Oby ta ładna kaplica nie świeciła pustkami

Homilia abp Adriana Galbasa wygłoszona z okazji poświęcenia kaplicy w Domu Zakonnym oo. Franciszkanów w Katowicach-Starych Panewnikach, 4 października 2024 roku.

Drodzy Bracia,

bardzo się cieszę, że możemy się dzisiaj spotkać, w uroczystość św. Franciszka, na poświęceniu tej kaplicy. Ponad rok temu byliśmy świadkami poświęcenia kościoła, dziś chcemy Panu Bogu oddać to miejsce. Chcemy je także oddać tutejszej wspólnocie zakonnej, jako miejsce jej modlitwy wspólnotowej i jako miejsce indywidualnej modlitwy każdego, kto ją tworzy. I moje życzenie dla was jest jedno: aby to piękne miejsce nie świeciło pustkami. Najpiękniejsze bowiem kościoły i kaplice są brzydkie, gdy są puste. Pozwólcie więc na kilka słów refleksji o wartości modlitwy.

Bardzo mi zapadło w pamięci pewne zdanie papieża Benedykta XVI, które można by uznać za motto i program całego jego pontyfikatu. Wypowiadał je wielokrotnie: ”Musimy w naszym świecie przywrócić przede wszystkim prymat Boga (…). Trzeba poświęcić czas i miejsce Bogu, aby był On żywym centrum naszej egzystencji”. Tak mówił chociażby podczas Kongresu Eucharystycznego w Ankonie, we wrześniu 2011 roku.

Dobrze, ale jak to zrobić? Jak przywrócić prymat Boga w świecie? Odpowiedź jest tylko jedna: trzeba zacząć od samego siebie. A modlitwa i to modlitwa osobista, czyli taka podczas której słucham Boga i pytam o Jego wolę, jest na to pierwszym i szczególnie skutecznym sposobem.

To jest takie ważne dla nas, ludzi konsekrowanych, jako, że jesteśmy w pewnym sensie odpowiedzialni za to, by prymat Boga był obecny w świecie. Musimy uważać, by nie należeć do tych, o których pisał już Orygenes. „Arrogantia i superbia (…) – to jego słowa – są typowymi wadami duchownych, którzy sami nie stosują w swym życiu tego, czego nauczają zgodnie ze sprawiedliwością Ewangelii. Często ludzie niepozorni i nieuczeni dochodzą do doskonałości, której brak biskupom, zakonnikom i księżom”.

Iluż już takich ludzi spotkaliśmy w życiu: niepozornych i nieuczonych, którzy są wielkimi przyjaciółmi Boga, osiągnęli wysoki stopień doskonałości, ponieważ dużo czasu spędzili i spędzają na modlitwie.

To potwierdzenie prymatu Boga w nas, jest takie ważne, gdyż, także w życiu konsekrowanym, przychodzi nam żyć pod wielką presją aktywizmu, konsumpcji, różnego rodzaju informacji i wrażeń. W sytuacji natłoku obowiązków, gonitwy za dobrami materialnymi, różnych możliwości spędzania wolnego czasu, trudno stanąć przed Bogiem na osobistej modlitwie. Przeszkodą staje się popularna pokusa, że poradzimy sobie bez Niego. Po co więc tracić czas, w którym można tyle dobrego i ważnego zrobić?! Trudno nam też przyjść do kaplicy na osobistą modlitwę, ponieważ coraz trudniej nam przebywać w ciszy i milczeniu. Jest w nas dużo chaosu i hałasu, które nie pozwalają nam spotkać się z Bogiem. Każda chwila modlitwy osobistej jest więc potwierdzeniem, że choć na chwilę potrafimy stanąć przed Panem i oddać Mu wszystko.

Najważniejszą regułą waszego życia, na którą tak zwracał uwagę św. Franciszek, jest naśladowanie Chrystusa. To w każdym czasie, także i dzisiaj, podstawowa sprawa dla waszej przyszłości. Dla waszego „być”, albo „nie być”.

Szczególnie trudno jest nam naśladować w naszym życiu Pana w jego uniżeniu i ogołoceniu, co wstrząsająco opisał św. Paweł w usłyszanym przed chwilą fragmencie z Listu do Filipian (por. Flp 2,5-11).

Nie da się naśladować Chrystusa bez modlitwy. Bo Chrystus się modlił. Już jako dwunastoletni chłopiec miał upodobanie w świątyni i w sprawach Ojca (por. Łk 2,41-50). Po rozpoczęciu swojej publicznej działalności, tuż po chrzcie w Jordanie, idzie na pustynię, aby tam modlić się przez czterdzieści dni (por. Łk 4,1), a potem modli się nieustannie.

