wspólnoty Kościoła. Sakrament święceń przekazuje świętą władzę, która jest jedynie władzą Chrystusa. Wykonywanie tej władzy powinno więc stosować się do wzoru Chrystusa, który z miłości uczynił się ostatnim i stał się sługą wszystkich” (KKK 1551).

Ksiądz ma jednak służyć Ludowi Bożemu nie przede wszystkim jak pracownik socjocharytatywny, dostarczający koce i jedzenie, ale jak ktoś dostarczający łaski Bożej, obecnej w sakramentach i Słowie.

Ksiądz wtedy ukazuje Chrystusa, gdy klęczy przed Nim na kolanach i gdy zanosi jego świętą i uzdrawiającą obecność wszystkim spragnionym ludziom. Gdy umie powiedzieć za Psalmistą:  „Mówię Panu: Tyś jest Panem moim. Nie ma dla mnie dobra poza Tobą(…). Pan mym dziedzictwem, moim przeznaczeniem, On mój los zabezpiecza (…).” (Ps 16,2.5). Bez tego powołanie księdza byłoby zatarte, niejasne i puste.

Aby to wszystko było jednak możliwe potrzebna jest nam wiara setnika z dzisiejszej ewangelii (por. Mt 8,5-11). Wiara, która zaskoczyła samego Chrystusa. Setnik, pełen pokory i miłości do – w końcu obcego człowieka: nie syna, nie członka rodziny, lecz prostego sługi - robi dla niego tak wiele, przekonany, że Pan słudze pomoże. Nie oczekuje nawet fizycznej obecności Chrystusa. Wystarczy mu Słowo; uzdrawiające, skuteczne i silne. Słowo, w które setnik – bądź co bądź – poganin i reprezentant okupanta – wierzy bezgranicznie.

Co jestem w stanie bezinteresownie zrobić dla ludzi wokół mnie? Ile im poświęcić, jakie dla nich pokonać granice? Czy naprawdę wierzę – jak ten setnik – że Słowo Pana przynosi uzdrowienie, czy tylko tak mówię przed przyjęciem komunii świętej? Czy moja wiara zaskakuje dziś Chrystusa, czy Go zawstydza? To tylko niektóre pytania, jakie daje nam to Słowo.

Drodzy Bracia alumni
Drodzy Bracia księża,
dziękując za Seminarium, dziękujcie za powołanie. Bądźcie z niego dumni, chodźcie z podniesionymi głowami. Nie wywyższając się ponad ludzi, przeciwnie, schylając się przed nimi, wiedząc jednak kim jesteście i co macie. Ludzie doceniają powołanie kapłańskie. Są wdzięczni gorliwym księżom za ich posługę, umieją ją wynagrodzić, tak, by ksiądz miał co jeść, w co się ubrać i z czego żyć.

Wy też to doceniajcie. Bądźcie odważni. Jesteście potrzebni dziś światu i Kościołowi, być może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Dbajcie o powołanie. Nie o „swoje” powołanie, jak się często mówi, bo powołanie nie jest twoje, ani moje. Dbajcie o powołanie otrzymane, podarowane, jak niczym niezasłużony skarb. Nie uciekajcie od kleryckiej i kapłańskiej dyscypliny, bez niej niczego sensownego się nie zbuduje. Nie uciekajcie od modlitwy i sakramentów, zwłaszcza sakramentu pokuty i nie uciekajcie od uczciwych rozmów o sobie i swojej drodze z tymi, których Kościół na tej drodze postawił. Obyście się zawsze cieszyli – jak dzisiejszy Psalmista – że możecie pójść do domu Pana (por. Ps 122,1b).

Wzór takiego księdza: dumnego, pokornego, odważnego i świadomego kim jest, macie w szczególnym Patronie, jednym z tych, którzy ukończyli nasze Seminarium. On miał prawdziwie Ducha Chrystusa. Wiedział po co jest księdzem. Robił wszystko, by miecze zostały przekute na lemiesze (por. Iz 2,4). I choć zginął od miecza, zgilotynowany, to przecież zwyciężył. Jego imię wspominamy dziś ze czcią. Imion jego katów, nie pamiętamy.

Niech zainstalowane dziś jego relikwie jeszcze bardziej przybliżą go do was. Niech bł. ks. Jan Franciszek Macha wspiera was w każdym czasie, a zwłaszcza w chwilach duchowego zamętu i trudności. Bądźmy wszyscy tak pożyteczni dla Kościoła, jak pożyteczny był on. Nie ważne ile lat będziemy żyli ma tej ziemi. Ważne, by to wszystko miało swoją głęboką jakość.  Amen.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »