Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym podczas Mszy św. kończącej rok formacyjny, 25 czerwca 2024 roku.
Słowo Boże, które Kościół nam dzisiaj ofiarowuje jest – jak zawsze zresztą – bardzo bogate i dające do myślenia, czyli pomagające w naszym nawróceniu.
Najpierw mamy przykład wielkiej ufności w moc Boga. Oto królestwo północne jest zniszczone. Asyryjczycy, zniszczyli Samarię. Jak mówi Druga Księga Królewska powód jest jeden: niewierność. „Nie słuchali głosu Pana swego i przekroczyli jego przymierze, wszystko co przekazał Mojżesz, sługa Pański” (2 Krl 18,12). Wszystko! Nie zostawili sobie, ani jednego przykazania, które by zachowywali.
Warto ten obraz mieć w sobie. Niewierność nie popłaca. Nie dlatego, że Bóg każe, tylko dlatego, że człowiek z powodu niewierności małej codziennej, na skutek regularnego odpuszczania sobie, staje się coraz bardziej niewrażliwy i coraz bardziej niewdzięczny. Lenistwo duchowe, karzące sobie odpuścić obronę tego, co jeszcze niedawno wydawało się bezcenne, wyrasta na tak duże i tak intensywne, że każde dotychczasowe dobro staje się zrelatywizowane. Szybko wtedy pojawiają się myśli, że nie warto za nic umierać, że inni sobie odpuścili i żyją, i że w końcu jaka to różnica, czy się jest wolnym, czy zniewolonym, byle w Seminarium był wikt i opierunek, a w kapłaństwie jeszcze pensja.
I oto Ezechiasz, młody król Izraela otrzymuje list z żądaniem: poddaj się, nie masz szans, już przegrałeś. Ale co mówi o nim Druga Księga Królewska? „W Panu, Bogu Izraela, pokładał nadzieję. A po nim nie było podobnego do niego miedzy wszystkimi królami Judy, jak i między tymi, co żyli przed Nim. Przylgnął do Pana, nie zerwał z Nim i przestrzegał jego przykazań, które Pan zlecił Mojżeszowi” (2 Krl 18,5-6).
To jest ten sam rozdział Drugiej Księgi Królewskiej. O tych samych czasach. To jest ten sam świat, w tym samym czasie dzieją się te historie i kształtują te postawy. Z jednej strony są ci co odpuścili, a z drugiej jest ten, który walczy. Skąd czerpał siłę dla swej wierności? Odpowiedź jest w tym, co robi otrzymawszy list. Idzie do świątyni, modli się, prosi, wzmacnia siły. Nie panikuje i nie dezerteruje. Przeciwnie: pełen nadziei zaprawia się do walki.
I wygrywa.
Każdy z was jest w sytuacji, w której większość myśli inaczej niż wy. Przez czas wakacji z tą sytuacją się spotkasz jeszcze częściej. I będziesz słyszał: odpuść, daj sobie sposób. Asyria jest silniejsza, pogaństwo jest silniejsze. Dowiesz się jak bardzo chrześcijaństwo, a zwłaszcza Kościół katolicki jest passé, na jak bardzo przegranej jest pozycji. Co zrobisz? To co Ezechiasz: tym bardziej pójdziesz przez Najświętszy Sakrament tam szukać wsparcia, czy odpuścisz!?
Szukaj sprzymierzeńca w Ezechiaszach; tych, których spotykasz w Seminarium, w ludziach prawych, pobożnych, wciąż pełnych ideałów i w Ezechiaszach, których spotkasz na zewnątrz. Więcej: bądź takim dla innych. Podnoś ludzi swoją gorliwością, ufnością i nadzieją. Jak mówi papież Franciszek: nie bądź generałem przegranych wojsk.
Miasto, o którym śpiewaliśmy w Psalmie, ty jesteś, Bóg Ciebie umacnia na wieki. Rozważaj więc często Jego łaskawość we wnętrzu świątyni (por Ps 48,11).
O tym samym mówi obraz dwóch dróg.
Chodzi o wybór. Jest szeroka droga, wielu nią idzie, droga populistyczna, łatwa i jest druga, taka, którą idzie mało. Nie wiem, czy kiedyś szliście naprawdę wąską drogą. Myślę o ferratach w Dolomitach, albo o drodze na Gerlach. Ale nawet o niektórych fragmentach Orlej Perci. Na takiej drodze musisz uważnie stawiać krok, musisz być czujny, bo jeden nieuważny ruch, może przynieść tragedię. Na takiej drodze nawet jak idziesz z kimś, idziesz sam, sam odpowiadasz za siebie, nie zrzucisz decyzji na innego. To jest droga bardzo indywidualna. Nikt cię też po niej raczej nie będzie przenosił na plecach. Nie przejdzie się wtedy przez bramę. Ta jest wąska. Czym innym jest korzystać z pomocy, czym innym jest wyręczać się pomocą.