Modlitwa jest jak podziemna rzeka, która przenika całą egzystencję Chrystusa; Jego relacje i gesty. Prowadzi Go do wypełnienia Jego misji, czyli do zbawienia świata. Daje Mu siłę by mógł to uczynić. Chrystus modli się rano, w dzień, w nocy, sam i we wspólnocie. Modli się dziękczynnie, błagalnie, przebłagalnie i uwielbieniowo. Schodząc z tej ziemi modli się w Ogrójcu, a potem na krzyżu (por. Łk 23,34-36).

Także przed chwilą słyszeliśmy fragment modlitwy Chrystusa. Modlitwy bardzo intymnej. Jesteśmy w niej wprowadzeni w samo Serce Pana, w Jego bardzo osobistą relację z Ojcem. „Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi – mówi Chrystus – bo zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a oznajmiłeś je prostaczkom” (Mt 11,25).

Chrystus modli się przede wszystkim po to, by dać nam przykład i by nauczyć nas modlitwy oraz, by nam pomóc w naszej modlitwie. By – jak mówi papież Benedykt – być podporą naszej modlitwy, której „nie należy uważać za umiejętność oczywistą: trzeba uczyć się modlić, niemal opanowywać tę sztukę ciągle na nowo. Nawet osoby zaawansowane w życiu duchowym – pisze papież – odczuwają zawsze, że aby nauczyć się modlić autentycznie, potrzebna jest im szkoła Jezusa. Pierwszą lekcję daje nam Pan swoim przykładem. Ewangelię opisują Jezusa, który prowadzi zażyły i stały dialog z Ojcem, ową głęboką komunię Tego, który przyszedł na świat nie po to, aby czynić swoją wolę, ale wolę Ojca, który Go posłał dla zbawienia świata”.

Zwróćmy uwagę na te dwa elementy modlitwy Jezusa: stałość i zażyłość. Jezus prowadzi z Ojcem dialog stały i zażyły. Do tego powinniśmy dążyć także w naszej modlitwie osobistej. Aby modlić się stale, nie okazjonalnie, nie od czasu do czasu, ale właśnie stale, pomimo zniechęceń, kaprysów, złej pogody, bólu głowy i mnóstwa codziennych spraw, które zdają się być natarczywe i pilne.

Powinniśmy też dążyć do tego, aby nasza modlitwa była coraz bardziej zażyła, byśmy dzięki niej byli coraz bliżej Boga, coraz bardziej z Nim zjednoczeni, coraz bardziej otwarci na Jego Słowo.

Kardynał Robert Sarah powiedział w jednym z wywiadów: „nie ma wiary bez modlitwy. Wiara nie jest spirytualizmem, albo sentymentalizmem. Wiara jest podróżą, która rozpoczyna się od spotkania, od osobistego spotkania z Bogiem (…). Ponadto wiara nie jest czymś co można nabyć raz na zawsze; jest ona relacją, którą trzeba stale karmić. Jak możemy ją karmić bez modlitwy, która jest dialogiem z Bogiem. Przecież jeśli ktoś kocha drugą osobę (…) chce spędzać z nią więcej czasu, pragnie żyć z tą osobą przez resztę życia. Jeśli kochamy Boga czy możemy myśleć o życiu bez rozmowy z Nim?”.

Przykład Chrystusa podchwycili Święci, którzy nie tylko pragnęli w swoim życiu naśladować Pana, ale to robili. Najpierw oczywiście Maryja, o której Sobór powie, że: „szła naprzód w pielgrzymce wiary i utrzymała wiernie swe zjednoczenie z Synem aż do krzyża” (LG,58). Magnificat jest najpiękniejszym przykładem ducha i praktyki Jej modlitwy (por. Łk 1,46-55).

A potem pozostali Święci, których odróżnia wszystko: czasy, w których żyli, stan życia, szczegółowe powołania, które realizowali w Kościele, temperament, charakter. Wszystko. Łączy ich to, że zawsze byli ludźmi wytrwałej modlitwy.

