"Wolność zewnętrzna jest błogosławionym darem i naszym wielkim szczęściem".
Publikujemy pełny tekst homilii metropolity katowickiego wygłoszonej 11 listopada:
Siostry i Bracia,
Pierwszym motywem, który gromadzi nas na Mszy św. jest dziękczynienie za odzyskanie niepodległości naszej ojczyzny. Trudno byłoby zrozumieć to wydarzenie jedynie w kategoriach zwykłej historycznej przyczynowości. „Spojrzał Bóg na ucisk swojego ludu w niewoli, wysłuchał jego jęczenia, zlitował się i stanął po naszej stronie, aby skruszył nieznośne nam więzy i oddał nam wolną, niezależną i zjednoczoną ziemię ojców naszych” – tak pisał w kard. Aleksander Kakowski nazajutrz po odzyskaniu niepodległości.
Ten akt sprawiedliwości dziejowej był skutkiem nie tylko sprzyjającej sytuacji politycznej, ale przede wszystkim owocem zmagania się całego narodu o zachowanie tożsamości i duchowej wolności przez całe dziesięciolecia niewoli. Był owocem dążenia do posiadania suwerennego państwa, które dla Polaków istniało jedynie w marzeniach, przekazach rodzinnych i w modlitwie. Wielu podejmowało trud przymusowej emigracji, wielu zginęło przelewając krew w kolejnych powstaniach, walcząc w obcych armiach i na różnych wojennych frontach. Wielu Polaków poświęcało sprawie odzyskania niepodległości swoje talenty, siły i wytężoną pracę.
11 listopada 1918 roku to data symboliczna, bo akurat wtedy Rada Regencyjna przekazała Józefowi Piłsudskiemu władzę nad wojskiem, a trzy dni później władzę cywilną. Było kilka innych propozycji, aby uczcić niepodległość Polski, ale wybrano właśnie tę datę. Chociaż Katowice i okolice stały się częścią Rzeczpospolitej dopiero cztery lata później, to przecież gdyby nie to, co wydarzyło się w 1918 roku, nie byłoby tego, co stało się w 1922 roku. Dzisiejszy dzień jest wiec wspaniałą okazją także dla nas, by dziękować wraz z całą ojczyzną za 1918 rok, za tamten początek. Dziękujemy za to, że odzyskaliśmy wolność i dziękujemy także za to, że wolność mamy dzisiaj.
Dzisiaj, mając oczywiście różne zdania na temat kondycji współczesnej Polski, możemy śpiewać uczciwie ”ojczyznę wolną pobłogosław Panie”, ciesząc się tak długim w naszej historii okresem bez wojen i przelewania krwi, co doceniamy jeszcze bardziej, oglądając dramatyczne i pełne śmierci obrazy z Ukrainy, Izraela, Strefy Gazy i tylu innych miejsc współczesnego świata.
Wolność zewnętrzna jest błogosławionym darem i naszym wielkim szczęściem, za który dziś dziękujemy. Jej przejawem były także ostatnie wybory. To, że mogliśmy swobodnie, każdy w zgodzie ze swoim sumieniem, oddać wolny i ważny głos, powiedzieć jakiej władzy chcemy i czego od władzy chcemy.
Modlimy się dziś za tych, którzy sprawują władzę i którzy będą ją sprawować w przyszłości. Za nowy parlament i nowy rząd, aby – jak mówimy w wielkiej modlitwie z Wielkiego Piątku - „Bóg kierował ich umysłami i sercami”. Modlimy się o dwie wielkie cnoty dla nich: o miłość do ludu i o pokorę.
