Homilia abp. Adriana Galbasa SAC wygłoszona w Mstowie podczas Warszawskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, 14 sierpnia 2024 roku.
Siostry i Bracia,
na zakończenie tegorocznej pielgrzymki na Jasną Górę dostajemy Słowo, które jest o wspólnocie (por. Mt 18,15-20). Wspólnota to nie jest jakakolwiek grupa. To jest grupa bardzo specyficznie wybrana, ekskluzywna, z którą jej członków łączą głębokie więzy duchowe. Stąd może być wspólnota małżeńska, ale nie każde małżeństwo jest wspólnotą. Podobnie to, że dwaj księża są częścią tej samej diecezji, nie tworzy z nich jeszcze wspólnoty. Tak samo jest w zakonie.
Być może przez minione dni tej pielgrzymki doświadczyliście tu wspólnoty. Być może! Być może nie. Być może szliście razem, a być może tylko obok! Być może było to tylko chodzenie w grupie, od której nie dało się uciec i na którą było się zdanym. Ta grupa na pewno była bardzo pomocna, bo samemu byłoby tu dojść dużo trudniej, ale grupa nie była jeszcze wspólnotą.
Usłyszana przed chwilą Ewangelia daje nam ważne kryterium, po którym mogę odróżnić grupę od wspólnoty. Jest to reakcja na zło. We wspólnocie nie będzie mi ono obojętne.
Co mogę i co powinienem zrobić, gdy widzę, że mój brat, czy siostra we wspólnocie grzeszy? Jak mam wobec nich postąpić? Te ewangeliczne wskazania są bardzo praktyczne i warto je sobie wziąć do serca, zwłaszcza, że są wciąż aktualne i, że – jak pokazuje także najnowsza historia – mamy z tym wiele kłopotów.
Za parę godzin wrócicie do swoich domów i – mam nadzieję – do swoich wspólnot, a nie tylko do swoich grup: małżeńskich, rodzinnych, plebanijnych, braterskich, siostrzanych, zakonnych, kapłańskich. Przyjmijmy więc to, co mówi Chrystus, jako bardzo cenne wskazówki.
Po pierwsze więc: dobrze pamiętać o tym, że grzesznik, to nadal mój brat i moja siostra. Nie przestają nimi być, wtedy i dlatego, że zrobili coś złego. Wciąż obowiązuje mnie wobec nich przykazanie miłości. I to właśnie miłość braterska, rozumiana podwójnie: jako miłość do tego konkretnego brata – grzesznika i jako miłość do wspólnoty, nie pozwala mi, by wobec uczynionego zła zachować się obojętnie, tak, jakby się ono w ogóle nie wydarzyło. Nie pozwala mi wobec zła zaśpiewać popularnej przyśpiewki kibiców: „nic się nie stało, mój drogi nic się nie stało”!
Ta sama miłość nie pozwala mi też, by tego konkretnego brata, czy siostrę przekreślić, traktować ich jak insekty, albo, by opuszczać wspólnotę, bo są w niej tacy, którzy postępują niewłaściwie. Wiele osób dokonujących dzisiaj apostazji, czyli formalnie opuszczających wspólnotę Kościoła mówi, że robią to właśnie dlatego.
Już w Księdze Kapłańskiej przeczytamy: „nie będziesz żywił w sercu nienawiści do swego brata. Upominaj twego bliźniego, abyś nie obciążył się grzechem z jego powodu” (Kpł 19,17), a Mądrość Syracha dopowie: „upominaj przyjaciela, aby tak nie czynił, a jeśli uczyni, aby nie powtórzył (Syr 19,13). Zaś św. Paweł w Liście do Galatów doda: „jeśliby kogoś przyłapano na jakimś przewinieniu, to, wy w duchu łagodności doprowadźcie takiego do poprawy. Niech jednak każdy uważa, aby sam nie uległ pokusie” (Ga 6,1). Czyli: jak nie zareagujesz, to staniesz się współwinnym grzechu twojego brata. Także dlatego, że – istnieje niebezpieczeństwo – że on, z powodu braku reakcji, nadal będzie grzeszył.
I Chrystus mówi nam dzisiaj: najpierw idź i upomnij go. Dosłownie: „odsłoń”, „odkryj”, czyli pokaż mu nie tylko, że ty wiesz o tej sprawie, ale pokaż mu przede wszystkim – i oczywiście z miłością – że to co zrobił jest złe. Może on tego nie wie, może był naiwny, nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji tego, co robi, może wcale nie miał złych zamiarów. Po prostu pokaż mu to!
Oby to było skuteczne. Oby wystarczyło. Pozyskasz wtedy brata. Pozyskasz go dla Kościoła. Pomożesz mu w nawróceniu. Jeśli jednak okaże się nieskuteczne, jeśli cię zlekceważy i nadal będzie źle postępował, spróbuj po raz drugi! Nie zniechęcaj się. Tym razem jednak weź ze sobą jeszcze kogoś. Nie cały tłum. Jednego, albo dwóch. Fatalnym sposobem reagowania na złe postępowanie bliźniego jest opowiadanie o tym wszystkim dookoła, najczęściej z pominięciem tego, o którego chodzi. Tak rodzą się plotki, półprawdy, dwuznaczności. To tylko rozsiewa zło, zamiast je naprawiać. Chrystus mówi: nie opowiadaj wszystkim. Powiedz jednemu, albo dwóm. Wybierz ludzi zaufanych, szlachetnych, mądrych, dyskretnych. Ich poinformuj o tym, co cię trapi i ich poproś o pomoc. To też jest ku nawróceniu złoczyńcy. Zrozumie wówczas, że sprawa jest poważna, że to nie jest tylko jakieś twoje widzimisię, subiektywne odczucie. Właśnie nie! Obecność innych zaświadczy o tym, że oni też uważają jego postępowanie za złe!
