Jedyna możliwość przyjęcia gestu włożenia rąk w ręce biskupa podczas święceń, która daje szansę na zdrową relację między jednym i drugim, jest związana z "powierzeniem się": powierzam swoją wolę Kościołowi - mówił metropolita katowicki przed rozdaniem dekretów księżom zmieniającym miejsce posługi.
Ich wręczenie odbyło się w czwartek 6 czerwca w kaplicy Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach. Przed rozdaniem dekretów abp Galbas przypomniał słowa św. Jana Marii Vianney’a, w których proboszcz z Ars określił kapłaństwo „miłością serca Jezusowego”. Wskazał, że można je zinterpretować na dwa sposoby. – Najpierw jest to miłość, której doświadczamy „od serca Jezusa”, serca, o którym mówimy w litanii, że jest ogniskiem Bożej miłości. Podobnie jak ognisko jest miejscem, w którym rozpalony jest ogień, tak serce Jezusa jest tą przestrzenią, w której płonie ogień Jego miłości. Kapłaństwo jest możliwe do zrealizowania i przeżycia tylko wtedy, kiedy się odkryje, że ono jest szczególnym wyrazem miłości. (…) Jest także drugi wymiar: miłość kapłaństwa to miłość serca Jezusa, czyli miłość „do Jego serca”, do osoby Chrystusa. Wiemy, że serce jest synonimem samego Chrystusa i całego Chrystusa. Właśnie w takiej kolejności: odkrywam, że jestem przez Chrystusa kochany w sposób bardzo indywidualny i szczególny, niepowtarzalny i jedyny i moją wdzięczną odpowiedzią jest moja miłość do Chrystusa, tak jak jest to możliwe.
Metropolita katowicki przywołał także słowa z Drugiego Listu św. Pawła Apostoła do Tymoteusza odczytywane podczas liturgii Mszy św. – Tymoteusz jest dla Pawła ważny. Ciągle mówi o nim, że jest najmilszy, umiłowany. Paweł o nim pamięta, także wtedy, gdy sam przebywa w więzieniu, ma bardzo osobistą i bardzo szczególną relację z Tymoteuszem, chce o nią dbać, na niej mu zależy. To dobrze, kiedy mamy taką sytuację w naszym życiu, że wiemy, że dla kogoś jesteśmy najmilsi, ukochani, że ktoś o nas pamięta, że komuś na nas zależy. To pomaga zwłaszcza w sytuacjach trudnych – mówił.
Zwrócił uwagę na dyskomfort towarzyszący zmianie miejsca posługi. – Przyznam szczerze, że nigdy nie lubiłem tego dnia, ani jako podwładny, ani potem jako przełożony, ani teraz, ponieważ on generuje wiele emocji, także emocji trudnych: smutku, złości, poczucia krzywdy, bycia sprowadzonym do jakiegoś przesuwalnego przedmiotu. To nie jest łatwe, ani dla tego, kto dekret musi otrzymać, ani dla tego, który musi go wręczyć. Chcę powiedzieć, że te emocje rozumiem. (…) Chcę także powiedzieć, że te decyzje są, na ile to możliwe po ludzku, dobrze rozeznane – stwierdził. Dodał także, że dekrety, które księża otrzymują „nie są wolą Bożą”. – To byłoby zbyt uzurpatorskie i przemocowe. Wówczas decyzja przełożonego byłaby równoznaczna z wolą Bożą. Mogłoby to oznaczać, że decyzje te są w każdej sytuacji dobre, nieomylne, a one takie nie są. To są decyzje ludzkie, rozeznane tak, jak było to możliwe – zaznaczył. Podkreślił jednak, że decyzję przełożonego można przyjąć jako wolę Bożą. – Potrzebna jest także łaska, by w taki sposób przyjąć decyzję Kościoła. Ważne jest to, że chcę w tym miejscu, do którego idę, z tymi ludźmi i w tej sytuacji, uświęcić się. I tak, jako narzędzie, jako pomoc, przyjmuję decyzję Kościoła.
Porównał także moment przyjęcia dekretu do gestu obecnego w liturgii święceń, w którym wyświęcany prezbiter wkłada swoje dłonie w dłonie biskupa. – Jedyna możliwość przyjęcia tego gestu, która daje szansę na zdrową relację między jednym i drugim, jest związana z „powierzeniem się”: powierzam swoją wolę Kościołowi; Kościołowi omylnemu, w imieniu którego staje biskup. Czyli jest to ten moment, w którym Pan Jezus powołuje Piotra: „przyjdzie czas, kiedy inny cię opasze i poprowadzi dokąd nie chcesz”. I dlatego bardzo was zachęcam, by potraktować to nie jako akt administracyjny, ale jako moment zaufania, powierzenia się – zakończył.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.