Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona podczas Mszy Krzyżma w katowickiej katedrze w Wielki Czwartek 28 marca.
Drodzy Bracia,
to pierwszy raz, kiedy mogę przewodniczyć Mszy Krzyżma św. Nie ukrywam więc wzruszenia, przejęcia, tremy i stresu. Pierwszy raz tej mszy przewodniczę, ale pewnie na palcach jednej ręki mógłbym policzyć lata, kiedy w niej nie uczestniczyłem. Zawsze czekałem na nią z niecierpliwością serca i potrzebą, by znów spotkać się na modlitwie z biskupem miejsca, w którym akurat byłem (najczęściej w Poznaniu), i z braćmi księżmi. By uczestniczyć w poświęceniu olejów i odnowić kapłańskie zobowiązania, a przez to powrócić duchowo do momentu moich święceń prezbiteratu.
Pewnie macie podobnie, o czym świadczy wasza obecność tutaj, w miejscu, w którym zdecydowana większość z was przyjęła sakrament święceń.
Zatrzymajmy się przez chwilę nad znaczeniem namaszczenia, szczególnie namaszczenia krzyżmem, najszlachetniejszym ze wszystkich dziś poświęcanych olejów, mieszaniną oliwy z oliwek i wonnych balsamów.
Olej od zawsze, aż do naszych czasów wykorzystywany jest jako produkt spożywczy, kosmetyczny i liturgiczny. W starożytności był także zabezpieczeniem walczących. Namaszczali się nim sportowcy, stający do zapaśniczej walki. Śliski olej wtarty w ciało stanowił ochronę przed uchwytem przeciwnika. Najważniejsze dla nas jest jednak jego znaczenie biblijne. Olej stosowano przy ustanawianiu króla, kapłana i proroka (por. 1 Sm 10, 1; 16, 13; Iz 45, 1; 61, 1). Namaszczenie było znakiem szczególnego wybrania i upodobania przez Boga oraz wyznaczało człowiekowi ściśle określone zadania. Namaszczany człowiek uważany był za Bożego wybrańca, który przeznaczony był do wykonania pewnych, konkretnych zadań, mieszczących się w Bożym planie zbawienia. Po prostu do realizacji swojego powołania. Bóg dawał wybrańcowi swoją moc i swojego Ducha.
W sposób szczególny został wybrany i namaszczony przez Boga Jego Syn Jezus Chrystus, o czym sam powiedział w usłyszanej prze chwilą Ewangelii. „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21). Słowa Pisma o Namaszczonym, który jest posłany, aby opatrywać rany serc złamanych, zapowiadać wyzwolenie jeńcom, swobodę więźniom, pocieszać zasmuconych, rozweselać płaczących, by dawać wieniec zamiast popiołu i olejek radości zamiast szaty smutku, by śpiewać pieśń chwały przygnębionym na duchu (por. Iz 61, 1-3).
Chrystus jest oczekiwanym Mesjaszem. Hebrajskie „Mesjasz”, a greckie „Christos”, to tyle co „namaszczony”. W Jezusie Chrystusie — Mesjaszu, napełnionym pełnią darów Ducha Świętego, zrealizowały się wszystkie zbawcze plany Boga (por. Iz 61, 1; Łk 4, 18-21; Dz 10, 38).
Namaszczeni są również ci, którzy łączą się z Namaszczonym, którzy pozwalają, aby On przeniknął do ich wnętrza, niczym olej położony na skórę, przenika przez nią, wsiąkając w głąb.
Jesteśmy szczęśliwi, że to nas spotkało; że już w sakramencie chrztu świętego zostaliśmy połączeni z Chrystusem, który - jak powiedział to wtedy szafarz sakramentu - uwolnił nas od grzechu i odrodził z wody i Ducha Świętego. On sam namaścił nas krzyżmem zbawienia, abyśmy włączeni do ludu Bożego, wytrwali „w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne”.
Jesteśmy szczęśliwi, że ponownie otrzymaliśmy to namaszczenie w dniu naszego bierzmowania, po to, aby przyjąć znamię Ducha Świętego, Jego niezwykłą pieczęć, uzdalniającą nas, jak tamtych sportowców, do walki, czyli do mężnego składania świadectwa o naszym Panu, który – jak powiedział to przed chwilą św. Jan – miłuje nas, uwolnił nas przez swoją krew od naszych grzechów, który „jest, Który był i Który przychodzi. Wszechmogący” (Ap 1,8).
