Andrzej stracił rodziców, zaczął pić, utracił pracę na kopalni. – Lawinowo poszło – ocenia w cieniu altanki, w ogrodzie przy parafii św. Andrzeja Boboli w Rudzie Śląskiej.
To tutaj, w Domu Ubogich, znajdują swoje miejsce podobnie poobijani przez życie. Dostają wsparcie, ciepły posiłek, ale także zadania do wykonania. – Przyprowadził mnie tu znajomy z noclegowni – mówi Robert. O tym, dlaczego wylądował na ulicy, za bardzo nie chce mówić. – Tutaj znajduję życzliwość, mogę się wykąpać, zrobić pranie, coś zjeść. Ale najbardziej lubię pomagać przy kościele – deklaruje. – Do Domu Ubogich może przyjść każdy. Warunek jest jeden: musi być trzeźwy, na wstępie jest badanie alkomatem. Rano podopieczni dostają ciepłą herbatę, kanapki. Jest czas na rozmowy. Potem jest okazja do zrobienia czegoś dobrego: dzisiaj panowie rąbali i układali drzewo. Zwykle sprzątają teren wokół kościoła, grabią trawę lub liście – mówi Alina Szulirz, koordynatorka Domu Ubogich, przewodnicząca Stowarzyszenia św. Filipa Nereusza w Rudzie Śląskiej. Na zakończenie dnia jest czas na gry, rozmowy, zimą – wspólne oglądanie filmu. W czwartki podopieczni uczestniczą we Mszy św. o 16.00.
Zresztą od Mszy św. wszystko się zaczęło. Początkowo spotkania były organizowane raz w tygodniu. W niedzielę o 12.00 Eucharystia, po niej wspólny obiad i kawa (obecnie na takie spotkania przychodzi od 40 do 60 osób). Z czasem okazało się, że to nie wystarcza, że pomoc jest potrzebna przez cały tydzień. We współpracy ze Stowarzyszeniem św. Filipa Nereusza powstał Dom Ubogich. – Nigdy nie wiemy, ile osób przyjdzie. W okresie letnim każdego dnia jest 10–20 podopiecznych. Zimą może być ich 35. Codziennie pojawiają się nowe osoby, jest bardzo duża rotacja. Zdarza się, że niektórych widzimy tylko raz – mówi Alina Szulirz. – Każdy dzień to osobna historia – dodaje Mariola Domańska, asystent i terapeuta w Domu Ubogich. – To czasem jest dla nas najtrudniejsze: dać to, czego dany człowiek potrzebuje, bez względu na moją osobistą opinię; pamiętać, że Jezusowi zależy na każdym, a na tych maluczkich szczególnie. Ta refleksja niejednokrotnie ustawia do pionu – zauważa Alina.
Cele, jakie stawiają sobie terapeuci i wolontariusze Domu Ubogich, są zróżnicowane w zależności od wieku podopiecznych. – Młodym chcemy pomóc się odnaleźć, stanąć na nogi. Obecność w domu ma być stanem przejściowym. Docelowo odwiedziny u nas mają być okazją do podzielenia się tym, co ich dobrego spotkało. Staramy się motywować do podjęcia terapii dla osób uzależnionych, do rozwiązywania trudnych sytuacji, z którymi borykają się od lat. Czasem oznacza to wzięcie odpowiedzialności i zgłoszenie się do odbycia wyroku. Pomagamy także w szukaniu pracy – wymienia Mariola. O niej i Alinie panowie mówią „nasze aniołki”. – Starszym odwiedzającym szukamy bezpiecznych miejsc, np. DPS-ów, wspieramy ich na co dzień. To często ci, którzy nie mają siły przez cały dzień „być w drodze”, czyli krążyć po parkach czy klatkach. Bo w Rudzie noclegownia działa od 19 do 7 rano. W ciągu dnia trzeba szukać innego miejsca – tłumaczy.
– Krystian, tak jak koledzy z noclegowni były alkoholik, nie piję od września – przedstawia się. I potwierdza słowa Marioli, że Dom Ubogich pomaga wypełnić dzień. – Inaczej poszedłbym do parku, a tam każdy kusi, żeby się napić. Ci ludzie tu nie piją. Tutaj jest zawsze coś do roboty: sprzątamy, malujemy krzyże, odnawiamy groby. Nie nudzę się – zaznacza. Krystian przez 15 lat był górnikiem, pracował na ścianie. Miał mieszkanie. – Zacząłem pić. Odszedłem z kopalni i wziąłem 50 tysięcy odprawy, nawet sobie pani nie wyobraża, co się wtedy działo – macha ręką. – Wylądowałem na ulicy. Potem znowu znalazłem pracę, mieszkanie. Ale chyba znowu miałem za dużo pieniędzy, bo wrócił alkohol. Teraz szukam mieszkania, odkładam na remont, ale jestem dwieście któryś w kolejce. Chciałbym pójść do pracy, ale mogę być tylko stróżem, bo mam niesprawną rękę – mówi.
Ksiądz Piotr Wenzel podkreśla, że dom to działanie w duchu patrona parafii św. Andrzeja Boboli. – On jest patronem jedności. Wykształcony szlachcic szedł do ubogich, wierzył, że może ponad podziałami społecznymi i religijnymi jednoczyć w imię Pana Jezusa. Był jezuitą, tak jak papież Franciszek, i już w XVII wieku chodził na peryferie Kościoła, skracał dystans – uważa proboszcz. – W prezbiterium naszego kościoła jest witraż, na którym św. Andrzej jest przedstawiony z jedną ręką wzniesioną ku górze, ku Matce z Dzieciątkiem. To przypomnienie, by nieustannie prosić Boga i przyjmować dary od Niego. Druga ręka opuszczona jest ku dołowi: wezwanie, by nie zatrzymywać darów dla siebie, by się dzielić – mówi ks. P. Wenzel.
Działalność domu to wyraz zaufania Bogu, zwłaszcza w ostatnim czasie. – Niestety nie udało się pozyskać dotacji. Czasy są trudne. Dlatego szukamy 110 wspaniałych. Jeżeli do grudnia zechcą co miesiąc wspierać nas kwotą 100 zł, będziemy mogli spokojnie działać. Te środki są potrzebne na opłacenie rachunków za wodę, prąd i gaz, zakup żywności, środków czystości, ubrań. Nie chcemy pozbawić bezdomnych możliwość wykąpania się i wyprania swoich rzeczy – mówi proboszcz.
Pomoc dla Domu Ubogich
Poszukiwanych jest 110 ludzi dobrej woli, którzy zobowiążą się do regularnej wpłaty 100 zł na konto Domu. Szczegóły są dostępne na Facebooku Domu Ubogich w Rudzie Śląskiej, w poście „110 na 100”.