Dopiero, jak to nie pomoże powiedz Kościołowi, powiedz przełożonym wspólnoty. Niech oni rozstrzygają. To jest kres możliwości praktycznego działania. Teraz zostaje ci upewnienie się, że przełożeni sprawę podjęli i oczywiście zawsze zostaje modlitwa. Ale także wówczas nie wolno ci brata, czy siostry przekreślić. Oni są naznaczeni już nie znakiem Taw, o którym słyszeliśmy dziś w pierwszym czytaniu (por. Ez 9,1-22), ale pieczęcią samego Chrystusa. Owszem, słyszeliśmy, że ma on ci być jak poganin i celnik, ale przecież sam Chrystus także pogan i celników kochał, także z nimi się spotykał i także ich próbował pozyskać.
Upomnienie jest przeciwieństwem zobojętnienia. Zobojętnienie doprowadza do złego, upomnienie ratuje przed złem. Najważniejsze jednak, by wszystko odbywało się w duchu miłości. Upominam, dlatego, że kocham. Przymykam oko, dlatego, że nie kocham. Nie odwrotnie!
Mówię to także dlatego, bo bardzo bym chciał, byście mieli odwagę upomnieć także nas księży, czy biskupa. Jeśli widzicie, że źle postępuję, nie milczcie. Może ja tego nie widzę, może jestem ślepy, może zadufany w sobie, może pyszny. Pomóżcie mi! Okażcie się moimi braćmi i siostrami we wspólnocie. Nie milczcie. Nie stójcie z boku. Zareagujcie. Zareaguj. I pozwól, że także ja zareaguję, jako twój brat, gdy zaniepokoję się twoim postępowaniem. Postępowaniem kogoś, kogo kocham.
Siostry i Bracia,
ta Ewangelia mówiąc o wspólnocie, mówi też – co jest bardzo powiązane z braterskim upomnieniem – o wartości wspólnej modlitwy. Nie chodzi tu tylko o zgodność miejsca, czasu, czy intencji, choć i to jest ważne, ale jeszcze bardziej chodzi o pojednanie wewnętrzne. Trudno modlić się razem, gdy jesteśmy tylko fizycznie obok, gdy tylko obok siebie stoimy, czy klęczymy, ale w rzeczywistości dzielą nas całe światy. I to przeciwne. Trudno się modlić, gdy zaraz za naszym wspólnym: ”amen”, rozpoczniemy wzajemne wojny, wojenki, gry i gierki. Czy Chrystus jest wtedy pomiędzy nami? We wspólnocie niepogodzonej, skłóconej i wrogiej? Kto się modli, tylko wtedy, gdy się modli, ten nigdy się nie modli!
Mam nadzieję, że dni pielgrzymki pomogły wam doświadczyć prawdziwie wspólnotowej modlitwy, zanoszonej w jednym duchu. Mam nadzieję, że w tylu wspólnie przeżytych Mszach świętych, zaśpiewanych Godzinkach, odmówionych Różańcach, Koronkach, Apelach, ale także w tych godzinokilometrach modlitwy milczenia doświadczyliście idącego obok was Chrystusa, uczestnika tej pielgrzymki, który ani jednego kilometra nie przejechał, który szedł wiernie między wami, a czasem niósł was na swoich ramionach.
Niech to doświadczenie wspólnoty, która buduje się dzięki wspólnej modlitwie, pozostanie z wami, gdziekolwiek będziecie.
Siostry i Bracia,
na koniec chciałbym to szczerze powiedzieć, że bardzo się cieszę się, że przez lata mogłem być uczestnikiem tej pielgrzymki, która bardzo mi pomogła w wierze i w byciu w Kościele, i cieszę się z dzisiejszego spotkania.
Życie zawsze można przeżyć jak włóczęgę, albo jak pielgrzymkę. Pielgrzymka, na którą wyruszyliście przed kilkoma dniami to nie tylko kilkaset kilometrów, w których trzeba było przejść drogę między Warszawą a Jasną Górą. To coś o wiele więcej. To przypowieść o życiu; czas, by zobaczyć tę jego część, którą mam już za sobą i ten moment, w którym jestem teraz. By zobaczyć także to dokąd idę, o co mi chodzi w tym moim życiowym chodzeniu? Z kim na tej drodze jest mi po drodze, a z kim nie? Czy droga dobra, czy tempo właściwe, czy się za bardzo nie rozpraszam, czy nie idę za szybko, tak, że inni nie nadążają, albo za wolno, tak, że wszystko opóźniam? Czy jestem z tego zadowolony, szczęśliwy, czy mi się chce, czy też po prostu idę bo idę, bo nie mam innego wyjścia? Czy mi wszystko wolno, czy też mam jakieś niełamliwe zasady? Słowem: czy to jest włóczęga, czy pielgrzymka?
Niech św. Maksymilian Kolbe i św. Wincenty Pallotti pomogą każdej i każdemu udzielić dobrej, czyli prawdziwej odpowiedzi.
Każdym naszym kolejnym krokiem, każdym krokiem naszej życiowej pielgrzymki, chwalmy Imię Pana, jak śpiewaliśmy to przed chwilą (por. Ps. 113,1-6). Niech Imię Jego będzie błogosławione teraz i na wieki. Amen
+ Adrian J. Galbas SAC