Walka, którą jako namaszczeni podejmujemy co dnia w imię Chrystusa polega też na tym, że nie akceptujemy zła, w sobie i wokół siebie, walczymy o to, by Jego Królestwo było coraz bardziej obecne tu i teraz. „Miłujesz sprawiedliwość, mówi Psalmista – wstrętna ci nieprawość, dlatego Bóg, twój Bóg namaścił ciebie olejem radości, hojniej niż równych ci losem” (Ps 45,8).
Ta walka to również zmagania wewnętrzne, walka ze zwątpieniem, smutkiem, długotrwałym przygnębieniem, poczuciem bezsensu podejmowanych wysiłków, bezcelowości zadań, które mamy do spełnienia. Walka z atakami Złego, który chce wydziobać z naszych dusz ziarno Słowa (por. Łk 8,4-15), który chce pogrążyć nas w rozpaczy, zwieść, byśmy odeszli od Chrystusa. Nawet jeśli nie definitywnie, to byśmy stawali się coraz chłodniejsi, mniej żarliwi, mniej gorliwi, pozwalający na to, by krok po kroku i rok po roku, rozkradano te wielkie skarby, które otrzymaliśmy z Jego łaski, by powoli gasło w nas pocieszające światło wiary.
Jakże bardzo wtedy pomaga nam, walczącym chrześcijanom, wspomnienie Chrystusa, modlącego się wśród drzew oliwnych, w Getsemani, tłoczni oliwy (por. Mt 26,36-46). Bóg nie opuścił wtedy Jezusa i nie opuści także nas.
Szczęśliwi jesteśmy także dlatego, że olejem namaszczono nas w sakramencie święceń. Najpierw biskup położył na nas swoje dłonie, a potem namaścił nasze ręce.
Papież Benedykt XVI tłumacząc ten gest mówi, że Pan wziął nas wtedy w swoje posiadanie. Powiedział: „należysz do mnie, strzegą cię moje dłonie, pozostań w moich dłoniach i oddaj mi twoje dłonie”.
„Pan nałożył na nas ręce - mówi ten wielki papież – a teraz chce naszych rąk, aby w świecie stały się Jego rękami. Pragnie, żeby nie były już narzędziami służącymi do zawłaszczania sobie rzeczy, ludzi i świata, aby uczynić go naszą własnością, lecz by przekazywały Jego boski dotyk, oddając się na służbę miłości (…). Namaszczone dłonie powinny być znakiem zdolności namaszczonego do obdarowywania innych”. Piękne słowa.
Warto wracać często do modlitwy, jaką wypowiedział biskup namaszczając nasze dłonie: „Nasz Pan Jezus Chrystus, którego Ojciec namaścił Duchem Świętym i mocą niech cię strzeże, abyś uświęcał lud chrześcijański i składał Bogu ofiarę”.
Chodzi o codzienną ofiarę ze swojego życia, ze wszystkiego czym jesteśmy i co posiadamy. Ofiara ta nas nie ograbia, ale przeciwnie - ubogaca, nie upokarza, ale przeciwnie - uwzniośla, nie zabiera nam niczego, ale przeciwnie - wszystko nam daje. Jej szczytem jest Najświętsza Eucharystia, którą od dnia święceń mamy zaszczyt sprawować, w której, łącząc się z ofiarą Chrystusa, potwierdzamy nasze oddanie się Jemu.
„Znalazłem Dawida, mojego sługę,
- śpiewaliśmy przed chwilą w Psalmie responsoryjnym -
Namaściłem go świętym olejem
By ręka moja zawsze przy nim była
I umacniało go moje ramię” (Ps 89, 21-22).
Tak, Bóg znalazł nie tylko Dawida, znalazł także nas. Pewnego dnia powiedział do nas, do każdego inaczej, w inny sposób, niepowtarzalny i jedyny: pójdź za Mną, Ja ciebie chcę. Znam cię, znam twoje historie, twoje wspaniałości i twoje ułomności, twoją wielkość i twoją słabość, i właśnie ciebie chcę. Jego ręka zawsze jest przy nas, umacnia nas Jego ramię.