Miłość pozwoli im służyć dobru wspólnemu, nie uważając tego zadania za utopię. W adhortacji „Ewangelii gaudium”, papież Franciszek wezwał do rehabilitacji polityki. Napisał, że polityka tak często oczerniania „jest bardzo wzniosłym powołaniem, jest jedną z najcenniejszych form miłości, ponieważ szuka dobra wspólnego. Musimy się przekonać, pisał, że miłość jest nie tylko zasadą relacji w skali mikro: więzi przyjacielskich, rodzinnych, małej grupy, ale także w skali makro: stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych. Proszę Pana, by obdarzył nas politykami, którym rzeczywiście leży na sercu dobro społeczeństwa, ludu, życie ubogich! Jest rzeczą nieodzowną, by rządzący i władza finansowa podnieśli wzrok i poszerzyli swoje perspektywy, by postarali się, aby godna praca, oświata i opieka zdrowotna były dostępne dla wszystkich obywateli. A dlaczego nie zwracać się do Boga, by zainspirował ich plany? Jestem przekonany, że otwarcie się na transcendencję mogłoby uformować nową mentalność polityczną i ekonomiczną, która pomogłaby przezwyciężyć absolutną dychotomię między ekonomią i wspólnym dobrem społecznym” (EG 205). A w encyklice „Frateli tutti” dodał, że „miłość, pełna drobnych gestów i wzajemnej troski ma także wymiar obywatelski i polityczny, a przejawia się we wszystkich działaniach, które starają się budować lepszy świat” (FT, 181).
Słyszeliśmy dzisiaj piękne słowa św. Pawła. Może się wydawać czymś dziwnym, że Kościół umieszcza je w liturgii. Po co? Po to, żeby nam powiedzieć jak ważna jest wspólnota, jak ważne są konkretne relacje, jak ważni są ludzie, z którymi jesteśmy i dla których jesteśmy, że bez nich, sami, nic wielkiego nie zrobimy. Pawłowi potrzebna była Pryscylla i Akwila, którzy – jak pisze, „nastawili dla niego karku” i przez to winien jest im wdzięczność. Ważny jest Epefnet i Maria, Andrionika i Junas, Ampliat, Urban i Stachys, Tercjusz, Gajus, Erast i Kwartus (por. Rz 16, 3-9.16.22-27). Ważni są ludzie.
Oby dla tych, którzy nami rządzą i będą rządzić też ważni byli ludzie. Oby umieli zbudować wspólnotę, która będzie umiała służyć z miłością wszystkim, każdej i każdemu: Jadwidze z Piekar, Franciszkowi z Głuchołaz i Marii z Dąbrówki. Ludziom. Człowiekowi! Bez miłości indywidualnej i społecznej politycy będą umieli tylko nami rządzić, od nas wymagać i nas dyscyplinować. Dzięki miłości, będą potrafili nam służyć! Pięknym przykładem kogoś takiego jest św. Marcin, którego dziś wspominamy w liturgii.
Modlimy się dziś także, aby nasi politycy byli pokorni. Trudno sobie zresztą wyobrazić miłość bez pokory i pokorę bez miłości. Miłość „nie szuka poklasku, nie unosi się pychą” - pisał św. Paweł w słynnym hymnie o miłości (por. 1 Kor 13,4). Tam gdzie miłość mówi: „jestem”, tam jest i pokora. Tam, gdzie pokora mówi „jestem”, tam jest i miłość.
Pokora pozwoli każdemu, w tym także każdemu politykowi, niezależnie od tego, czy jego biuro jest w Katowicach, Warszawie, Strasburgu, czy Brukseli, zawsze pamiętać o tym, że jest to jednak biuro zajmowane tymczasowo. Że jego misja jest tymczasowa. Bo, jak słyszeliśmy dzisiaj odwieczny jest jedynie Bóg (por. Rz 16,27), nie człowiek!
Oby każdy polityk i każda polityczka, bo teraz używa się feminatywów, umiał i umiała codziennie spojrzeć sobie w lustro, w tej jednej chwili, gdy się goli, czesze, czy robi makijaż. Uczciwie, bez zmrużenia oka, oby mogli spojrzeć uczciwie w twarz tym, którzy ich wybrali, mówiąc: jesteśmy wobec was uczciwi, a przede wszystkim, oby umieli kiedyś spojrzeć w twarz Bogu, którzy, jak powiedział to dziś św. Paweł „jedynie jest mądry” (Rz 16,27) i któremu należy się odwieczna chwała. On jest Alfą i Omegą. Początkiem i Końcem (por. Ap 1,7). On jest. My tylko bywamy! Oby nasi politycy byli wierni i porządni w małych sprawach, aby kiedyś Bóg powierzył im wielkie dobra (por. Łk 16,12).
„Każdego dnia będę błogosławił Ciebie,
- to dzisiejszy Psalm -
I na wieki wysławiał Twoje Imię
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały
A wielkość Jego niezgłębiona” (Por. Ps 144, 2-3).
