Nowy numer 19/2024 Archiwum

Msza naszą najwspanialszą modlitwą

Homilia abp. Adriana Galbasa SAC, wygłoszona podczas Mszy św. na Kongresie Eucharystycznym diecezji gliwickiej w Tarnowskich Górach 27 kwietnia.

Bracia i siostry,
przejmujące jest zdanie Chrystusa, które przed chwilą usłyszeliśmy: „A o cokolwiek prosić będziecie w imię Moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię Moje, ja to spełnię” (J 14,14).

Pan prosi nas, byśmy Go prosili. Jeśli będziemy to czynić „w imię Jego”, to znaczy zjednoczeni z Nim i pełni wiary, mamy pewność, że Bóg naszą prośbę spełni. Czy to znaczy, że Pan zawsze odpowie na nasze prośby dokładnie tak, jak będą one sformułowane? Nie! Stanie się tak tylko wtedy, gdy będzie to służyć naszemu ostatecznemu dobru. Właśnie na tym polega owo „w imię Moje”. Inaczej Bóg byłby jak kelner, któremu przekazujemy nasze zamówienie, z niecierpliwością oczekując na jego realizację. Jeśli się opóźnia, jesteśmy nerwowi, jeśli nam nie smakuje, składamy zażalenie, nie dajemy napiwku i solidnie przyrzekamy, że jesteśmy w tym lokalu ostatni już raz.

Bóg nie jest kelnerem. Możemy Go prosić o to, co chcemy, ale wiara każe nam przyjąć to, czego potrzebujemy. Modlitwa nie polega na tym, że nie mogąc osiągnąć jakiegoś dobra, prosimy Boga, by wydłużył nam rękę, byśmy dali radę wziąć to, na co mamy ochotę, lecz polega na tym, że wkładamy naszą małą dłoń w wielką dłoń Boga i z ufnością pozwalamy, aby przekierował ją na takie dobra, o których On wie, że są naprawdę nam potrzebne.

My, prosząc o co chcemy widzimy tylko część; jesteśmy jak wędrowiec idący we mgle, który przed sobą spostrzega jedynie kawałek drogi. Bóg widzi całość, widzi także cel naszej drogi i wie, że dając nam czasem wprost to, co my uważamy za dobre, przyczyniłby się do naszej zguby, bo ostatecznego celu nigdy byśmy nie osiągnęli.

Tak więc Pan prosi nas o ufną modlitwę, która zbuduje lub pogłębi więź miłości, będzie też wyznaniem naszej wiary, że to On jest wszechmogący, a nie my.

Najwspanialszą modlitwą jest oczywiście msza św. To tu przychodzimy z naszymi prośbami. I dobrze. Prośbami są najczęściej zamawiane intencje, w których polecamy Panu nas samych i naszych bliźnich, żyjących i zmarłych, a także sprawy całego świata i Kościoła. „Prosimy”, „Ciebie prosimy”, jakże często słowa te padają podczas mszy świętej. Ileż jest w niej prośby i to prośby zanoszonej w łączności z Chrystusem.

W tej prośbie, jak powiedział św. Jan Paweł II wyraża się nasza „miłość do ludzi pragnąca największego dobra dla każdego z nich”. A Benedykt XVI dodawał, że „modlitwa prośby wypływa z miłości do Boga i do człowieka”. Z miłości do Boga, bo kocham Boga i dlatego się w ogóle modlę i z miłości do człowieka, bo kocham człowieka i dlatego modlę się za niego. Czasami mówimy: już nic nie mogę zrobić, najwyżej się pomodlić. A przecież modlitwa to nie jest coś ostatniego, co możemy zrobić, ale coś pierwszego!

Katechizm powie, że modlitwa prośby bardzo nas przybliża do modlitwy Jezusa. „To On jest jedynym wstawiającym się u Ojca za wszystkich ludzi, a w szczególności za grzeszników” (KKK 2634), a także, że „wstawianie się za innymi, prośba o coś dla innych, jest - od czasu Abrahama - czymś właściwym dla serca pozostającego w harmonii z miłosierdziem Bożym” (KKK 2635).