„Z Nim moja wierność i łaska, to znów piękny psalm 89,
W moim imieniu Jego moc wywyższona (…).
On będzie wołał do mnie:
Ty jesteś moim Ojcem
Moim Bogiem, Opoką mojego zbawienia” (Ps 89, 25.27).
Wołajmy więc do Niego każdego dnia, nie wyrywajmy się z Jego dłoni. „Nikt nie wyrwie ich z mojej ręki”, mówi Chrystus (J 10, 28). Nie wyrywajmy się jednak i my sami.
Dziękujmy dzisiaj za tamten dzień, za dzień naszych święceń. Kilkadziesiąt, kilkanaście, kilka lat temu, a może rok temu. Dzień pamiętny. Założyciel Zgromadzenia, z którego pochodzę, św. Wincenty Pallotti, w dniu swoich święceń napisał: „Panie Jezu, albo umrzeć, albo nieskończenie Cię miłować”. Dla Pallottiego życie, a tym bardziej kapłaństwo, które nie byłoby nieskończoną miłością Chrystusa, byłoby niepotrzebne!
A św. Efrem napisał o kapłaństwie płomienny tekst: „O cudzie nadzwyczajny, o niewypowiedziana mocy, o grozę budząca tajemnico kapłaństwa! Duchowy to i święty, wzniosły i nieposzlakowany urząd, jaki nam niegodnym, przyniósł Chrystus, gdy na ten świat przyszedł. Padam na kolana i ze łzami proszę, aby mi było wolno mówić o kapłaństwie, prawdziwym skarbie tych, którzy je sprawują nienagannie i święcie (…). Kapłaństwo wygania ze świata bezprawie, wynosi w górę wstrzemięźliwość, pokonuje szatana i niszczy jego moc (…). Chrystus przez włożenie rąk dał swojego Ducha, co jak ogień zstąpił na Apostołów. O niewypowiedziana mocy! Ty przez włożenie rąk biskupa uczyniłaś w nas mieszkanie! Jak wielką godnością jest kapłaństwo! Szczęśliwy, kto je spełnia godnie i bez skazy”.
Drodzy Bracia,
jesteśmy namaszczeni krzyżmem, ale jesteśmy także tymi, którzy innych krzyżmem namaszczają.
Gdy więc usłyszymy za parę minut słowa modlitwy nad olejem krzyżma, w której będziemy prosić, by przez sakramenty, w których zostanie użyty ten olej wzrastał Kościół, aż dojdzie do tej pełni, w której Chrystus zajaśnieje światłem wiekuistym, myślmy właśnie o Kościele, o tej chrystusowej wspólnocie, którą mamy budować każdego dnia. I pragnijmy to robić jak najskuteczniej, przede wszystkim przez nasze własne uświęcenie, które nie stanie się bez otwarcia na łaskę z nieba, bez modlitwy, bez słuchania Słowa Bożego, bez rekolekcji, bez korzystania z sakramentów. Także bez zaangażowania w formację stałą, której tyle form jest dostępnych w naszej archidiecezji. Tylko chcieć z nich korzystać.
Pan nieustannie prosi nas, jak prosił wtedy Apostołów: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie, duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26,41). My jednak tak często jesteśmy głusi na to wezwanie, odchodząc w coraz bardziej gęsty mrok.
Tak, aby uświęcać Kościół, każdy ksiądz – niezależnie od tego, z której jest diecezji, czy zakonu, podobnie jak każdy diakon i biskup, musi przede wszystkim nieustannie czuwać nad sobą. Musi pracować nad sobą i sam siebie pilnować. Jeśli ja się nie upilnuję, nie upilnuje mnie nikt. Nawet biskup. Biskup nie jest dozorcą księdza, ani jego strażnikiem. Oczywiście, że powinien troszczyć się o dyscyplinę wśród księży, ale nie może żadnego księdza zastąpić w dbaniu o jego powołanie.
Jeśli zaś się nie upilnowałem i popadłem w problemy, uwikłałem się w grzech, muszę to naprawić. Nie wolno zostawiać. Bo problemy się pogłębią, a grzech się zadomowi.