Oby modlitwa Psalmisty, była i naszą!
Ale, Bracia i Siostry, dzisiejszy dzień jest także dobrą okazją, by modlić się o dar wolności wewnętrznej. Bo to ona, z dwóch rodzajów wolności; zewnętrznej i wewnętrznej, jest ważniejsza i trudniejsza do osiągnięcia, co powie sam Chrystus, mówiąc, że mamy się bać nie tych, którzy zabijają ciało, lecz tych, którzy niszczą ducha (por. Mt 10,28). A na innym miejscu: „co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota (Mk 7, 20-22).
Można żyć w kraju bez okupanta, a jednocześnie być wewnętrznie zniewolonym. I może być na odwrót: można żyć w czasie działań wojennych, w okresach prześladowań politycznych i powstań narodowych i być człowiekiem o całkowicie wolnym sercu, co pokazują wspaniałe biografie ludzi niezłomnych wszystkich czasów i narodów, które są chlubą każdej historii. Niektórych Kościół beatyfikował lub kanonizował. Dość, by nie cofać się zbyt daleko, wspomnieć choćby św. Edytę Stein, św. Maksymiliana Kolbe, św. Rafała Kalinowskiego, bł. ks. Jana Machę, ks. Jerzego Popiełuszkę, czy kardynała Stefana Wyszyńskiego. Oni i wielu, wielu innych w nieludzkich czasach, potrafiło zachować twarz, spętano im dłonie, ale nie spętano serca, zdeptano ich ciała, ale nie podeptano ich godności.
Pięknie o wolności wewnętrznej mówi Konstytucja Lumen Gentium Soboru Watykańskiego II: Chrystus, czytamy tam, „udzielił uczniom tej władzy, aby i oni posiedli stan królewskiej wolności i przez zaparcie się siebie oraz przez życie święte pokonywali w sobie samych panowanie grzechu” (KK 36). A Karol Wojtyła, komentując te soborowe słowa, powiedział: „każdy chrześcijanin, który naśladując Chrystusa, zdobywa panowanie nad grzechem, czyli samo-panuje nad sobą, urzeczywistnia przez to jakby rys królewski: uczestniczy w Chrystusowej władzy rządzenia i przyczynia się do budowania Królestwa Chrystusa”.
Św. Marcin i ci, wspomniani przed chwilą, postępowali jak ludzie wolni. Naśladując Chrystusa, potrafili zapanować nad sobą, potrafili samopanować, umieli, mądrze, dojrzale, trwale i wytrwale kierować swoim życiem i życiem ludzi, których Bóg postawił obok nich i dlatego uczestniczą w królewskiej władzy rządzenia. Jakże bardzo przyczynili się do budowania królestwa Chrystusa na ziemi.
Bracia i Siostry,
każdy, kto pracuje nad sobą, zna z pewnością listę własnych zniewoleń; wie, co mu zagraża, co odbiera wewnętrzną wolność, wie, gdzie i w czym nie panuje nad sobą, dając się nieść instynktom, emocjom, podnietom, także modom, czy opiniom innych. Te zniewolenia zawsze jednak sprowadzają się do owej potrójnej pożądliwości, o której mówi św. Jan Apostoł, czyli do żądzy ciała, żądzy oczu i pychy (por. 1 J 2,16).
Zobaczmy tylko jedną z nich, o której Chrystus mówi dziś w Ewangelii. To żądza oczu, która objawia się przede wszystkim w chciwości, w zniewoleniu przez mamonę. Weźmy sobie słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii mocno do serca. Weźmy je wszyscy, nie tylko politycy. Żądza oczu mówi nam: najważniejsze żebyś miał, żebyś miał więcej, żebyś miał więcej. Życie wówczas kręci się wokół tej jednej sprawy i jak mantra napędza wszystko: żebyś miał więcej, żebyś miał więcej, żebyś miał więcej. Od świtu do świtu, nawet w nocy, od niedzieli do niedzieli. Nawet w niedzielę.
Żeby było jasne, nie chodzi o to, by nie mieć pieniądza, ale o to, by nie być jego niewolnikiem, o to, by pieniądz nie stał się moim panem. Dopóki Ty rządzisz pieniądzem wszystko jest w porządku. Wszystko zaczyna być nie w porządku gdy to pieniądz rządzi Tobą. Dopóki pieniądz służy Twojemu życiu wszystko jest w porządku. Wszystko zaczyna być nie w porządku, gdy pieniądz sobie podporządkowuje Twoje życie. Problem w tym, że ten moment, w którym pieniądz tak się rozrasta w naszym życiu, że ze sługi staje się panem, a z pana robi sługę, jest bardzo łatwo przegapić, To się dzieje zazwyczaj subtelnie. Bo wszyscy, chcąc czy nie chcąc, jesteśmy uczestnikami jakiejś szaleńczej gonitwy, napędzani przez rynek, przez wciąż jego nowe produkty, zachęcani przez reklamy. A jeszcze są nasi znajomi i nasza chorobliwa zazdrość. Ktoś ma najnowszego smartfona. Twój wprawdzie jest jeszcze całkiem sprawny, ale ktoś ma najnowszego. „Przecież nie jestem od niego gorszy, więc też muszę go mieć”. Zwróćcie uwagę na wyrażenie: też muszę go mieć. Kto coś musi? Niewolnik. Pan chce. Królowie decydują, rozeznają, postanawiają i wypełniają. Niewolnik musi.
„Pan pieniądz”, ten bożek z lanego metalu, ma swoich gorliwych czcicieli także wśród nas chrześcijan, także wśród nas duchownych. Chrystus wspomina dziś o potwornym bożku Molochu, który był czczony w Palestynie a któremu składano w ofierze dzieci paląc je przed nim. Czy dzisiaj takim Molochem nie jest pieniądz? Ile porozbijanych małżeństw, ile popsutych rodzin, ile nerwów, ile stresu, ile wojen, tych światowych i tych domowych. Czego ludzie nie zrobią, żeby mieć pieniądz? Jak on nie nimi, tylko nami zawładnął! Na jak krótkiej trzyma nas smyczy!
„Czy wyrzekasz się grzechu, aby żyć w wolności dzieci Bożych?” - pytamy podczas chrztu i przy jego odnawianiu. Droga do wewnętrznej wolności prowadzi przez konfesjonał, przez systematycznie zaprogramowaną pracę nad sobą, przez stałe formowanie swojego sumienia w oparciu o zdrową naukę Kościoła, przez stabilne, wiernie prowadzone życie sakramentalne, przez odpowiedni dobór towarzystwa, bo w końcu wiadomo, że „kto z kim przestaje, takim, prędzej czy później, się staje”. Takim towarzystwem jest nie tylko drugi człowiek, ale też lektura, którą czytam, film, który oglądam, muzyka, której słucham. A to wszystko, cała ta praca nad sobą, to według „3d” - czyli: decyzja, dyscyplina i determinacja. Królowie są wolni!
Dante w Boskiej komedii pisał tak:
„Tak my na święte spinali się schody,
A jam się sobie zdał tak lekki, że mię
Chód nie utrudzał, jak w nizinach przódy.
Jakie to – pytam - ze mnie spadło brzemię,
Że znów me członki sobą lekko władną
I że bez trudu prawie depcę ziemię?”
Bracia i Siostry, ludu królewski,
Oby to było o nas. Obyśmy odrzucając wszelkie zniewolenia stali się wewnętrznie lekcy, prawdziwie wolni. By nie utrudzał nas „chód życia”, i byśmy pełni pokoju każdego dnia, mogli się „spinać na święte schody”, byśmy mogli budować tu na ziemi królestwo Boże.
Módlmy się dziś w intencji naszej Ojczyzny. O wolność! Niech wspiera ją orędownictwo Najświętszej Maryi Panny i jej wielkich Patronów. Módlmy się też za nas, byśmy umieli każdego dnia budować jej prawdziwą wielkość. Módlmy się o prawdziwą, a nie wydumaną miłość ojczyzny.
„Bez tej miłości można żyć,
- to oczywiście Wisława Szymborska -
mieć serce puste jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pić
z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własną miarę znać nadzieję,
w mroku kryjówkę sobie wić,
o blasku próchna mówić „dnieje”,
o blasku słońca nic nie mówić.
Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, dumą, gniewem.
Nie będę jak zerwana nić.
Odrzucam pustobrzmiące słowa.
Można nie kochać cię – i żyć,
ale nie można owocować.
Bracia i Siostry, obyśmy owocowali.