Biedak zawołał i Pan go usłyszał

Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona podczas święceń diakonatu Dariusza Kuniszyka w Jankowicach 11 kwietnia 2024 r.

Mam nadzieję, Drogi Bracie, że mocno wziąłeś sobie do serca słowo, które dzisiaj daje ci Pan, zwłaszcza słowo pięknego Psalmu 34.

To Psalm o ludziach utrudzonych, utrapionych, biednych najrozmaitszą biedą, którzy wołają do Pana. „Biedak zawołał i Pan go usłyszał”. Jak go usłyszał? Jak słyszy dziś Pan? Poprzez Kościół! Poprzez ludzi Kościoła. Biedaka chce usłyszeć poprzez ciebie, Diakonie!

Powiedziałem to już kiedyś, że nie potrzebuję w diecezji panów w dalmatykach, ani nawet panów od kazań. Oczywiście, że będziesz w prezbiterium w dalmatyce, oczywiście, że od czasu do czasu powiesz kazanie, ale nie to jest twoim pierwszym zadaniem, pierwszym powołaniem i pierwszym obowiązkiem.

Pierwszy obowiązek jest sformułowany przez Katechizm. „Diakoni – czytamy tam – stoją na niższym szczeblu hierarchii. Nakłada się na nich ręce nie dla kapłaństwa, lecz dla posługi" (KKK 1569). Jakże to jest ważne: dla posługi i to w szczególny sposób wyznaczonej przez biskupa, nie wymyślonej samemu. „Przy święceniach diakonatu – to znów katechizm - tylko biskup wkłada ręce. Oznacza to, że diakon jest specjalnie związany z biskupem w zadaniach swojej « diakonii »” (tamże).

Będzie tak, że w moim imieniu te zadania wyznaczy ci proboszcz, ale może być i tak, że wyznaczę ci je osobiście i bezpośrednio, kierując do posługi tam, gdzie będzie ona szczególnie potrzebna.

„Biedak zawołał i Pan go usłyszał”. Są jednak i tacy biedacy, którzy już nie wołają. Umilkli. Zniechęcili się. Język ich przysechł do gardła, nikt ich nie usłyszał i nikt ich nie wysłuchał. Mówią: albo Boga nie ma, albo jest głuchy, albo ja jestem dla Boga nieważny. Usłysz ich ty! Idź do nich. Być może to ostatnia szansa, by ich całkowicie nie stracić dla Boga i Kościoła.

To w tym będzie się weryfikowała prawdziwość twojego powołania. Nie w tej dzisiejszej uroczystości. Miałeś ją opóźnioną o rok. Kościół potrzebował sprawdzić jeszcze bardziej twoje powołanie, ale ono się zweryfikuje przede wszystkim w twojej postawie wobec biednych. Biednych, którzy wołają i biednych, którzy milczą.

Ten sam Psalm 34 podpowiada nam jeszcze jedną ważną sprawę. Mówi skąd mamy brać siły do naszego wychodzenia w stronę biednych. „Spójrzcie na Niego, a rozweselicie się radością” (Ps 34,6). To jest droga. Osobista więź z Chrystusem, która buduje się przede wszystkim na Eucharystii i na pokornej adoracji. Spójrzcie na Niego. Potrzebna jest ci taka modlitwa, byś odkrywał w niej Chrystusa-Diakona, Chrystusa schylonego przed człowiekiem i chciał być do Niego podobny. Umiał jak Pan schylić się przed drugim, aby umyć mu nogi (por. J 13,4-5), a nie jak panisko innym swoje nogi dawać do umycia.

Obyś spędzał przed Najświętszym Sakramentem więcej czasu niż dotychczas, obyś był na mszy św. częściej niż dotychczas, obyś z przekonaniem odmawiał brewiarz, modlitwę duchownych, bo jednym z nich się stałeś. Bez modlitwy szybko tracimy zapał, nie widzimy sensu tego, co robimy, a w końcu gaśnie w nas wiara. A bez wiary nie możemy prorokować.

„Przyjmij Chrystusową Ewangelię, której głosicielem się stałeś; wierz w to, co będziesz czytać, nauczaj tego, w co uwierzysz, i pełnij to, czego będziesz nauczać”. 
Wręczę ci za chwilę księgę ewangelii, ale masz przyjąć nie księgę, a Ewangelię. To jest różnica. Przyjęcie księgi ewangelii jest łatwe. Wymaga tylko by korzystać z księgi. Podejść, przeczytać, powiedzieć: oto słowo Pańskie”, pocałować, odłożyć, czasem wygłosić homilię. To wszystko jest łatwe.

Ale ty masz przyjąć Ewangelię. Stać się głosicielem Ewangelii. Owszem, wierz w co będziesz czytać, owszem nauczaj tego, w co uwierzysz, ale: i to jest najważniejsze, możliwe tylko wtedy, gdy przyjmujesz ewangelię, a nie jedynie księgę ewangelii: pełnij to, co będziesz nauczać.