Jeśli ksiądz prowadzi podwójne życie, jakąkolwiek konkretną postać miałoby ono mieć, powinien to jak najszybciej przerwać. Wspólnota Kościoła mu w tym pomoże. Jeśli zaś nie chce tego przerwać, nie chce nic z tym zrobić, powinien przerwać aktywną posługę kapłańską. Nie można na stałe wieść podwójnego życia i to jeszcze na koszt wiernych, którzy łożą na nasze utrzymanie. Kościół z tego powodu strasznie cierpi. Wrogowie Kościoła się cieszą, bo to osłabia Kościół, ale wierzący cierpią.
Kościół jest słabszy z powodu małej liczby powołań, ale będzie jeszcze słabszy z powodu niskiej, duchowej i moralnej jakości nas, powołanych.
I nie możemy mieć pretensji do dziennikarzy, że o tym piszą, bo to tak, jakbyśmy mieli pretensje do piekarzy, że pieką chleb.
Uczestnicząc w poświęceniu oleju krzyżma myślmy więc o Kościele, który chcemy uświęcać najpierw naszym życiem, a dopiero potem naszą posługą. Niech jedno i drugie będzie spójne i niech będzie wysokich lotów. Niech nam zależy na Kościele, który będzie coraz głębszy, coraz bardziej świadomy tego kim jest, oparty i opierający się na Chrystusie. Może nie będzie to Kościół liczny, ale świętość jednego jest już bezcenna i warto się dla niej trudzić.
Drodzy Bracia,
poświęcone za chwilę oleje będziemy używać przez cały rok we wszystkich kościołach naszej archidiecezji. Wszystkie są z tego samego źródła. Z tej katedry. Z tej mszy. W ten sposób wyrazi się także jedność między nami; wspólnota, którą pomimo trudności i pęknięć chcemy cierpliwie i pokornie tworzyć.
Dziękuję wam za tę wspólnotę. Dziękuję każdemu z was, począwszy od księży emerytów, po neoprezbiterów. Dziękuję księżom pracującym na terenie archidiecezji i poza jej granicami. Dziękuję szczególnie chorym braciom i tym, którzy przeżywają teraz noce ciemne. Dziękuję za wytrwałość i pokorę.
Biskup niczego nie zrobi bez księży. Możemy napisać nie wiem jakie programy naprawcze Kościoła i parafii, ale jak nie będzie gorliwych księży, to te programy będą tylko bladym świstkiem.
Wzruszyłem się słysząc kiedyś, jak to w jednym z afrykańskich narzeczy, ludzie składając sobie małżeńską przysięgę mówią: „i przyrzekam, że będę cię kochał na całe moje serce”. Pomyślałem sobie, że podobną przysięgę składamy w czasie naszych święceń, a jest ona wyrazem naszej tęsknoty i naszej miłości: „Jezu, przyrzekam, że będę Cię kochał na całe moje serce...”. Bądźmy wierni tej przysiędze.
Bardzo życzę ludziom, z którymi Bóg wiąże i zwiąże naszą posługę, by spotkali w nas księdza zwykłego. Pokornego i zwykłego. Nie księdza - gwiazdę, nie księdza - celebrytę, nie księdza – pawia. Już lepiej niech będzie wołem roboczym, niż napuszonym pawiem. Niech będzie zwykłym księdzem, który kocha jak Chrystus i który sobą nie zasłania Chrystusa. Życzę tym, którzy będą szli kiedyś za naszą trumną, by żałowali, że umarliśmy; żałowali, a nie cieszyli się z tego. By czuli w sercu smutek, a nie ulgę!
I na koniec mój ulubiony Rainer Maria Rilke, który w jednym ze swoich wierszy pisze tak:
„Ramiona odrąb mi Boże
a ja Cię obejmę sercem mym,
sercem co będzie mym ramieniem.
Serce zatrzymaj, będzie tęsknił mózg.
A jeśli w mózg mój rzucisz swe płomienie
Ja ciebie we krwi mojej będę niósł”.
Drodzy Bracia,
obyśmy wszyscy Chrystusa mieli we krwi!
Amen.
+ Adrian J. Galbas SAC