Przy szerokiej drodze, prowadzącej na molo w Sopocie, nie musisz być uważny. Jedyne niebezpieczeństwo, że przegapisz jakiś pub po drodze. Wokół pełno ludzi. Na drodze i w bramie, która jest przestronna, łatwa i niewymagająca. Idzie się stadnie. „Wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą”. Tych wielu osłabia ostrość wyboru. Skoro idą, to chyba jest ok?
To pułapka. Każdy idzie osobiście. każdy ma indywidualną formację. To jest zadanie, które stawiam waszym formatorom: towarzyszyć wam w indywidualnej drodze, która ma swoją dynamikę, swoje tempo, swoje miejsca na upadki i na wzloty, na własne pytania i na odpowiedzi. W tym samym czasie każdy z was idzie, ale każdy inaczej. Nie jesteście maszynami i nie jesteście matołami.
Niestety, w Seminarium także można iść drogą populistyczną: „przełożonych słuchaj, swoje myśl i kuferek miej zawsze zamknięty”. Tylko niech jak przestroga zabrzmi zdanie Chrystusa, że to jest droga, która prowadzi do zguby, a fakt , że idzie nią wielu nie jest argumentem za. Argumentem nie jest łatwość drogi, tylko jej celowość. Pogubionych księży jest aż nadto…
Na wąskiej drodze trudniej też dokonać wyboru. Idzie się nią raczej bezmyślnie, aż zaskoczą nas święcenia. Najbardziej oczekuję od was wyboru; tego, że gdy przy święceniach powiesz „chcę”, to naprawdę będziesz tego chciał. Do tego ma cię doprowadzić Seminarium.
Ewangelia, którą przed chwilą słyszeliście przestrzega nas też bardzo przed marnotrawieniem bogactw. Świnia nie doceni wartości perły. Będzie ona dla niej jedynie błyszczącym świecidełkiem, takim samym jak leżące obok zwykłe szkło. W promieniach słońca i szkło i perła będą świeciły dla świni takim samym blaskiem. Podobnie jest z psami. One, półdzikie wałęsające się i groźne, były prawdziwą zmorą dla mieszkańców Palestyny. Ludzie się ich bali. Były wrogami.
Choć egzegeci mają z tym tekstem spore problemy i bardzo często odnoszą go do ewangelizacji, mówią, by nie dawać Ewangelii tym, którzy nie będą potrafili docenić jej wartości i uszanować jej piękna, którzy się nie będą chcieli nią karmić i nie docenią wielce kalorycznej wartości tego pokarmu, możemy te słowa odnieść także do tego skarbu jakim jest nasze powołanie. Bez wątpienia skarb, który – jak powie Paweł – nosimy w naczyniach glinianych. Trzeba uważać na to, by nie został podeptany. Nie można nim beztrosko szastać, narażać go na zniszczenie lub zmarnotrawienie.
Ale może być i tak, że to ja jestem tym psem i tą świnią, która marnuje otrzymane przez Boga dary. On mi rzuca perły. Każdego dnia. Perły jego łaski, zawartej w Słowie Bożym, a ja to marnuję. Może w tym roku zmarnowałem tak wiele skarbów danych mi od Boga. Nie umiałem uszanować miejsca i czasu? Mam nadzieję, że nie! Seminarium nie jest wytwórnią pereł, ale ich przekazicielem tak. Co z nimi jednak zrobię, zależy ode mnie! Perła jednak jest jedyna. Nie ma dwóch takich samych pereł. Takie same są sztuczne, plastikowe koraliki. Zmarnowana jest już zmarnowana. Oby nie marnować następnych.
O tym wszystkim rozważamy dziś, gdy kończymy kolejny rok pracy w Seminarium. Jest to też chwila, w której bardzo chciałem podziękować za pracę dwom formatorom. Księdzu Markowi, który przez lata był ekonomem i który traktował ten dom jak swój dom. Odchodzi stad dlatego, że otrzymał nowe zadanie, jeszcze ważniejsze i jeszcze trudniejsze. Nie odchodzi dlatego, że nie chciał go rektor. To plotka. W minioną sobotę arcybiskup nuncjusz powiedział w Sosnowcu stanowczo, że ci, którzy plotkują powinni żałować i podjąć pokutę wynagradzającą za popełnione zło. To dotyczy też naszych plotek wewnątrzdiecezjalnych. Przestańmy plotkować, a już zwłaszcza w Seminarium. Seminarium to nie kawiarnia, w której się przekazuje ploteczki, a tym bardziej, w której się je produkuje.
Dziękuję też ks. Sławkowi. Był krótko, był to dla niego niełatwy czas, ale mam nadzieję, że dobry.
Na wakacje życzę wam norwidowskiego „poczęcia się na nowo”, także w gorliwości, w zapale.
Dziękuję wam za czas formacji, a przełożonym i tym, którzy się o was starali za kompetencje i oddanie.