Pamiętamy niezwykłą scenę kiedy Bóg zamierzający zniszczyć Sodomę rozmawia z Abrahamem, a ten prosi Boga, by ze względu na sprawiedliwych, żyjących w tym mieście, zaniechał zniszczenia (por. Rdz 18,22-30). Niech sprawiedliwi – argumentuje Abraham – nie cierpią z powodu niesprawiedliwych, lecz niech niesprawiedliwi skorzystają z obecności sprawiedliwych. I jest ten przepiękny targ między Abrahamem, a Bogiem. A jeśli znajdzie się „tam” – mówi Abraham. „Tam”. Może w tej chorej rzeczywistości jest coś zdrowego? Może wśród grzeszników są ludzie święci? Niestety, nie znalazło się ich „tam” dostatecznie dużo, by mogli uratować miasto. Nie było dziesięciu.

I co robi Bóg w pełni czasów (por. Ga 4,4)? Posyła swego Jednorodzonego Syna, aby była pewność, że na ziemi znajdzie się choć jeden Sprawiedliwy. Bóg sam staje się Sprawiedliwym, aby można było się kogoś uchwycić, jak tonący chwyta się rzuconego mu koła. I dziś możemy wołać za mieszkańcami współczesnej Sodomy i Gomory, za miastami popsutymi, za ludźmi popsutymi przez grzech, za sobą nawzajem: możemy wołać do Boga, powołując się na Chrystusa: „Panie, jest Sprawiedliwy: nie zniszcz ziemi, nie zniszcz żadnego człowieka, choć na to sprawiedliwie zasługuje przez swój grzech i nieprawość życia. Nie zniszcz mnie”! To msza św. każda jedna, jest takim przejmującym wołaniem.

„Obejmijcie modlitwą dusze w czyśćcu – mówił św. Jan Paweł II w sanktuarium fatimskim na Krzeptówkach – oraz ludzi, którzy odeszli od miłości Boga, zrywając z Nim przymierze zawarte na chrzcie świętym. Módlcie się wytrwale o łaskę nawrócenia dla nich (…). Proście z wiarą, aby ludzie poznali i uznali jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego On posłał, Jezusa Chrystusa”.

Oczywiście możemy nie doczekać się widocznych owoców naszej modlitwy. Może wcale nie wygląda na to, by ktoś, o nawrócenie kogo modlisz się już od lat, w intencji którego ofiarowujesz tyle komunii i mszy św., chciał zwrócić się do Boga. Przeciwnie: obraża Go jeszcze bardziej: żyje bez sakramentów, trwa w grzechu, bluźni, może nawet umrze nie pojednany z Bogiem. Tak, nie zauważysz owoców swojej modlitwy, ale to nie znaczy, że ona była bez sensu. Bóg pokaże ci te owoce po drugiej stronie wieczności i zrozumiesz, że nie ma modlitw niewysłuchanych!

Ale też bardzo was zachęcam, bracia i siostry, także i do tego, byśmy pamiętali, że każda msza św. jest nie tylko modlitwą prośby, ale także modlitwą dziękczynienia, a nade wszystko modlitwą uwielbienia. 

W modlitwie prośby stawiamy siebie i swoje sprawy jakby na pierwszym miejscu polecając je Bogu, prosząc Go o ich wysłuchanie. W modlitwie przebłagania przepraszamy Boga za dokonane złe czyny, zaniedbania, lenistwo itp. Tu też więc jest człowiek ze swoimi sprawami jakby w centrum modlitwy. Nawet modlitwa dziękczynienia, piękna z charakteru sama w sobie, uwzględnia Boże dobrodziejstwa, które ktoś od Niego otrzymał. Dopiero modlitwa uwielbienia w pierwszym rzędzie ma na myśli samego Boga; Jego wielkość, wszechmoc i wszelkie inne przymioty. Wielbię Boga dla Niego samego. Można więc modlitwę uwielbienia nazwać modlitwą bezinteresowną, gdy tymczasem w innych rodzajach modlitwy jest zawsze zawarty jakiś "interes" modlącego się człowieka.

To wcale nie degraduje tamtych rodzajów modlitwy, dobrze jednak,  gdyby nie były one jedynymi, dobrze gdy nasza modlitwa podczas mszy św. wznosi się na coraz wyższy poziom, staje coraz doskonalsza. Ostatecznie przecież Bóg zna nasze potrzeby, pragnie naszego dobra, wystarczy więc, gdy zamiast Go o nich informować po prostu oddamy Mu najgłębszą cześć i chwałę.

„Eucharystia – mówi Katechizm, jest także ofiarą uwielbienia, przez którą Kościół głosi chwałę Boga w imieniu całego stworzenia. Ofiara uwielbienia jest możliwa jedynie przez Chrystusa, który jednoczy wiernych ze swą osobą oraz ze swoim uwielbieniem i wstawiennictwem. W ten sposób ofiara uwielbienia jest składana Ojcu przez Chrystusa i z Chrystusem, by mogła być w Nim przyjęta” (KKK 1361).

Dla Kościoła pierwszych wieków było to oczywiste. Znamy dobrze fragment z Didache, czyli najstarszego Katechizmu Kościoła, który to fragment śpiewamy zresztą często jako pieśń dziękczynną po przyjęciu komunii św:

„Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za święty winny szczep Dawida, Sługi Twego, Który nam poznać dałeś przez Jezusa, sługę Swego.
Tobie chwała na wieki”.
Następnie za łamany chleb:
„Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za życie i za wiedzę,
Którą nam poznać dałeś przez Jezusa, Sługę Swego.
Tobie chwała na wieki (…).
Ty, Panie wszechmocny, stworzyłeś wszystko dla Imienia Twego,
Pokój i napój dałeś ludziom na pożywienie, aby Ci dziękowano,
Nam zaś darowałeś pokarm duchowy oraz napój i życie wieczne,
Przez Jezusa, sługę Swego.
Przede wszystkim jednak dziękujemy Ci, że jesteś wszechmocny.
Tobie chwała na wieki”.

Podobnie najstarszy zachowany tekst mszalnej modlitwy eucharystycznej oddaje chwałę Bożemu Imieniu, kończąc się słowami: „Z powodu Twojej pomocy zawsze nam okazywanej i z powodu łask Twoich, przynosimy Ci Boże, hymny, chwałę, wyznanie i adorację, teraz i zawsze i na wieki wieków”.

Uwielbienie Boga przeplatające się z dziękczynieniem stało się stałym elementem wszystkich liturgii mszy świętej Kościołów chrześcijańskich.
Tak mamy przecież do dzisiaj. Na początku liturgii eucharystycznej, podczas składania darów z chleba i wina, ksiądz powtarza słowa pochodzące z liturgii żydowskiej: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata”, które są prostym uwielbieniem Boga w Jego niezwykłej hojności.
A prefacja, która przychodzi zaraz potem to jedno wielkie dziękczynienie i uwielbienie Boga, podkreślające jego wielkość, dobroć i hojność wobec ludzi. Prefacja kończy się śpiewem "Święty", który przypomina nam, że niebo i ziemia pełne są chwały Bożej, a cała Modlitwa Eucharystyczna kończy się doksologią („doxa” to po grecku „chwała”), która jest uwieńczeniem czci oddawanej całej Trójcy Świętej: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała, przez wszystkie wieki”.

Bracia i siostry,
gdy świadomie i z wiarą będziemy przeżywać te momenty w liturgii eucharystycznej nasze serca napełnią się niewypowiedzianą radością. Celebrowanie Bożych tajemnic, czyli stawanie wobec przeogromnej dobroci i hojności Boga, będzie czymś wyjątkowym. Uwielbianie Boga, tak pięknie wyrażane w formie liturgicznych modlitw, zanurzy nas w Nim samym, a przez to doprowadzi do naszej przemiany, którą św. Atanazy nazywał przebóstwieniem.

Przypuszczam, że wielu z nas zna przepiękną modlitwę Anioła Pokoju z Fatimy: „O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię (…). I dalej: O Przenajświętsza Trójco, Ojcze, Synu i Duchu Święty, w najgłębszej pokorze uwielbiam Cię i ofiaruję Ci Przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecne na wszystkich ołtarzach świata, jako wynagrodzenie za zniewagi, świętokradztwa i obojętności, jakimi On sam jest obrażany”.

Tę modlitwę w skrócie fatimskie dzieci powtarzały podczas pierwszego objawienia w maju 1917 roku, mówiąc: „O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie…”

Bracia i siostry,
proszę się nie martwić, że to chyba nie dla nas, a dla świętych. Proszę nie mówić, że to „za wysokie progi na moje nogi”. Wcale nie.
Tak naprawdę modlitwa uwielbienia jest najprostszą z modlitw. Żeby ona była możliwa, trzeba po prostu kochać Boga. Ktoś, kto nie kocha Boga, kto, nie widzi w Nim dobrego Ojca, nie będzie Go wielbił. Będzie stawał przed Bogiem jak niewolnik jak najemnik, albo jak skazaniec.

Pęknie mówi Katechizm o modlitwie uwielbienia, że jest ona „modlitwą dziecka Bożego, grzesznika, któremu przebaczono, który zgadza się na przyjęcie miłości jaką jest kochany i chce na nią odpowiedzieć, jeszcze bardziej kochając” (KKK 2712).