Gdy więc za chwilę pozwolisz, by opasała cię stuła, pozwól też, by opasała cię Ewangelia, by, jak Piotra „inny cię opasał” (por. J 21, 18) i każdego dnia prowadził dokąd być może sam nie zawsze chciałbyś pójść: do człowieka, który potrzebuje pomocy, do biedaka, co wzywa.

„Diakoni – to znów katechizm – uczestniczą w specjalny sposób w posłaniu i łasce Chrystusa. Sakrament święceń naznacza ich pieczęcią ("charakterem"), której nikt nie może usunąć. Upodabnia ich ona do Chrystusa, który stał się "diakonem", to znaczy sługą wszystkich. Do diakonów należy między innymi asystowanie biskupowi i prezbiterom przy celebracji Boskich misteriów, szczególnie Eucharystii, jej udzielanie, asystowanie przy zawieraniu małżeństwa i błogosławienie go, głoszenie Ewangelii i przepowiadanie, prowadzenie pogrzebu i poświęcanie się różnym posługom miłości” (KKK 1570). Najważniejsze jest to ostatnie: poświęcanie się różnym posługom miłości! Powtarzam to raz jeszcze: to będzie weryfikacja twojego powołania.

Drogi Bracie,
mam więc nadzieję, że jesteś gotowy do takiej służby. Że jesteś gotów zająć w Kościele przedostatnie miejsce. Ostatniego nie zajmiesz, bo ono jest zajęte przez Chrystusa, ale, że jesteś gotów zająć to przedostatnie. Że poprzez te święcenia nie chcesz być bliżej księży, ale bliżej ludzi świeckich, szczególnie zaś tych z wielorakich pustyni i peryferii.

Benedykt XVI mówił często o pustyni, która ma wiele form. „Istnieje – mówił papież – pustynia nędzy, pustynia głodu i pragnienia, pustynia porzucenia, samotności i zniszczonej miłości, w końcu pustynia ciemności Boga, wypalenia duszy, gdzie zanika świadomość godności człowieka. Trzeba tam pójść, wołał”.

Z kolei papież Franciszek często mówi o peryferiach. „Kościół – to jego słowa – jest wezwany do tego, aby wyszedł na zewnątrz i skierował swe kroki na peryferie. Nie tylko te geograficzne, ale także egzystencjalne: peryferie tajemnicy grzechu, bólu, niesprawiedliwości, ignorancji; peryferie wszystkich rodzajów biedy”.

W innym miejscu tłumaczył, że pojęcie „peryferie” można rozumieć w trojaki sposób. Po pierwsze, peryferie to miejsca i ludzie, gdzie nie ma Boga. Trzeba tam iść, aby Go zanieść. Po drugie, istnieją peryferie egzystencjalne. Obejmują one bardzo różnorakie doświadczenia, które sytuują się w obszarach takich jak: bieda materialna, ubóstwo duchowe, samotność, smutek, choroba, więzienie, cierpienie, obojętność, ignorancja, ból itd. Po trzecie, „peryferie” można tez rozumieć w sensie teologicznym. Określa się nim wszelkie sytuacje, „gdzie wierni są najbardziej narażeni na napaść tych, którzy pragną ograbić ich z wiary”. To ograbianie nie musi się dokonywać jako bezpośredni atak na wiarę, przekonania religijne czy walkę z Kościołem. Owo „ograbianie” dokonuje się o wiele bardziej i o wiele częściej wówczas, gdy jakiekolwiek negatywne doświadczenia rzutują na postawy religijne i skutkują zwątpieniem w otrzymane zbawienie. A jeszcze głębiej — „peryferie” to stan braku nadziei, peryferie to stan utraty wiary. Papież Franciszek podpowiada: Kościół musi tam iść z Chrystusem. 

Ty, Drogi Bracie, musisz tam iść z Chrystusem! I to na stałe. Diakon stały to nie tylko ten, który nie przyjmie święceń prezbiteratu, ale stały, to ten, co się szybko nie znudzi, nie rozkaprysi. Diakon stały to diakon nie jednosezonowy, taki, który nie da się porywom chwili. Chwilowa gorliwość to żadna gorliwość.

Święcenia, które za chwilę przyjmiesz mają cię umocnić (por. KKK 1571), abyś idąc do biednych szedł do nich nie tylko jako pracownik socjalny, którego wysyła świeckie państwo. Od ciebie oczekuje się czegoś znacznie więcej: zobaczenia człowieka integralnie, całej jego biedy, nie tylko materialnej, ale także duchowej, nie tylko biedy jego kieszeni, ale biedy jego serca i jego duszy. Ta może być jeszcze poważniejsza i może krzyczeć jeszcze głośniej. Pracownik socjalny może jej nie usłyszeć, a słysząc – może ją zlekceważyć. Tobie tego nie wolno.

Mam wreszcie nadzieję, że święcenia, które otrzymujesz są konsekwencją powołania odkrytego, dobrze rozeznanego i potwierdzonego przez Kościół. Że to nie jest w kluczu: co by tu jeszcze w Kościele sobie wziąć, jaki urząd, który jest mi – żyjącemu w małżeństwie – dostępny? Jak zabawkę, albo nowe hobby. To by cię szybko zmęczyło i szybko by zmęczyło wspólnotę Kościoła.

Diakonat jest charyzmatem i powołaniem, czyli darem danym tobie, dla zbudowania Kościoła, albo inaczej: darem danym Kościołowi w Tobie i poprzez ciebie. Ale Kościół jest tu ważniejszy.

Drogi Bracie!
musisz dobrze znać swoje miejsce! Zostałeś powołany, by wskazywać na Chrystusa, a nie by zasłaniać sobą Chrystusa. Biskup, ksiądz i diakon, który koncentruje uwagę innych tylko na sobie, który uważa, że jest ważniejszy od Chrystusa, nigdy nie będzie szczęśliwy (bo nie będzie w stanie tej cudzej uwagi przytrzymać przez całe życie), a za to będzie niebezpieczny (bo zamiast przyczyniać się do zbawienia innych – przyczyni się do ich zguby).

Służmy więc Chrystusowi, a nie wysługujmy się Chrystusem! Bądźmy prorokami, wskazującymi na Pana, a nie celebrytami, krążącymi wokół samych siebie.
To jest coś bardzo fundamentalnego: znać swoje miejsce i akceptować swoje miejsce, posługiwać swoimi realnymi charyzmatami, a nie zazdrościć innym ich charyzmatów i talentów, powiedzieć coś od siebie, a nie bezmyślnie i wciąż cytować innych. Być oryginałem, a nie kserokopią.

Chciałbym też słowo powiedzieć do twojej żony, która też musiała wybrać. Nie wystarczyło, że się zgodziła, byś był diakonem. Ona musiała chcieć tego nie tylko dla ciebie, także dla siebie. Chcieć być żoną diakona. To jednak wiele zmienia. Dziękuję za tę zgodę. Dzisiaj nie będziesz składał przyrzeczenia celibatu, ale to jest dobry moment, byście, przynajmniej duchowo odnowili swoją małżeńską przysięgę: tak, chcę być twoją żoną, żoną diakona, chcę być twoim mężem, diakonem. Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.

Chcę wytrwać w tym związku, starym, a nowym, nowym, a starym, chcę wytrwać w dobrej i złej doli, w zdrowiu i w chorobie, aż do końca życia. Mogą przyjść nowe niedole związane z tym diakonatem, niedole, których jeszcze nie znaliśmy. Ale chcę wytrwać.

Diakonat, który by osłabił małżeństwo, byłbym nieporozumieniem i nieszczęściem. Diakonat, który je ukaże w całym jego pięknym blasku, będzie błogosławieństwem. „Oczekuję od was, mówił Franciszek w przemówieniu do diakonów stałych, że będziecie dobrymi małżonkami i dobrymi ojcami. I dobrymi dziadkami… To da nadzieję i pociechę małżeństwom, które przeżywają chwile zmęczenia i które znajdą w waszej autentycznej prostocie wyciągniętą dłoń (…).

Drogi Bracie,
na koniec przypominam ci piękną postać naszego śląskiego księdza i jakże wielkiego diakona, beatyfikowanego niedawno ks. Jana Franciszka Machy. Gdyby on cenił wygodę, święty spokój i bezpieczeństwo, to pewnie by przeżył wojnę i wiele lat po niej. Nie cenił. Cenił człowieka. Słyszał, jak biedak woła. Został zgilotynowany z powodu tego, że charytatywnie służył ludziom: konkretnie, wytrwale, bezdyskusyjnie, nie patrząc na siebie. „Bez jednego drzewa las, lasem pozostaje” – mówił. Drzewo jest ważne, ale las jest ważniejszy. Służył także słowem pocieszenia, dobroci, i nadziei, aż po ostatnie słowa, pisane z więzienia na chwilę przed śmiercią, na którą był gotowy. Stracił głowę, zgilotynowany, ale nie stracił serca. Najgorzej jak ksiądz, czy diakon nie ma dla ludzi serca, żyje wtedy w niewidocznym więzieniu własnego egoizmu, nikt wówczas nie czyha na jego życie, nikt go nie prześladuje, dla nikogo nie jest niebezpieczny, bo dla nikogo nie jest istotny.

Drogi Diakonie,
nie strać serca dla ludzi! Błogosławiony ks. Jan Macha pokazuje, że można być krótko księdzem, czy diakonem, i zrobić tak dużo, tak bardzo ludziom pomóc. „Umieram z czystym sumieniem, powiedział. Żyłem krótko, ale uważam, że cel swój osiągnąłem”. Przy nim też nie wypada narzekać, że mamy dziś ciężkie czasy dla Kościoła. Łatwe nie są, ale bez przesady. Nikt nas nie aresztuje, nikt nie wkłada do jaskini z lwami, nikt nie zabrania działać.  Możemy swobodnie pełnić naszą służbę, możemy ludziom pomagać, możemy dla ludzi być. Byleby tylko nam się chciało. Byle byśmy mieli taką w sobie gotowość i takie serce. Diakońskie! Miej je!
Amen.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »