Janinę zachęcił syn. Tkwiła w domu, pogrążona w żalu po stracie męża.
Jerzy umarł we wrześniu ubiegłego roku. – Byliśmy małżeństwem przez 65 lat. Nie było idealnie, jak to w życiu. Rozsądek podpowiada, że trzeba się z tym pogodzić, ale bardzo mi go brakuje – mówi. I zastrzega, że choć mieszka teraz sama, troszczy się o nią syn, ma bardzo dobrych i uczynnych sąsiadów. – Ale to nie wypełni całego dnia, to nie to samo – dodaje. – Dzięki tym spotkaniom odżyłam. Mam kontakt z ludźmi, to przede wszystkim. Uczestniczę w różnych zajęciach. Poza tym dzięki Caritas korzystam z rehabilitacji, przyjeżdża po mnie kierowca – wymienia. – Ostatnio rozmawiałam z innym podopiecznym, panem Heniem, że odkąd tu jesteśmy, podbudowaliśmy się psychicznie, zupełnie inaczej się czujemy – mówi Janina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.