Jednym z nich jest oczywiście św. Franciszek. Gigant modlitwy. Żeby się o tym przekonać wystarczy pojechać do San Damiano, czy Carceri w pobliżu Asyżu, do pustelni w Loggio Bustone, Greccio i Fonte Colombo w dolinie Rieti. Do Celle di Cortona, czyli le Celle, do Monte Casale, Narni, czy Alwerni. Te i wiele innych miejsc świadczy wymownie o tym, jak chętnie Franciszek oddalał się na modlitwę i medytację. W cichym odosobnieniu prawie niedostępnych szczytów górskich, cienistych dębowych gajów i dziewiczych lasów odnajdywał spokój, a poprzez kontakt ze stworzeniem – także kontakt ze Stwórcą. Owocem jego modlitwy jest Reguła wspólnoty, „Pieśń słoneczna”, czy liczne Listy. ”Jego najpewniejszym portem była modlitwa, nie krótka – na chwilę, nie pusta czy zarozumiała, ale czasowo długa, pełna pobożności i pokornie łagodna, pisze Tomasz z Celano. Jeśli ją zaczynał wieczorem, ledwie rano kończył. Modlił się chodząc, siedząc, jedząc i pijąc. Często całe noce spędzał na modlitwie w opuszczonych kościołach”.

Jak najczęściej więc i my, także w tej kaplicy, wołajmy: „Panie, naucz nas modlić się” (Łk 11,1). Wiemy, że Apostołowie tymi słowami poprosili Pana Jezusa o lekcje modlitwy, pociągnięci Jego osobistym przykładem. Widzieli jak Jezus się modli i chcieli tak samo.

Drodzy Bracia,

kiedy mówimy o modlitwie warto przypomnieć także i to, że ważnym rysem naszej modlitwy, powinien być jej chrystocentryzm. Nasza modlitwa ma kręcić się wokół Boga, nie wokół nas. Można bowiem modlić się nie jak chrześcijanin, lecz jak poganin. Można tak się modlić także w zakonnej kaplicy. Najlepszą ilustracją jest tu znana nam wszystkim ewangeliczna przypowieść o celniku i faryzeuszu (por. Łk 18,9-14). Jak wiemy, obaj przyszli do świątyni, by się modlić, lecz tylko jeden „odszedł usprawiedliwiony” (Łk 18,14).

Faryzeusz to człowiek prawy, w życiu codziennym nienaganny, zachowujący i przestrzegający norm i zasad. Jest też bardzo pobożny. Religijne obowiązki spełnia nawet w nadmiarze. Bo na przykład pości aż dwa razy w tygodniu, podczas, gdy prawo nakazywało tylko jeden raz. Problem w tym, że on to wszystko uważa za swój sukces i owoc własnego wysiłku, zaś na modlitwie, czy raczej na tym, co nazywa modlitwą, zwyczajnie się tym chwali. Jego pseudo-modlitwa adresowana jest do siebie samego, jest samochwalczym monologiem, w którym roi się od nadmiaru „ja”: ja poszczę, ja daję dziesięcinę, ja nie jestem taki jak inni, ja jestem lepszy od innych, ja, ja i ja.

Bóg w zasadzie nie jest mu do niczego potrzebny. Nie potrzebuje usprawiedliwienia, bo już uważa się za sprawiedliwego, nie potrzebuje Bożej łaski, bo jest pewien, że zbawienie i tak mu się należy, jako nagroda za dobre sprawowanie. Celem jego modlitwy jest wywołanie zmiany w Bogu. Bóg ma przyjąć to i każde jego wezwanie. Bóg ma się dostosować!

Faryzeusz jest pełen pychy. Stoi w świątyni wyprostowany ciałem i wyniosły duchem. Jego pycha sprawia, że innych uważa za gorszych od siebie. Skoro on jest doskonały, inni muszą być gorsi. Nawet modląc się pogardza drugim człowiekiem. „Dziękuję ci Boże, że nie jestem jak inni ludzie” (Łk 18,11) – to już jest szczyt pychy. A ponieważ „pycha z nieba spycha”, wrócił do domu bez Bożego usprawiedliwienia.

A obok jest celnik. Prowadzi życie, które w oczach innych nie jest wzorem moralności. Jest poborcą podatków, współpracownikiem okupanta, znienawidzony przez Żydów. Ale przychodząc do świątyni ma świadomość własnej niedoskonałości i nieczystości. Wie, że jego życie jest poplamione. Nie ma odwagi wznieść oczu ku górze, więc – ze schyloną głową – pełen uniżenia, modli się krótko: „Boże miej litość nade mną” (Łk 18,13). Ma tego samego ducha, co Psalmista z Psalmu 51, który woła: „Boże zmiłuj się nade mną w łaskawości swojej” (Ps 51,3), i jak tylu grzeszników wszechczasów, którzy świadomi stanu swojej duszy mówią Bogu pokornie: „Ufam Tobie”. W centrum modlitwy celnika, nie jest on sam, lecz Bóg, a celem modlitwy celnika jest wywołanie zmiany w sobie. On chce dostosować się do Boga. Celnik wie, że jest człowiekiem niesprawiedliwym, dlatego oczekuje usprawiedliwienia od Boga i je otrzymuje. Odszedł do domu usprawiedliwiony (por. Łk 18,14) – mówi Ewangelia.

To jest więc istota modlitwy chrześcijańskiej. Ona ma się kręcić wokół Boga, nie wokół nas, a jej celem ma być przyjęcie woli Bożej, a nie zmuszenie Boga, by przyjął naszą wolę. To jest niewystarczające, gdy tylko przychodzimy do Boga z naszymi gotowymi projektami i dajemy Mu je jakby do podpisu. On ma Je wykonać, ma nam dać to, co sami sobie wybraliśmy, umyśliliśmy i co uważamy za najlepsze dla nas. Jeśli zaś dostaniemy co innego, wówczas się na Boga obrażamy, albo wręcz od Niego, w taki, czy inny sposób, odchodzimy!

Powracając jeszcze do ewangelicznej przypowieści, chciejmy być – to może zaskakujące – i faryzeuszem i celnikiem jednocześnie. Faryzeuszem bądźmy poza świątynią. Niech nasze życie codzienne życie będzie zgodne z zasadami, prawe, solidne i uczciwe. Wypełniajmy, jak faryzeusz religijne obowiązki, nawet z nadgorliwością. Nie bądźmy też jak on zdziercami, cudzołożnikami, czy ludźmi niesprawiedliwymi. Płaćmy podatki i żyjmy porządnie. Ale w świątyni, przed Bogiem bądźmy zawsze jak celnik, mówiąc pełni pokory: „Boże miej litość nade mną” (Łk 18,13), nie mnie Panie, ale Tobie niech będzie chwała (por. Ps 115,1), bo jeśli żyję dobrze, to jest to przede wszystkim dziełem Twojej Boże łaski i Twojego miłosierdzia.

Drodzy Bracia,

prawie na koniec tych rozważań, chciałbym was bardzo prosić, byście tutaj dbali nie tylko o modlitwę osobistą, ale i wspólnotową. Ona jest szczególnie skuteczna, nie dlatego, że Bóg jest przygłuchawy i trzeba do niego mówić głośniej (wiemy, że w ten sposób Eliasz kpił z proroków Baala – por. 1 Krl 18,20-40). Nie jest tak, że Bóg nie słyszy wołania pojedynczego człowieka i dlatego trzeba modlić się w grupie. W końcu, jak przekonuje nas Jezus, Ojciec wie, czego nam potrzeba, zanim Go poprosimy (por. Mt 6,8).

W modlitwie wspólnotowej chodzi o wspólnotę, o to, że ta modlitwa jest znakiem naszego pragnienia przezwyciężania podziałów, rozłamów, zadrażnień. Jest więc wypełnieniem tego, o co modlił się Jezus w modlitwie Arcykapłańskiej: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w nas jedno (J 17,21).

I chodzi jeszcze o coś. Jean Corbon, wybitny teolog i liturgista, pół Francuz, pół Libańczyk, napisał kiedyś, że „na modlitwę idzie się jak na wojnę”. Wspólna modlitwa ma też coś z braterstwa broni. Stajemy ze sobą ramię w ramię, by wspólnie walczyć. Nie musimy się lubić i nie wszystko musi się nam podobać, możemy być niewyspani i skłóceni, ale razem chcemy walczyć o zbawienie wszystkich.

Niech więc w waszej katowickiej franciszkańskiej wspólnocie nie będzie kombatantów, którzy nie muszą już walczyć i nie muszą już nic robić, bo żyją w dobrze prosperującej firmie ze znakiem firmowym „OFM”. Niech ujawni się tu, pośród was, prawdziwe braterstwo broni.

Zakończę zdaniem św. Tomasza z Akwinu, które dało mi wiele do myślenia. Wielki Tomasz pisze: „modlitwa jest wyrazem pragnienia Boga, jakie odczuwa człowiek”.

Przyglądajmy się naszej modlitwie. Każdy swojej. Jaka ona jest? Co się z nią dzieje na przestrzeni lat mojego kapłaństwa, czy życia zakonnego? Co mi ona mówi o moim pragnieniu Boga? „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak moja dusza pragnie ciebie Boże” (Ps 42,2). Czy to są moje słowa, czy tylko cytat? Amen.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »