Choć czasem stracha napędzi jej jadowity wąż, ta mikołowska boromeuszka kocha mieszkańców i urzekającą przyrodę Zambii. Gdy 40 lat temu dostała propozycję wyjazdu tam, poprosiła tylko o godzinę do namysłu i poszła zapytać Pana Jezusa, czy On tego chce.
Miała 16 lat, kiedy wstąpiła do boromeuszek. Do Mikołowa dotarła pociągiem 1 września 1964 roku. Gdy odespała podróż, było już po obiedzie. Dostała w menażkach m.in. kartofle w mundurkach, wtedy w jej rodzinnych stronach, pod Sokółką, nieznane. – Na ich widok pomyślałam: „Mój Boże, moja mama gotowała takie ziemniaki tylko dla świń… Ale cóż: czego chciałaś, to masz. Mama ci mówiła, że będzie ciężko” – śmieje się dzisiaj siostra Chryzologa Teresa Borowska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.