Jeden z nich jest arcybiskupem katowickim, drugi rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii, trzeci przez 38 lat głosił Jezusa na misjach w Kamerunie, wielu było znakomitymi proboszczami. 17 jubilatów odprawiło razem Mszę św. dziękczynną w katedrze w Katowicach.
Rozpoczął homilię od przywołania zapisków z "Dzienniczka" św. Faustyny. – Święta Siostra Faustyna była mistrzynią opisów „smakowania” Boga: „O, jak dobrze jest odprawić rekolekcje przy najsłodszym Sercu Boga mojego. Jestem na puszczy ze swym Oblubieńcem, nikt mi nie przeszkadza w słodkiej rozmowie z Nim” – cytował siostrę. – Podczas mistycznych spotkań ogląda „słodką” twarz Jezusa, doświadcza Jego „słodkiego spojrzenia”, a także „słodkiej rozmowy”, podczas której On „słodko słucha” jej słów – mówił o polskiej zakonnicy.
Przekonywał, że „smakować Boga oznacza przebywać w Jego obecności”. Przestrzegł jednak przed pokusą samowystarczalności. – Zaangażowani w duszpasterstwo, całkowicie w nim zanurzeni, jak Apostołowie w jeziorze, z którego wyciągali kolejne sieci ryb, poświęceni katechezie, kancelarii, sakramentom, kazaniom (…) mamy tendencję do ufania własnym siłom, albo inaczej – do zapominania Kto jest prawdziwym i jedynym źródłem mocy – mówił.
Nawiązał do postawy Piotra i Apostołów postawionych przed Sanhedrynem i ich odpowiedzi – „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” – udzielonej arcykapłanom. – Nasz dramat polega na tym, że od lat jako kapłani, czy biskupi, głosimy to, czego inni słuchają i jeśli należy nam się jakiś rachunek sumienia, to najbardziej z tego: czy to, co inni słyszeli z moich ust, było słowem Boga? – pytał bp Szkudło. Zaznaczył, że jest to ogromna odpowiedzialność. – Być ustami Boga; mówić ludziom to, co On ma im do powiedzenia. Przez pięćdziesiąt lat niesiecie tę odpowiedzialność na własnych barkach. Ale przecież wasz wiek nie oznacza kresu posługi – podkreślił.
W swym rozważaniu bp Szkudło zatrzymał się nad słowami Jezusa do Nikodema z dzisiejszej Ewangelii: „kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia”. Wyjaśnił, że „przemawiać po ziemsku oznacza mówić co innego, niż Bóg”. – Codziennie powinniśmy zdać rachunek z każdego wypowiedzianego słowa – powiedział. – Nie tylko tego z ambony, ale i tego z rozmowy z parafianami, współbraćmi w domu emeryta, z biskupem – wyliczał. Zachęcał do mówienia „językiem nieba”, bo – jak stwierdził – powołał nas Pan, abyśmy wbrew słabości własnej natury głosili z mocą Jego słowo.
Komentując spotkanie Nikodema z Jezusem zauważył, że mówić „językiem nieba” oznacza również „trzymać się Jezusa”. – Przychodzić do Niego pomimo ciemności panujących nie tylko dookoła, ale również w moim własnym, starzejącym się sercu. Siedzieć przed Nim i słuchać coraz mniej słyszącymi uszami. Wpatrywać się w Niego jak przy słabym płomieniu oliwnej lampki coraz słabszymi oczyma (…). Na tym polegało zawsze i polegać będzie kapłańskie nabieranie dojrzałości – spuentował.