Oskarżony, oskarżeni, oskarżający

Rozważanie abp. Adriana Galbasa wygłoszone podczas nabożeństwa Gorzkich Żali w parafii św. Franciszka w Chorzowie-Klimzowcu 9 marca 2024 roku.

Siostry i Bracia,

chciałbym w ten wieczór zatrzymać się wraz z wami nad pewnym aspektem Męki Pana, o którym mówimy dość rzadko. Jest nim fałszywe oskarżenie. Chrystus fałszywie był oskarżany niemal przez całe swoje publiczne życie. Oskarżał go już Herod, gdy Pan był jeszcze niemowlęciem. Herod twierdził, że Chrystus zagraża jego władzy, dlatego, nie otrzymawszy pomocy od Mędrców, powodowany chorymi, szaleńczymi wizjami i tępym okrucieństwem, kazał wymordować wszystkich chłopców do lat dwóch (por. Mt 2,16). Potem Chrystus oskarżany był przez faryzeuszów i uczonych w prawie i w piśmie. A to, że mocą Belzbebuba wyrzuca złe duchy (por. Mk 3,22), a to, że zły duch go opętał (por. Łk 7,33), a to, że fałszuje pismo, a to, że kłamie (por. J 5,31-47). Ba, oskarżany był nawet przez krewnych o to, że zwariował, że „odszedł od zmysłów” (Mk 3,21)

W końcu oskarżony został oficjalnie i formalnie przed Sanhedrynem. Zarzutem było bluźnierstwo.

„…arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków” (Mt 26,59 n).

„Skoro dzień nastał, zebrała się starszyzna ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie i kazali przyprowadzić Go przed swoją Radę. Rzekli: «Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam!» On im odrzekł: «Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi. Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej». Zawołali wszyscy: «Więc Ty jesteś Synem Bożym?» Odpowiedział im: «Tak. Jestem Nim». A oni zawołali: «Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa? Sami przecież słyszeliśmy z ust Jego» (Łk 22, 66-71). 

„Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»” (J 18,23). Śpiewaliśmy o tym przed chwilą. 

„Jezu, od pospólstwa zelżywie, przed Annaszowym sądem znieważany, Jezu mój kochany! 
Jezu, przez ulice sromotnie, Przed sąd Kajfasza za włosy targany, Jezu mój kochany! 
Jezu, od Malchusa srogiego, Ręką zbrodniczą wypoliczkowany, Jezu mój kochany! 
Jezu, od fałszywych dwóch świadków, Za zwodziciela niesłusznie podany, Jezu mój kochany”!

Czy Chrystus modlił się wtedy słowami Psalmu 64?

„Boże, słuchaj głosu mego, gdy się żalę;
zachowaj me życie od strachu przed wrogiem.
Chroń mnie przed gromadą złoczyńców
i przed zgrają źle postępujących.
Oni ostrzą jak miecz swe języki,
a gorzkie słowa kierują jak strzały,
by ugodzić niewinnego z ukrycia,
znienacka strzelają, wcale się nie boją.
Umacniają się w złym zamiarze,
zamyślają potajemnie zastawić sidła 
i mówią sobie: "Któż nas zobaczy 
i zgłębi nasze tajemnice?"
Zamach został obmyślony,
ale wnętrze człowieka to jego serce niezgłębione (Ps 64, 2-7).

To oskarżenie miało swój dalszy ciąg przed Piłatem:

„Teraz całe ich zgromadzenie powstało i poprowadzili Go przed Piłata. Tam zaczęli oskarżać Go: «Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza, króla»” (Łk 23,2).

Oskarżenia ciągnęły się aż po ostatnie chwile ziemskiego życia Pana, aż po tę, gdy - dogasając na drzewie krzyża słyszał fałszywe oskarżenia od tłumu, a jeden z tzw. złoczyńców, powiedział wprost, że pewnie Jezus nie jest Mesjaszem, bo gdyby nim był to by wybawił siebie i ich (Łk 23,39). 
Chrystus wciąż fałszywie oskarżany.

Ten, który powiedział: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” (Mt 7,1), Ten, który stawał w obronie oskarżanych, jak choćby na dziedzińcu jerozolimskiej świątyni, gdy uratował oskarżaną kobietę, której groziło ukamienowanie. „Ja cię nie potępiam” (por. J 8,11) powiedział jej wtedy.
Tak, to oskarżanie Chrystusa trwa. Jest oskarżany o każde ludzkie cierpienie, o wojny, o zbrodnie, o pożogi, o brak lekarstw, o brak pieniędzy, o brak sensu, a nawet o brak pogody. O wszystko! Zło powodowane najczęściej przez człowieka przypisywane jest Jemu.

Wiecznie oskarżany, wiecznie osądzany, wiecznie pomawiany. Prawda, której wciąż zarzuca się, że jest kłamstwem.

Chrystus oskarżany jest także w niesprawiedliwie oskarżanych. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z moich najmniejszych, toście i mnie uczynili” (Mt 25, 40) - powie.

Pomyślmy choćby o chrześcijanach prześladowanych teraz na całym świecie. Są ich miliony, dziesiątki milionów, setki milionów. Są najbardziej prześladowaną grupą religijną. Oskarżani o wszystko. Z powodu fałszywych oskarżeń są ranieni, torturowani i zabijani. Jedynym ich przestępstwem jest wiara w Chrystusa, który dla nich jest żywym Bogiem. Kimś z Kim warto związać swoje życie. Na przepadłe!

Czasem ich prześladowania mają charakter bardziej subtelny, ale nie mniej dramatyczny. Z powodu swojej wiary tracą miejsca pracy lub środki na utrzymanie; ich dzieci z powodu swojej wiary lub wiary rodziców nie mogą dostać się do szkół lub mają ograniczone szanse zdobycia wykształcenia; z powodu presji otoczenia lub w obawie o swoje życie muszą opuścić swoje rodzinne strony. Czasem zabrania się im budowania kościołów, albo spotykania się w prywatnych domach; czasem przez uciążliwe procedury utrudnia się im lub wręcz uniemożliwia rejestrację chrześcijańskiego kościoła bądź organizacji. Pozbawiani są wielu innych praw, takich jak: prawo do ochrony przed arbitralnym zatrzymaniem, prawo do sprawiedliwego procesu, prawo dostępu do wymiaru sprawiedliwości, równości przed sądem, prawo do niestosowania tortur, prawo do posiadania rodziny. Pozbawia się ich podstawowych praw przysługującym im nie tylko jako mniejszościom religijnym, ale jako obywatelom i po prostu ludziom.

Dramatyczne jest i to, że oskarżycielami, a potem sprawcami prześladowań coraz częściej są osoby z najbliższego otoczenia ofiar.

Najczęściej powtarzaną prośbą naszych oskarżanych i prześladowanych sióstr i braci jest jedna: módlcie się za nas! Nie proszą przede wszystkim o pomoc materialną, prawną, polityczną. Proszą o modlitwę. Módlcie się za nas, byśmy wytrzymali te fałszywe oskarżenia o wszystko! 
Ale przecież są też oskarżenia bardziej codzienne, indywidualne, nasze. Gdy wierzący jest wyśmiewany, że wierzy w gusła, adoruje wafelek, klęka przed chlebem, duchowo obnaża się w konfesjonale. Że jego wiara go cofa, uwstecznia, kompromituje. Gdy o winy jednego, oskarżani są wszyscy.

Oskarżany jest także Kościół jako wspólnota. Im wierniej idzie za Panem, tym oskarżany jest bardziej. Że nie kocha ludzi, zwłaszcza kobiet, że dyskryminuje, że jest stary, nienowoczesny, że jest przeciw ludzkiej wolności, że seksistowski, seksofobiczny i seksoholiczny, tępy i głupi, niesprawiedliwy, bogaty i skąpy, bezlitosny dla ofiar i wyrozumiały dla sprawców, podzielony i płytki. Takich oskarżeń jest dużo, dużo więcej…

W Apokalipsie diabeł jest przedstawiany jako oskarżyciel, który dniem i nocą oskarża człowieka przed Bogiem (por. Ap 12,10).

Tak, on oskarża człowieka przed Bogiem, że człowiek jest zły i oskarża Boga przed człowiekiem, że Bóg jest zły. Oskarża od pierwszych stron Biblii (por Rdz 3,1).

Często, jednym z gorzkich owoców bycia przez niego fałszywie oskarżanym jest chore poczucie winy. Jest ono jak krzywe lustro, wykrzywiające ludzką postać. Krzywe lustro w Wesołych Miasteczkach może śmieszyć. Widzi się siebie śmiesznie długim, albo śmiesznie chudym, albo śmiesznie małym, albo śmiesznie grubym. Można się pośmiać. 

Ale chore poczucie winy poza Wesołym Miasteczkiem nie jest już śmieszne. Człowiek widzi popełnione przez siebie zło w sposób wyolbrzymiony, przesadzony, bez proporcji, nienaturalnie monstrualne. Nie może uwolnić się od wewnętrznych wyrzutów, które są jak palący ogień. Wciąż czuje się winny, gorszy od innych, niedobry, nierozgrzeszony. Nie przestaje się samooskarżać. Chore poczucie winy jest ciężarem nie do uniesienia, z każdym dniem coraz bardziej przytłaczającym. Człowiek nieustannie rozmyśla o tym, jakie błędy popełnił i co złego zrobił innym ludziom. Widzi swoją winę także tam, gdzie w ogóle jej nie ma. Bierze ją jednak na siebie. 

Kiedy zrobię coś złego, bo przecież to się zdarza nam niedoskonałym ludziom, w niedoskonałym świecie, wówczas zdrowe poczucie winy, które jest jak lustro, zaprowadzi mnie do pokory, pomoże wyciągnąć wnioski, uważać na przyszłość, nawrócić się i poprawić, a chore poczucie winy, które jest jak krzywe zwierciadło, zaprowadzi mnie do rozpaczy, bym siebie przekreślił. 

Jakże ważne jest tu dobrze ukształtowane sumienie. To prawdziwe lustro. Jak powie Sobór sumienie jest: „najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa” (KDK 16), a św. kard. J. Newman doda, że: „jest ono pierwszym ze wszystkich namiestników Chrystusa”. 

Tak, dobrze uformowane sumienie czasem będzie naszym oskarżycielem, jak Natan wobec Dawida (por. 2 Sm 12,1-14). Odezwie się zawsze wtedy, gdy będziemy żyć niezgodnie z duchem Ewangelii, dopuszczając się zła, lub zaniedbując konkretne czynienie dobra. Nigdy jednak nie oskarży nas o to, że jesteśmy źli, a już zwłaszcza o to, że jesteśmy całkowicie i beznadziejnie źli. Owszem, oskarży o konkretnie popełnione zło. Ale oskarży z miłością i ku naprawie. Bóg pokaże mi mój grzech, ale nigdy nie po to, by mnie zniszczyć, a zawsze, by ocalić. 

Ale bywa i tak, że to my jesteśmy oskarżającymi. Niesprawiedliwie! Kimś kto nie widzi w innym dobra, kto zawsze wie lepiej i jest lepszy, kto nie słucha, kogo drugi nie obchodzi i bez zwłoki daje mu to odczuć, kto apriorycznie osądza, obmawia i oczernia. Kto nie potrzebuje rozmawiać, bo wszystko już wie. Tak, to ja sam mogę wciąż pokazywać drugiego w krzywym zwierciadle mojego własnego egoizmu. 

Papież Franciszek w encyklice Fratelli tutti, pisze jak to jest ważne, by umieć „zbliżyć się do siebie, wyrażać swoje zdanie, słuchać jeden drugiego, patrzeć na siebie, poznawać się wzajemnie, starać się zrozumieć siebie nawzajem i szukać punktów styczności” (Ft, 198). To lekarstwo na bycie oskarżycielem, zwłaszcza niesprawiedliwym.

Rozpoczynamy w Kościele nowennę do św. Józefa. Z łatwością możemy sobie wyobrazić jak musiał być oskarżany, gdy „wziął Maryję do siebie” (Mt 1,24). Mały Nazaret aż huczał od plotek, domysłów, insynuacji, od sądów i osądów. Od pewników. A jednak Józef zachował pełne kultury, głębokie milczenie, pozostawiając sprawy sprawiedliwości Bożej.

Niech jego przykład nas wspiera. Przede wszystkim jednak niech wspiera nas obecność oskarżanego Pana. On jest z nami wówczas, gdy jesteśmy oskarżani, zwłaszcza oskarżani niesprawiedliwie. Jest też z nami, gdy sami oskarżamy innych. W pierwszej sytuacji, jest po to, by w nas i z nami cierpieć, w drugiej, by nas otrzeźwić i pomóc się opamiętać. 

Na koniec módlmy się słowami przepięknego Psalmu 139:

„Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę (…).
Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie mej matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał.
Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich liczba! (…).
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli (…).
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną”! (Ps 139, 1-5.13-17.20.23-24).
Amen.

« 1 »