Jeżeli jestem grzesznikiem, który wie, że mu przebaczono, jeżeli zgadzam się na to, by Bóg mnie kochał i chcę, w odpowiedzi, kochać Go bardziej, to jestem zdolny do modlitwy uwielbienia.

W innym punkcie Katechizmu przeczytamy, że ta modlitwa jest jakby nieustannym poszukiwaniem Chrystusa. „Jest on poszukiwany w czystej wierze, w tej wierze, która sprawia nasze narodzenie z Niego i życie w Nim” (KKK 2709).

Do głębokiej modlitwy uwielbienia zdolne były proste dzieci z Fatimy i zdolny był do niej ów prosty wieśniak z parafii św. Jana Vianney’a. On, spotkany przez swego proboszcza w wiejskim kościele w Ars gdy wpatrywał się w Najświętszy Sakrament, został zapytany: co robi, i odpowiedział: nic! Nic nie robię. Patrzę na Jezusa, a On na mnie.

Jeśli tak jest, to znaczy, że do takiej modlitwy zdolny jest każda i każdy z nas. Przyjść, patrzeć, niczego nie chcieć, o nic nie prosić, za nic nie dziękować, nawet nie przepraszać. Po prostu patrzeć na siebie z miłością i w miłości. „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” (J 14,8), prosi dziś Apostoł Filip. „Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9).

Bracia i siostry,
próbujmy w ten sposób. To oczyści i uzdrowi nasze serce. Modlitwa uwielbienia wewnętrznie nas uspokoi. Pozwoli nam zobaczyć cel naszego życia i jego całość.

Nasze życie tak często jest przecież rozporoszone. Jesteśmy jak robotnicy na budowie, którzy pracują od rana do wieczora, biegają, harują, pocą się. Zapomnieli tylko o architekcie. Nie wiedzą więc co budują, po co, dla czego, dlaczego, i dla kogo. Za młodu tracimy zdrowie, by zyskać pieniądze, na starość tracimy pieniądze, by odzyskać zdrowie. I szybciej, i szybciej, i szybciej. Ona ma, ja muszę mieć, on był, ja muszę być, oni są, my musimy być! Zwariowane, szalone życie. Modlitwa uwielbienia nas uspokaja.

Św. Jan od Krzyża powie w swoim słynnym tekście: „By dojść do posiadania wszystkiego, nie chciej posiadać czegoś w niczym. By dojść do tego byś był wszystkim, nie chciej być czymś w niczym”. Czemu często gonimy za niczym? Czemu często chcemy być czymś w niczym?
Właśnie to jest modlitwa uwielbienia. I po to jest. Przystanąć, aby zobaczyć całość, cel i sens. Przystanąć, aby z większą bystrością oddzielić coś od niczego i by już teraz, choć częściowo dołączyć do tego wielkiego chóru, który jest w niebie i który powtarza bez końca jak mówi Księga Apokalipsy: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen” (Ap 7,12.

Bracia i siostry,
jesteśmy szczęśliwi, że mając mszę św., mamy tak wspaniałą sposobność do tak wspaniałej modlitwy, najbardziej wzniosłej. Modlitwy prośby, przebłagania, dziękczynienia, a nade wszystko modlitwy uwielbienia. Wzniosłość tej modlitwy polega przede wszystkim na tym, że mamy pewność, że zanosimy ją do Boga „w imię Chrystusa”. Jest to więc modlitwa nie tylko wzniosła, ale i skuteczna. Chrystus w czasie każdej mszy św. modli się z nami, w nas, o nas i za nas. On – jak pisał papież Benedykt XVI – jest „podporą naszej modlitwy”. Korzystajmy z tej podpory jak najczęściej i jak najwierniej.

Na koniec króciuteńka modlitwa uwielbienia ku czci Trójcy Przenajświętszej, którą nie tylko lubię, ale którą często odmawiam podczas dziękczynienia po przyjęciu komunii świętej. Polecam. „Przyjdź Panie Jezu, Amen. Przyjdź Duchu Święty. Amen. Prowadźcie mnie do Ojca. Amen”. Jedna ręka do Pana Jezusa, druga do Ducha Świętego. Jak dziecko. 

„Przyjdź Panie Jezu. Amen. Przyjdź Duchu Święty. Amen. Prowadźcie mnie do Ojca. Amen”.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy